O problemach niepublicznych żłobków i przedszkoli ich właściciele mówią coraz głośniej. Rodzice nie chcą płacić pełnego czesnego, bo wskutek epidemii sami zajmują się teraz swoimi dziećmi. W samorządowych przedszkolach opłaty zostały zawieszone. W niepublicznych to kwestia umowy z właścicielem.
Większość decyduje się na obniżenie czesnego od 20 do 50 proc. Są też placówki, w których czesne nie drgnęło. Tłumaczą, że na taki gest solidarności zwyczajnie ich nie stać.
Zuzanna Adamkiewicz-Kiwer, mama dwójki dzieci z przedszkola waldorfskiego Pod Skrzydłami: – Płacimy czesne w pełnym wymiarze. Przedszkole wyjaśniło nam, że musi opłacić czynsz za budynek i specjalistów od waldorfskiej pedagogiki. Większość rodziców to rozumie, są jednak tacy, którzy nie zgadzają się na takie rozwiązanie. Część wypisała dzieci – mówi nam kobieta.
Małgorzata Stastny, przedszkole Kraina Uśmiechu: – Rozumiemy, że rodzice są teraz w trudnej sytuacji, bo wielu potraciło pracę albo firmy, które prowadzili, stanęły. Ale prosimy o zrozumienie, że my też jesteśmy w takiej samej sytuacji.
Beata Pietrzyk, właścicielka Centrum Zdrowego Rozwoju „Czyżyk” (w jego skład wchodzą dwa żłobki i dwa przedszkola): – Od czasu początku epidemii dostałam już 14 wypowiedzeń od rodziców dzieci ze żłobka. Żłobki są w trudniejszej sytuacji, bo o ile przedszkola mogą prowadzić zdalne lekcje dla przedszkolaków, o tyle w żłobkach to niemożliwe.
Trzeba zapłacić pensje, opłacić czynsz
Dla właścicieli niepublicznych żłobków to ogromny problem. W przeciwieństwie do niepublicznych przedszkoli nie są dotowane przez miasto. – Gdyby miasto zwiększyło pomoc dla rodziców, być może my nie musielibyśmy obniżać czesnego aż w takim zakresie, jak robimy to teraz – mówią właściciele żłobków.
Katarzyna Cybruch, właścicielka żłobków Mini Mini już obniżyła opłaty z 1200 na 860 zł. Są rodzice, którzy napisali jej w mailu, że w obecnej sytuacji nie mogą zapłacić jej więcej niż 500 zł. Tymczasem trzeba zapłacić pensje pracownikom, opłacić czynsz, media.
– Nie łapiemy się na rządową pomoc dla małych przedsiębiorstw, bo zatrudniamy więcej niż dziewięć osób – mówi Beata Pietrzyk. Podkreśla, że gdy niepubliczne placówki upadną, a epidemia się skończy, miasto może mieć ogromny problem, bo samorządowych żłobków w Krakowie jest jak na lekarstwo.
Nie udało nam się dowiedzieć, ile dzieci zapisanych jest do prywatnych żłobków, za to ponad osiem tysięcy dzieci chodzi do niepublicznych przedszkoli. Te dostają od miasta na każde dziecko 869,35 zł. To 85 procent kwoty przeznaczanej na przedszkolaka w placówce samorządowej.
Projekt dofinansowania z miejskiej kasy
Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych na czas epidemii domaga się od miasta takiego samego finansowania jak w przypadku przedszkoli samorządowych (te dostają 1022 zł na każdego przedszkolaka). „Nie wyobrażamy sobie zwalniania personelu (…) tworzymy miejsca pracy dla kilku tysięcy pracowników” – czytamy w stanowisku SPN.
Pomoc obiecują radni. Rafał Komarewicz z prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków złożył projekt dofinansowania z miejskiej kasy przedszkoli niepublicznych. Jego pomysł zakłada jednak jednorazową dotację, którą przedszkola otrzymałyby w maju.
Poprosiliśmy miasto o komentarz w tej sprawie. Na odpowiedź czekamy. Nie dalej jak kilka dni temu magistrat przysłał nam jednak informację, że chce zmniejszyć im dotację od lipca, a zaoszczędzone w ten sposób 9 mln zł przeznaczyć na zakup laptopów dla szkół, które w związku z epidemią prowadzą obecnie zdalne nauczanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS