Endorfy raczej przedstawiać wam nie muszę, gdyż ten polski producent jest jedną z najlepiej sprzedających się marek na naszym rodzimym rynku. Firma po dłuższej przerwie, wróciła do nas ze świeżutką premierą swojej pierwszej w historii myszki ze zintegrowaną stacją ładującą, czyli Endorfy LIV Plus Wireless. Wspomniana mysz to pełnoprawny następca kultowego LIX Plus Wireless. Już na pierwszy rzut oka widać, że ambicje Endorfy są wysokie i tym razem producent celuje w segment premium, starając się utrzeć nosa konkurencji z trzema wężami w logo. Design LIV Plus Wireless został znacznie odświeżony, zmieniły się też podzespoły (oczywiście na plus), natomiast nie zmieniła się całkowita masa urządzenia i nadal jest to 69 gramów.
Endorfy LIV Plus Wireless to pełnoprawny następca kultowego LIX Plus Wireless, łączący zalety poprzednika z ekstrawaganckim designem i mocną specyfikacją.
Propozycja Endorfy przywodzi mi na myśl absurdalnie wycenioną myszkę Razer Viper Mini Signature Edition, która wiele obiecywała, ale zdawała się być skokiem na kasę konsumentów, bo jak inaczej można nazwać myszkę za bagatela 1200 złotych, której cena jest uzasadniona jedynie krzykliwym designem i wykorzystaniem szkieletu ze stopu magnezu zamiast tworzywa sztucznego? Na szczęście LIV Plus Wireless zaledwie lekko przypomina ją wizualnie – w końcu mamy tu równie ekstrawagancki design, ale za to cena 449 zł przynajmniej jest do przełknięcia, a w bonusie dostajemy stację dokującą. No i nie zapominajmy, że kupując LIV Plus Wireless wspieramy polską markę.
Specyfikacja Endorfy LIV Plus Wireless
- Typ: Symetryczna
- Ilość przycisków: 6
- Podświetlenie: Posiada
- Przełączniki główne: Kailh GM 8.0
- Enkoder: TTC
- Sensor: Optyczny, PixArt PAW3395
- Masa: 69 gramów
- Ładowanie: Bezprzewodowe za pomocą stacji dokującej lub po kablu
- Wbudowany akumulator: Litowo-jonowy 500 mAh
- Łączność: Bezprzewodowa 2.4 GHz, Bluetooth 5.3 lub przewodowa
- Częstotliwość odświeżania: do 1000 Hz
- Czułość sensora: 50 – 26 000 DPI
- Wymiary: 126 x 65,7 x 39,3
- Akcesoria: Transmiter radiowy, stacja dokująca, przewód zasilający typu paracord, zapasowe ślizgacze
- Gwarancja: 24 mies.
- Cena: 349 zł (przedsprzedaż), 449 zł (cena regularna)
Opakowanie, zawartość i jakość wykonania
LIV Plus Wireless to mysz o bardzo charakternym i nietypowym wyglądzie, jednak opakowanie, w którym do nas dociera wygląda klasycznie względem pudełek całej gamy produktów Endorfy. Projekt opakowania jest prosty, informatywny, estetyczny i ciutkę młodzieżowy, a przynajmniej stara się taki być. Zastosowana paleta barw, czyli odcienie szarości, bieli, czerni i koloru niebieskiego od razu budzi silne skojarzenie z marką Endorfy.
A co znajdziemy w pudełku? W środku oprócz bohatera naszej dzisiejszej recenzji producent umieścił stację dokującą, dodatkowy komplet ślizgaczy, co jest bardzo miłym gestem z jego strony, naklejkę, trochę papierologii oraz oczywiście transmiter radiowy 2.4 GHz wraz z przewodem zasilającym typu paracord, który posiada specjalną kotwiczkę zapobiegającą wyłamaniu się wtyku kabla z gniazda USB-C.
Pomimo licznych dziur układających się we wzór chaotycznie utkanej pajęczej sieci LIV Plus Wireless sprawia wrażenie solidnej konstrukcji i tak też jest w praktyce. Pod naciskiem nic się z myszką złego nie dzieje, niezależnie czy przykładamy nacisk od góry, czy po bokach obudowy. Relatywnie dobrze powinna znieść też upadek z wysokości biurka. Nie musimy również obawiać się, że w przypadku lekkiego zachlapania czy problemów z potliwością dłoni uszkodzimy myszkę gdy wilgoć dostanie się do odsłoniętej elektroniki, gdyż jest zabezpieczona specjalną hydrofobową powłoką minimalizującą to ryzyko.
Ponadto Endorfy zadbało o odpowiednie wyważenie LIV Plus Wireless. Środek ciężkości gryzonia znajduje się dokładnie w centralnym punkcie, więc w trakcie używania nie rozjeżdża nam się ani tył, ani przód urządzenia, dzięki czemu możemy wykonywać szybkie i precyzyjne ruchy. Kolejną pozytywną cechą LIV Plus Wireless są oddzielone od reszty korpusu łopatki lewego i prawego przycisku myszy, dzięki temu zabiegowi luzy na łopatkach są praktycznie zerowe, a jednocześnie siły na nie oddziaływające są znacznie niższe i nie ma ryzyka, że w najbardziej czułym na naprężeniu miejscu plastik po prostu pęknie wraz z wiekiem.
Czas pracy na jednym cyklu ładowania z włączonym podświetleniem RGB jest zbliżony do tego co oferował LIX Plus Wireless, zatem mowa tu o około tygodniu pracy przy dobrych wiatrach (7-8 dni normalnego użytkowania), więc nie ma szału, ale jest lekka poprawa względem poprzednika. Zaś zgodnie z zapewnieniami producenta, wyłączając podświetlenie i zmieniając częstotliwość próbkowania na 500 Hz z zamontowanego tu 500 mAh ogniwa powinno nam się udać wykrzesać do 160 godzin pracy na baterii. Opóźnienia nie powinny być dla nas problemem, gdyż Endorfy LIV Plus Wireless podobnie jak LIX Plus Wireless posiada niski input lag dzięki zastosowaniu łączności bezprzewodowej 2.4 GHz. Aczkolwiek nie zabrakło też wsparcia dla łączności Bluetooth 5.3, która kosztem nieco większych opóźnień zaoferuje nam troszkę dłuższy czas pracy na jednym ładowaniu i świetnie nada się do pracy codziennej, zamiast gamingu, pod kątem którego jest zoptymalizowany tryb 2.4 GHz.
Wrażenia z użytkowania
Przy pierwszym kontakcie mysz nie wydaje się być zbyt wygodna ze względu na liczne dziury, również po bokach oraz na łopatkach. Natomiast po spędzeniu z nią nieco czasu, zaczniemy się do niej przyzwyczajać, aż w końcu powoli docenimy zalety tej konstrukcji. Pierwszą z nich jest przewiewność, nawet gdy spędzamy wiele godzin przed ekranem monitora, nasza dłoń nie powinna się nadmiernie pocić, co niestety ma czasami miejsce w przypadku klasycznych myszek. Drugą zaletą jest oczywiście uniwersalność, z której słynął LIX, ta mysz po prostu nadaje się pod praktycznie każdy chwyt oraz wielkość dłoni. Z drugiej strony w porównaniu do serii LIX i GEM osoby korzystające z chwytu palm mogą odczuwać znacznie większy dyskomfort ze względu na nietypową perforację, która znacznie bardziej daje się we znaki niż typowy wzór plastra miodu.
