Sejm, w którym większość ma Prawo i Sprawiedliwość, po blisko 1,5 roku tej kadencji przyjął 174 ustawy. W analogicznym okresie rządów PiS, w latach 2015-2017, było ich 300. Wówczas mówiło się o legislacyjnym ekspresie lub walcu Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego teraz wyhamował?
Druga kadencja rządów Prawa i Sprawiedliwości jest inna od pierwszej z kilku powodów. Najbardziej wyrazistym jest ten, że rząd Mateusza Morawieckiego niemal od samego jej początku zmaga się z pandemią koronawirusa. Inna jest też m.in. dlatego, że w samej Zjednoczonej Prawicy nieustannie dochodzi do nieporozumień, a koalicjanci – Solidarna Polska i Porozumienie – wybijają swoją odrębność, przez co sejmowa większość nie zawsze jest pewna. Trzeci powód to nowa rola Senatu, który po wyborach stał się przyczółkiem opozycji. Nawet jeśli formalnie niewiele to zmienia, to skutecznie zniechęca rządzących do ofensywy.
Konsekwencje tych czynników widać na suchych liczbach. Gdy w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę, zmiany wprowadzało błyskawicznie. Wielu doświadczonych parlamentarzystów przecierało oczy ze zdumienia, z jaką dynamiką i sprawnością przyjmowane są kolejne uchwały. Legislacyjny express, jak mówili politycy opozycji, nie zatrzymywał się na żadnej stacji poza końcową. Od 25 października 2015 roku do 16 kwietnia 2017, czyli w ciągu 539 dni, Sejm przyjął rekordową liczbę 300 ustaw. I trzeba podkreślić, że były to ustawy z gatunku najcięższych, które budziły duże emocje społeczne i na trwałe określiły politykę rządu Prawa i Sprawiedliwości.
Do końca kadencji 2015-2019 Sejm, gdzie większość ma PiS, przyjął 922 ustawy. Teraz tempo zdecydowanie spadło, a i kolejne ustawy nie wzbudzają takich emocji. Poza tzw. ustawami covidowymi i piątką dla zwierząt (ostatecznie nie została przyjęta), prace sejmowe przechodzą niemal bez echa. Od 13 października 2019 roku do 29 marca 2021 roku, czyli w ciągu 534 dni, Sejm przyjął 174 ustawy. To zdecydowanie mniej niż w analogicznym okresie poprzedniej kadencji.
Co może oznaczać blisko dwukrotnie mniejsza liczba ustaw? Nasi rozmówcy z Prawa i Sprawiedliwości nie są w tej kwestii zgodni. Niemal każdy z nich wskazuje inny powód takiego stanu rzeczy. Pierwszym jest pandemia.
– Jednym z czynników jest stan pandemii, przez który proces legislacyjny jest zachwiany. Mamy system głosowań zdalnych, ograniczona jest liczba sal do prowadzenia komisji. To czynnik, który z całą pewnością spowalnia proces legislacyjny i powoduje, że ustaw jest zdecydowanie mniej niż w okresie 2015-2017 – mówi Interii poseł Marek Ast.
Inaczej sprawę tłumaczy z kolei poseł Zbigniew Babalski, który przekonuje, że druga kadencja musi różnić się od pierwszej, bo najpilniejsze zmiany wprowadzono już pięć-sześć lat temu. Teraz parlamentarzyści PiS mają pracować wyłącznie nad zmianami kosmetycznymi.
– Pilne ustawy naprawiające państwo potrzebowały błyskawicznego trybu na początku poprzedniej kadencji. Teraz tylko porządkujemy pewne sprawy. Nie ma powodu do natychmiastowych działań, a czasem, kiedy nie ma takiej potrzeby, trzeba wyhamować – argumentuje Babalski, który zwraca również uwagę na trudniejszy, pandemiczny sposób procedowania ustaw.
– Inną sprawą jest Senat, który w wielu przypadkach jest izbą hamulcową. Pewnie z tyłu głowy to też gdzieś trochę jest, że podejście Senatu nie będzie konstruktywne, ale mocno destabilizujące – nie ukrywa Babalski.
Tymczasem zdaniem posła Daniela Milewskiego, nie można porównywać obu okresów, bo dziś PiS niejako “nauczył się” procedować ustawy. Tak, by jedną regulować też inne akty prawne.
– Ta statystyka jest trochę myląca. Często bywa tak, że jedna ustawa zmienia inne. Jeżeli się je uwzględni, ta liczba będzie zdecydowanie wyższa – uważa Milewski, który przyznaje jednocześnie, że specyfika tych rządów jest inna od poprzedniej kadencji.
– W 2015 czy 2016 roku naszym celem była zasadnicza zmiana dawnego porządku, z którym się fundamentalnie nie zgadzaliśmy. To naturalne, że wówczas ważnych ustaw było więcej. Teraz mamy do czynienia z pewną ciągłością, która nie wymaga tak wielu zmian w ustawodawstwie – dodaje.
Tymczasem regularnie to zagadnienie bada organizacja Grant Thornton, która prowadzi tzw. barometr stabilności otoczenia prawnego w Polsce. Metodyka badań Grant Thornton opiera się na liczbie stron nowych aktów prawnych, które weszły w życie. Na ten element zwracał uwagę również poseł Milewski. Co wynika z wyliczeń tej organizacji?
Rekordowy był 2016 rok (badania opierają się na latach kalendarzowych – red.) z przeszło 35 tys. stron nowych aktów prawnych. Rekordowo niski jest z kolei rok 2020 z przeszło 14 tys. stron aktów prawnych. To mniej o 57,7 proc. w porównaniu z 2016 rokiem. Dość powiedzieć, że 2020 rok zupełnie odbiega od wcześniejszych liczb, odkąd PiS w 2015 roku przejęło władzę (choćby w 2019 roku było to blisko 22 tys. stron). Co więcej, to pod tym względem najsłabszy wynik od 2008 roku, czyli początków rządów PO-PSL.
Jak jednak słyszymy, mogą to być kłopoty jedynie chwilowe. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości przekonują, że legislacyjny ekspres znów nabierze rozpędu. Choćby w momencie, kiedy PiS w końcu zaprezentuje strategię Nowego Ładu. Jego ogłoszenie zostało przesunięte ze względu na trudną sytuację pandemiczną, a Nowy Ład ma składać się z ponad 100 mniejszych programów, które prawdopodobnie trzeba będzie wprowadzić właśnie ustawami.
– Pomysły są, prosimy o cierpliwość. