A A+ A++

Polska piłka w ostatnich tygodniach obrała zaskakującą drogę. Do tej pory zrzędziliśmy na futbol klubowy, a co jakiś czas mogliśmy się uśmiechnąć i zjednoczyć w tej radości przy nieczęstych meczach reprezentacji Polski. A teraz? Jeśli temat kadry i PZPN-u staje się medialny, to wyłącznie przez pryzmat afer czy rozczarowujących wyników. Z kolei piłka ekstraklasowa zaczyna nabierać sensu, kolorów i pozytywnej przewidywalności.

Oczywiście mamy gdzieś z tyłu głowy, że zaraz to może spektakularnie wyrżnąć o ziemię. System się zawiesi, piękny sen okaże się tylko zbłądzoną symulacją, a z letniego letargu wybudzi nas cios obuchem w łeb w postaci klęski pucharowiczów czy wielkich kryzysów w lidze. Tak, zakładamy też taki scenariusz.

Ale póki jest dobrze i póki wszystko układa się zgodnie z pozytywnymi myślami, to chyba warto to odnotować. Zwłaszcza, że inauguracja Ekstraklasy też przebiega tak, jak wymyśliłby to scenarzysta jakiegoś słodkiego serialu spod znaku „RodzinkiPL”. Czyli jest miło, jest fajnie, a widz nie musi się stresować.

Weźmy te osiem meczów rozegranych przez weekend. Tam było wszystko.

W połowie (!) meczów zespół, który obejmował prowadzenie, nie dowoził wyniku. Remontady przeprowadziły ekipy Zagłębia Lubin (z 0:1 na 2:1), Lecha Poznań (tak samo) oraz Widzewa (z 0:1 na 3:2), z kolei Cracovia podniosła się z 0:2 na 2:2. To już pierwszy punkt, przy którym możemy odhaczyć założenie „miały być emocje”. Skoro ten nasz futbol rzadko dowozi jakość, to niech chociaż trzyma w napięciu.

Wspomnieliśmy o jakości, prawda? I – cholera – ta jakość też była.

Przecież Legia i Raków pokazały się z bardzo dobrej strony. Po przerwie w Gliwicach karty odkrył Lech. Znakomicie oglądało się mecz w Łodzi. Taktyczny sznyt w okrojonym składzie pokazała Warta na tle Pogoni, która też miała swoje silne punkty (ot, Wędrychowski chociażby). Mamy mnóstwo migawek z tej pierwszej kolejki: akcja bramkowa Widzewa, strzał Siemaszki, gol Kłudki, rajd i trafienie Rakoczego, wyskok Marchwińskiego, hat-trick Pekharta, asysty Yeboaha, wykończenie Alvareza, skuteczność Zwolińskiego…

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Pamiętamy takie mecze w Ekstraklasie, gdy facet odpowiedzialny za zmontowanie skrótu musiał rozłożyć bezradnie ręce i powiedzieć do kolegów – „panowie, puśćcie po prostu jeszcze raz reklamy, bo ja tu nic nie uszyję”. A tutaj? Przecież gdyby z tej kolejki zrobić klasyczne „the best of”, to można byłoby puszczać w świat, a nam bez wstydu przyszłoby chwalenie się plakietką uzależnionego ekstraklasowicza.

Do tego cała kolejka miała swoich bohaterów. Szkurin, Wszołek, Marchwiński, Bobek, Yeboah, Zwoliński, trener Tułacz, Kłudka, Alvarez…

Poza tym – co warte odnotowania – ta kolejka była logiczna. Pucharowicze? Komplet punktów, dwanaście na dwanaście. Największe ciężary miały zespoły Lecha i Pogoni, bo grały z najsilniejszymi rywalami z tego grona zeszłorocznego TOP4. Raków przespacerował się po Jagiellonii, która przecież miała beznadziejną obronę i ten status beznadziejności został zachowany. ŁKS i Legia? No, fajny ŁKS, pozytywne wrażenie, ale co z tego, jak znów w trąbę – czyli echem odbija się po ścianach ten ostatni sezon łodzian w Ekstraklasie. Stal znów wyciąga jakiegoś napadziora znikąd i on strzela gola. Puszcza strzela po stałym fragmencie. Beniaminkowie skazywani na pożarcie robią zero punktów w trzech meczach. Radomiak wygląda obiecująco. Ściągnięty do strzelania Koulouris robi to, co miał robić, czyli dostawia szuflę.

Zawsze pisaliśmy o sile „logiki Ekstraklasy” – ale pisaliśmy to rzecz jasna przewrotnie. Że jak zespół X przegrał pięć meczów z rzędu, to musi teraz wygrać z drużyną na fali, bo tak podpowiadała logika Ekstraklasy. Ale tym razem ta logika zaczyna być logiczna. Masło maślane, ale przecież do tej pory było na odwrót.

Boję się trochę tego, że zaraz to się koncertowo schrzani. Może to wrodzony defetyzm, a może lata doświadczeń obcowania z tą ligą. Ale póki mogę, to się cieszę, że to wszystko ma ładne kolory, ładnie się mieni i nie jest fuszerką. Dawid Szulczek w piątkowym wywiadzie mówił: – W ciągu pięciu lat Ekstraklasa wskoczy do TOP15 w Europie. Będziemy mieli lepszą pozycję wyjściową w pucharach. I staniemy się atrakcyjniejszą ligą.

Zrobiłem duże oczy, bo zaskoczyła mnie taka teza. I nie jestem aż takim optymistą jak Szulczek, bo do tego nie wystarczą sensownie wyglądające transfery, niezła obsada trenerska i kilka zwycięstw pucharowiczów. Ale chciałbym wierzyć w to, że nasz futbol klubowy zaczyna zdrowieć. Sukcesywnie wycinamy z przestrzeni ekstraklasowej działaczy, którym laptop służył jako podstawka pod kawę. Coraz mniej mamy szkoleniowców, którzy robią coś na czuja. Nadal się zdarzają, choć są w mniejszości, transfery na podstawie filmiku z YouTube’a i recenzji wystawionej przez agenta o treści „speszal prajs for ju, maj frend, solid plejer, fast and stronk”.

Pierwsza kolejka miała nas po prostu nie budzić z letniego snu, w którym obcowaliśmy głównie z tym, jak nieźle budowały się kadry pucharowiczów. I nie wybudziła. Teraz czas na cztery kroki naprzód w pucharach.

I może futbol klubowy naprawdę będzie odtrutką dla tych wszystkich afer toczących PZPN i kadry? Zamiast na Mirosława Stasiaka spojrzymy na to, jakie bogactwo w ofensywie ma Legia. Nie będziemy ślęczeć nad aferą premiową, a wybierzemy najbardziej emocjonujący mecz z grona pięciu świetnych starć ligowych. Zamiast na „Gruchę” będziemy patrzeć na Yeboaha czy Marchwińskiego.

Dajcie nam dalej oddychać tych letnim, optymistycznym i smakowitym powietrzem.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKolizja w Pęciach. Osobówka z przyczepą przewróciła się na bok [FOTO]
Następny artykułLiga Mistrzów. Karabach niewygodnym rywalem dla Rakowa, ale do trzech razy sztuka