Pod przyciskami głównymi w Endorfy LIV Plus Wireless znajdziemy znane i lubiane przełączniki Kailh GM 8.0 charakteryzujące się średnio-ciężką siłą nacisku potrzebną do ich aktywacji (65 gF +/- 10 gF) i szacowaną żywotnością na poziomie 80 milionów kliknięć. Ich klik jest donośny i chrupki. Oprócz tego, że są to po prostu dobre switche, nie da się nie wspomnieć, że Endorfy zadbało o ich poprawną implementację, o czym świadczy spójne działanie LPM oraz PPM, chociaż niestety łopatkom towarzyszy zauważalny pre-travel. A z moich obserwacji wynika, że po czasie przyciski główne zaczynają sporadycznie skrzypieć, dokładnie tak samo jak miało to kiedyś miejsce w pierwszej odsłonie przewodowych myszek z serii LIX (w najstarszej, premierowej rewizji, jeszcze za czasów SPC Gear, które po fuzji z SilentiumPC zostało zastąpione przez markę Endorfy). Oczywiście nie wykluczam, że może być to kwestia pojedynczej sztuki, dlatego nie postrzegajcie tej uwagi jako kategorycznej wady.
Wracając do tematu przycisków głównych, tak jak wspominałem wcześniej, nie mają one bocznych luzów, ani większych problemów z post-travelem, jedynie pre-travel daje o sobie znać. Tymczasem przyciski boczne są zupełnym przeciwieństwem. Cechuje je niski pre-travel ale nieco większy post-travel i mają one wyczuwalne luzy. Scroll natomiast pracuje płynnie, a poszczególne stopnie enkodera są tylko delikatnie zaakcentowane, co może się podobać lub też nie – kwestia gustu. Nadal problemem jest jego słabe wyeksponowanie, rolka jest trochę zbyt nisko osadzona, a naciśnięcie łopatki w okolicy scrolla i jednoczesne przewijanie powoduje lekkie ocieranie wałka o rant łopatki. Tymczasem przycisk znajdujący się pod scrollem wymaga od nas przyłożenia konkretnej siły do jego aktywacji, więc nie musimy się obawiać, że w trakcie gry przypadkowo go naciśniemy. Ostatnim przyciskiem na naszej myszce jest klawisz zmiany czułości myszki, pozwalający zmieniać wartości DPI w locie, na bazie zapamiętanych w pamięci urządzenia ustawień.
Na spodzie myszki oprócz przełącznika trybów łączności znajdziemy dwa pozłacane styki służące do ładowania myszki w kontakcie ze stacją dokującą. Jest to bardzo proste rozwiązanie stosowane niegdyś w Razer Viper Ultimate czy MSI Clutch GM31, a także wielu innych myszkach. W przypadku RVU nie było to idealne rozwiązanie, gdyż po czasie ładowanie tym sposobem zaczynało szwankować, z wielu różnych powodów, ale między innymi ze względu na śniedziejące styki lub wyrobione sprężyny w bolcach. Dlatego też Razer przerzucił się z czasem na stacje dokujące z ładowaniem indukcyjnym. Na ten moment nie jestem w stanie udzielić wam informacji jak LIV Plus Wireless zniesie próbę czasu, jednak gdyby zaczął szwankować, na pewno zaktualizuję ten materiał.
Przyznam szczerze, że stojak całkiem nieźle prezentuje się na biurku i wygląda o wiele lepiej niż ten w zestawie z wiekowym już Razer Viper Ultimate. Oprócz funkcji ładowania i działania jako dongle USB, stacja dokująca posiada swoje własne podświetlenie RGB, które robi świetne wrażenie. Animacje są płynne, a kolory żywe, no i co ciekawe mamy możliwość zmiany efektów podświetlenia za pośrednictwem przycisku ukrytego na spodzie podstawki ładującej.
Natomiast na pochwałę zasługują ślizgacze, które względem tego co oferowały pierwsze myszki z serii LIX uległy diametralnej poprawie i są naprawdę niezłe. Łyżwy oferują płynny i szybki ślizg, a przy tym posiadają zaokrąglone ranty, więc nie powinny szurać o podkładkę, nawet jeśli jest miękka. Świetnym pomysłem było również zaimplementowanie elastycznego kabla typu Paracord z kotwiczką, który usztywnia połączenie z myszką i zapobiega uszkodzeniu portu USB-C.
Testy i oprogramowanie
Sterownik, który omawiam na poczet tej recenzji, jest prototypową wersją we wczesnym dostępie przeznaczoną wyłącznie dla pracowników i prasy, dlatego może znacząco odbiegać od swojej premierowej wersji. Dlatego wszelkie moje uwagi na temat sterownika należy brać z przymrużeniem oka.
Oprogramowanie
Skoro kwestie formalne mamy już za sobą, pora sprawdzić jak wygląda dedykowane oprogramowanie dla myszki Endorfy LIV Plus Wireless… a jest to oprogramowanie OEM dostarczane przez producenta chipsetu z własną szatą graficzną. Po czym to poznałem? Wystarczy zerknąć na moją niedawną recenzję chińskiej myszki Lamzu Thorn, aby zauważyć bezpośrednie podobieństwo, nawet zestaw ikon zakładek jest identyczny. Oznacza to, że mysz najpewniej napędza mikrokontroler Nordic 52840 znany z Lamzu Thorn czy Ninjutso Sora 4K. Nic więc dziwnego, że w połączeniu z sensorem PixArt PAW3395 udało się osiągnąć tak dobre wyniki w Enotus Mouse Test oraz że LIV Plus Wireless posiada wsparcie dla technologii Motion Sync odpowiadającej za mniejszy input lag oraz większą precyzję ruchów kursora.
Zastosowana szata graficzna nie należy do najpiękniejszych, ale samo oprogramowanie jest proste i uporządkowane. Znajdziemy tu możliwość tworzenia własnych makr, bindowania przycisków, ustawień czułości myszy i podświetlenia wraz z rozmaitymi animacjami, a także opcje dla zaawansowanych użytkowników, takie jak zmiana wartości LOD, debounce time czy możliwość wyłączenia lub włączenia Motion Sync oraz wielu innych istotnych ustawień. Z poziomu aplikacji możemy też wgrać najnowszy firmware dla myszki oraz transmitera radiowego, a także sprawdzić stan naładowania baterii. Szkoda tylko, że nie mamy możliwości sterowania podświetleniem stacji dokującej z poziomu oprogramowania.
Testy
A skoro już o testach mowa, to jak widzicie na załączonym zrzucie ekranu z EMT, Endorfy LIV Plus Wireless nie miał najmniejszego problemu z osiągnięciem i utrzymaniem narzuconej mu wartości próbkowania. Cieszy również wyjątkowo niski pomiar wartości wygładzania, pozwalający stwierdzić, że nie występuje ono w LIV Plus Wireless w ogóle. Zgodnie ze specyfikacją PixArt sensor teoretycznie powinien móc zarejestrować ruch przy prędkości nawet nieco ponad 16 m/s, co jest bardzo imponującym wynikiem, mi jednak największą wartością, jaką udało się zarejestrować, było 6 m/s. Kolejno po Enotus Mouse Test przyszedł czas na pomiar wartości Lift Off Distance za pośrednictwem prostego testu opartego o płyty kompaktowe. Dla przypomnienia, jedna płyta CD odpowiada swoją grubością około 1 mm, dzięki czemu jesteśmy w stanie oszacować wartość LOD testowanego sensora, stopniowo układając na sobie płyty jedna na drugiej. Zgodnie z moimi oczekiwaniami dla najniższej nastawy w sterowniku mysz przestała rejestrować ruch już przy 1 płycie CD, co oznacza, że realna, najniższa wartość LOD to w istocie 1 mm.
W paint teście również obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek. Mysz nie przejawia problemów z jitteringiem o wysokiej bądź niskiej częstotliwości. Potwierdzając wyniki z Enotus Mouse Test nie dopatrzyłem się też zauważalnego wygładzania. Sensor PixArt PAW3395 natywnie wspiera rozdzielczość do 26 000 DPI, zatem nie występuje tu tak zwana interpolacja. Tymczasem w grach nie zauważyłem, aby LIV Plus Wireless miał problemy z akceleracją pozytywną lub negatywną. Podsumowując mysz po prostu wypadła wzorowo, co tylko świadczy o jakości zastosowanych komponentów i dobrej kalibracji.
Endorfy LIV Plus Wireless – Ocena i Opinia
W zasadzie LIV Plus Wireless to ideał (na miarę swoich możliwości), do jakiego zawsze aspirował LIX Plus, jednak jak na specyfikę rynku w czasach obecnych tj. na rok 2024 nie budzi on już takiego efektu wow. Mam wrażenie, że podobnie jak Prime od SteelSeries, LIV przegapił swój moment i po prostu wyszedł o dwa lata za późno. Głównie dlatego, że wiemy, iż jest to tylko trochę odświeżona i usprawniona wersja bliźniaczej myszki starająca wyróżnić się technologią, którą oferował Razer Viper Ultimate już w 2021 roku. Zaś branża jest nasycona wieloma ciekawymi konstrukcjami, nawet tymi o azjatyckich korzeniach, o których niegdyś byśmy nie pomyśleli w kontekście dobrych urządzeń. Tymczasem dziś podbijają szturmem europejski rynek peryferii dla graczy.
Mam wrażenie, że podobnie jak Prime od SteelSeries, LIV przegapił swój moment i po prostu wyszedł o dwa lata za późno.
Jednocześnie ergonomia to coś, co może być piętą achillesową LIV Plus Wireless, gdyż przyzwyczajenie się do tej myszki wymaga poświęcenia trochę czasu. Natomiast gdy już przebrniemy przez ten etap, to jest to niezła maszyna do nabijania fragów o uniwersalnym kształcie i mocnych podzespołach. No i nie zapominajmy, że jest to też świetny “conversation starter” (z j. ang. powód do rozmowy), gdy zaprosimy do siebie znajomych i zobaczą na naszym biurku tak nietypową bądź co bądź myszkę. Pytanie tylko, czy uda jej się obronić wyższą ceną? – Czas pokaże, tymczasem biorąc pod uwagę wszystkie zalety i wady Endorfy LIV Wireless myślę, że 7/10 oraz wyróżnienie z kategorii ultralekka konstrukcja, adekwatnie podsumowują moje wrażenia z użytkowania tego gryzonia.
Endorfy LIV Plus Wireless – ocena
Endorfy LIV Plus Wireless – opinia
Endorfy LIV Plus Wireless – plusy:
- Intrygujący design
- Elastyczny przewód typu paracord z kotwiczką
- Topowy sensor (PMW3395)
- Niska masa
- Wzorowe wyważenie
- Świetna kalibracja
- Niskie opóźnienia
- Zadowalający czas pracy na jednym cyklu ładowania i pojemne ogniwo (500 mAh)
- Przełączniki Kailh GM 8.0
- Enkoder TTC
- Rozbudowany sterownik
- Świetne ślizgacze z czystego PTFE
- Matowa, chropowata powłoka
- Dok ładujący w zestawie
- Wsparcie Motion-Sync poprawiającego precyzje ruchów kursora i zmniejszające opóźnienia
Endorfy LIV Plus Wireless – minusy:
- Brak przycisków bocznych po prawej stronie (wada dla leworęcznych)
- Ergonomia
- Problemy z pre- i post-travel
- Nisko osadzony scroll
- Łopatki przycisków głównych po czasie potrafią losowo skrzypieć
Cena (na dzień publikacji): 349 zł (w przedsprzedaży)
Cena (regularna): 449 zł
Gwarancja: 24 miesięcy
Sprzęt do testów dostarczył:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS