A A+ A++

Tym razem pochodząca z Czarnej zawodniczka została wicemistrzynią świata Spartan Race Ultra we francuskim Morzine. Po sukces ten sięgnęła w kategorii wiekowej 18-24 lata.

Choć były to dla niej docelowe zawody na ten rok, nie mogła się do nich dobrze przygotować. Najważniejsze są bowiem dla niej studia i wiedziała, że do Francji pojedzie tylko wtedy, jeśli wcześniej zaliczy sesję.

Na dystansie ultra, który liczy 50 km, ma 4000 m przewyższeń, a po drodze jest do pokonania 77 przeszkód miała pobiec pierwszy raz. Robiła więc wszystko, żeby jej tam nie zabrakło, ale też nie wszystko zależało od niej.

– Wiedziałem, że ten bieg może to kolidować z egzaminami, dlatego czekałam do końca, by się na niego zapisać. Sama opłata startowa wynosi 1 500 zł – opowiada Emilia Petela.

Cały czas starała się jednak robić swoje normalne treningi. Biegała na krótszych dystansach sprintem, bo chciała skończyć trening, by móc pójść się uczyć do egzaminu. Szczególnie ważny był ten z mikrobiologii, szczególnie że zawsze był późno.

Tym razem jednak okazało się inaczej, został wyznaczony na 4 lipca, czyli dzień przed planowanym przez nią startem w Morzine. Pojawiła się w jej sercu nadzieja, że jednak zdąży, bo profesor miał pytać od godz. 9:30.

Pojawiły się jednak przeszkody, bo nie udało jej się zapisać na tę najwcześniejszą godzinę. Na ręką poszła jej jednak koleżanka, która zgodziła się z nią zamienić. Kiedy tylko zamknęła drzwi po wyjściu z sali ruszyła biegiem na pociąg, wsiadła do samolotu do Szwajcarii, by z Genewy już autem pojechać do Francji.

Sklepy były czynne do 20-tej, nie zdążyła więc kupić owsianki, którą zawsze je przed startem. To już dla niej taki rytuał, na pocieszenie zostało jej ciasto marchewkowe.

– A rano pobudka o 5:30, żadnej aklimatyzacji i regeneracji po ciężkiej sesji – mówi Emilia Petela.

Na dodatek nie odebrała wcześniej pakietu startowego, więc z kolegą Pawłem Pastuszką, z którym jechała samochodem, szukali biura zawodów. Mieli na to 15 minut, a zadanie znów utrudnione, bo okazało się, że organizatorzy zmienili miejsce.

Znalazła, dostała torbę, do której musiała zapakować wszystko, co będzie jej potrzebny na tzw. przepaku. To punkt zlokalizowany na 28 km trasy, w którym można się przebrać i zjeść coś.

Przed wyjazdem z Polski nie miała czasu, by sprawdzić, co powinna mieć z sobą, by zostać dopuszczona do startu. Poprosiła o pomoc znajomych, ale ci niestety przeoczyli niektóre rzeczy. Okazało się, że nie ma gwizdka, plecaka i czerwonego światełka.

– Na starcie powiedzieli, że mnie nie wpuszczą bez tego – i przyznaje, że po tych słowach była bliska załamania.

Ale wtedy poczuła, jak działa solidarność grupowa. Znajoma z Węgier kupiła plecak, oderwała od niego gwizdek i dała jej. Inna z Austrii podarowała jej czerwone światełko. Za plecak musiała robić saszetka, którą miała na biodrach. Do niej trafiły żele energetyczne, woda, i inne, jej zdaniem zbędne, ale wymagane przez organizatorów rzeczy.

Wreszcie mogła ruszyć na trasę, po której biegło się przyjemnie. Kiedy jeszcze miała dużo sił podziwiała alpejskie widoki. Do 20 km dobiegła jako pierwsza. Nad jeziorem, które musiała przepłynąć z belką, czekał na nią tata Tomasz Petela, który zdecydował się kibicować córce na miejscu.

Usłyszała od niego, że ma 5 minut przewagi. Ale właśnie wtedy zaczęły się megawysokie serpentyny prowadzące na szczyt góry. Szła, bo tu nie dało się biec, popatrzyła w bok i zobaczyła, że dogania ją konkurentka. Była nią Słowaczka Alzbeta Kubascikova.

Przez jakiś czas pokonywały trasę razem, rozmawiały. Dotarły na szczyt na 2200 m, później zaczęła się zbiegi, momentami było naprawdę niebezpieczne. Emilia Petala dziękowała Bogu, że tego dnia nie lało, bo nie wie, czy ukończyłaby bieg. Słowaczka się potknęła i zaczęła narzekać na kostkę.

Nasza zawodniczka ruszyła do przodu, by jak najszybciej dotrzeć do przepaku, odpocząć trochę i ruszyć dalej. Dbała o to, by na każdym przystanku dolać sobie wody. Dobiegła do tzw, miasteczka, w którym zlokalizowana jest większość przeszkód. Okazało się bowiem, że awizowana na 28 km przepak, był tak naprawdę na 36.

– Słyszałam, że koleżanki krzyczą do mnie, że wyprzedziłam proski – relacjonuje Emilia Petela.

Proski to zawodniczki, której biegły w kategorii open, na którą biegaczka z Czarnej jeszcze się nie zdecydowała. Ale ta informacja dodała jej powera. Na przepaku zmieniła szybko koszulkę, zjadła batona, wypiła trochę wody i ruszyła dalej.

Przed nią wyłoniła się kolejna przeszkoda, bardzo niebezpieczna, 50 m wspinaczki po siatce. Na górze był tata, powiedział jej, że ma 3 minuty przewagi i 15 km do końca. Była zszokowana, bo jej zegarek pokazywał, że jeszcze tylko 5.

Dopadł ją wtedy straszny kryzys, bo wiedziała, że jest przygotowana na 50 a nie 60 km. Ale jej główna rywalka też była zmęczona i popełniała błędy, obie spadły z kolejnej przeszkody. Dłonie miały już tak zniszczone, że nie były w stanie nic w nie chwycić. Musiały robić karne rundy.

A przed nimi był kolejny szczyt. Słowaczka wyprzedziła Emilię, ta obrała taktykę, że będzie biec 10 sekund i iść 2. Te interwały sprawiły, że Alzbeta Kubascikova zniknęła jej z pola widzenia. A to było bardzo demotywujące.

Organizatorzy znów się nie popisali, bo na dwóch z trzech rund kazali jej nieść łańcuch przeznaczony dla mężczyzn, który – jak twierdzi Emilia Petela – był cięższy od niej. Dopiero na trzeciej zorientowali się, że dają jej nie ten kolor, ale dwa poprzednie razy już zdążyły uszczuplić jej siły.

– Starałam się nie zamykać oczu, bo inaczej bym chyba zemdlała – mówi zawodniczka.

Kiedy w końcu dotarła do mety, była na skraju wycieńczenia. Tuż przed nią robiła przeszkodę, i nie miała już do tego stopnia sił, że nie była w stanie dotknąć dzwonka, by zasygnalizować jej ukończenie, a przecież to zrobiła.

Słowaczka wyprzedziła ją o 20 minut, ale Emilia Petela i tak podkreśla, że jest szczęśliwa. Ukończyła bieg, który okazał się o 10 km dłuższy, a kobiety, które z nią wygrały, trenują na co dzień, mają większą masę, dłuższe nogi i jest im łatwiej pokonywać trasę.

– A ja jestem zwykłą Emilką ze wsi Czarna i jestem dumna z mojego organizmu, że on takie cuda wyczynia – zauważa Emilia Petela, dziękując wszystkim, którzy pomogli jej przygotować się do tego startu, tacie, siostrze i władzom gminy Czarna, bo na nie też zawsze może liczyć.

I jeszcze jedno, gdyby tego dnia rywalizowała z kobietami startującymi w kategorii Pro-Female, zajęłaby czwarte miejsce.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiemcy odpadły z Euro, ale zarabiają na mistrzostwach. Tak wzrosła sprzedaż
Następny artykułRatusz ogłosił wyniki OBO. Na to olsztynianie przeznaczą 7,5 mln zł [LISTA]