Pisane: Jutro. Tu gdzie jesteś.
Witaj Kochana.
W pierwszych słowach mojego listu chciałabym Ci napisać, że u mnie wszystko w porządku. Wszystko się jakoś poukładało, chociaż przyznaję, że mogłaś mieć obawy w jakim charakterze do Ciebie piszę. Nie martw się. O większości spraw jakie razem przeżyłyśmy staram się zapomnieć, a reszta przywołuje na moje usta sentymentalny uśmiech. Jaka Ty byłaś naiwnie szalona i szalenie naiwna zarazem! Nigdy nie zapomnę tych Twoich wyskoków, wiecznego nonkonformizmu i przeświadczenia, że zmienisz świat. Czasami zastanawiam się: jak to w ogóle możliwe, że wyszłam cało z tej znajomości? Wiesz o czym mówię. Ryzykowne zachowania, podejrzane towarzystwo, używki, jazda stopem przez cały kosmos. No i ten wieczny brak pieniędzy i wieczne marzenia o tłustym rachunku bankowym, leniwym i szalonym życiu, w pięknym domu. Nasze życie miało wyglądać jak wideoklip wielkiej gwiazdy. Co wyszło? Wideo klip amatora. Do tego kręcony telefonem z lombardu.
Słuchaj, nie mam do Ciebie pretensji. Dobra. Wyciągałaś mnie ze szkoły, ciągle mnie rozpraszałaś i z figlarnymi ognikami w oczach wołałaś od książek do swoich przyjaciół, do ognisk, wieczornego przesiadywania na ławce, rozmów na – jakże dziś – trywialne tematy. Zawsze umiałaś wyrwać mnie z rutyny dnia codziennego i zawsze miałaś jakieś zimne piwko: w lecie dla ochłody – w zimie na rozgrzewkę. Dla Ciebie nie istniało pojęcie “konsekwencje”, ani tym bardziej “odpowiedzialność”. “Na przypale, albo wcale” – tak to szło?
Kojarzysz mi się z muzyką. Szaloną muzyką, pełną wielkich wzruszeń i nieporadnego buntu. Miałam na uszach odciski od słuchawek. Nic w niej nie trzymało się kupy. Ani rytmu, ani umiaru, ani sensu. Ty jednak umiałaś do niej tańczyć. Z przymkniętymi oczami, niczym Mallory Knox (pamiętasz “Urodzonych morderców”?, byłyśmy na tym w kinie) przed Mickey-em, tańczyłaś, kołysząc biodrami, a nad nami było tylko czyste niebo meksykańskiej pustyni, po którym galopowały wielkie czerwone konie apokalipsy… Grzyby też zarzucaliśmy, co nie? I ten Cohen…
“Baby, I’ve been waiting
I’ve been waiting night and day
I didn’t see the time
I waited half my life away”
Kiedy zaczęłaś znikać na całe miesiące, a potem lata – poczułam ulgę. Jakoś tak zrobiło się spokojnie. Miałam dużo do nadrobienia. Musiałam nauczyć się tego wszystkiego, co ominęło mnie dzięki naszej znajomości. Wiesz, te nudne: musisz być kimś, zdobyć zawód, robić coś pożytecznego – zapukały nagle do moich drzwi i powiedziały: Oto ja Dorosłość. Ciężko bywało. Czasami wpadałaś i znowu wieczór, dwa bywało odjazdowo. Potem jednak trzeba było płacić rachunki, coraz dłużej dochodzić do siebie…
Podświadomie sama siebie oskarżam o to, że zerwałam kontakty. Zaczęłam czuć coś w rodzaju pretensji, za to, że przez Ciebie poszłam na jakieś głupie studia, na których nie dość, że się niczego nie nauczyłam, to długie lata nie potrafiłam robić nic, z czego dałoby się godnie żyć. Musiałam naprawdę się starać, by odzyskać czas, który tak beztrosko rozrzucałaś wokół siebie, kiedy miałyśmy go tak wiele. Urodziły się moje dzieci, zdobyłam jakieś tam stanowisko, regularne pieniądze co miesiąc, wczasy w Chorwacji, albo na Krecie. Mieszkanie, samochód, telewizor na pół ściany… nuda, rutyna, monotonia. Zaczynam łapać się na myśli, że chyba warto rozejrzeć się na rynku działek… na cmentarzu. To sporo ułatwia rodzinie… Dobra. Ja nie o tym chciałam.
Kochana, wpadnij kiedyś na weekend. Zapraszam. Popijemy jak stare burżujki – barek mam pełny, a lodówkę dopakuję zimnym piwkiem po sam zamrażalnik. Pójdziemy na wydmy, rozpalimy ognisko, powspominamy tych wszystkich, którym się nie udało. Pamiętasz jakie kiedyś były zachody słońca? Jakie świty? Ile działo się w naszych sercach i głowach? Przyjeżdżaj Kochana choćby jutro i zostań ile chcesz. Mam duży dom. I nie bój się, nie będzie żadnych wyrzutów z mojej strony. Dzieci Cię polubią.
Liczę na szybką odpowiedź.
Zawsze pamiętająca Starość.
—
Siema Mordo! Nie dam rady wbić do CB, bo ciągle lecę w melanżyk. Ty wiesz, co tu się dzieje? Dzisiaj dopiero czuję, że mogę żyć i nie muszę się niczego wstydzić ani obawiać. Mordo – nie łam się. Działkę na miasteczku sztywnych możesz se kupić. Kiedyś wbiję ze zniczykiem XD XD XD. Tymczasem lecę, bo ciągle gra muzyka i szykuje się na wieczór coś konkretnego w temacie tematu. Odpowiedzialność to chujnia i bzdet, wymyślony by podcinać nam skrzydła. Dopóki walczysz nie jesteś niewolnikiem, czy jakoś tak. Zresztą może kiedyś się spotkamy, to powiem więcej. Jeszcze raz siema. Do siebie nie zapraszam. Źle byś się czuła i trochę śmiesznie wyglądała. Sorki, że tak walę bez ogródek, ale znasz mnie: taka już jestem.
Twoja Młodość. Dzisiaj
PS Nie miałabyś parę groszy podesłać? Oddam jak się usamodzielnię kiedyś. Pa!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS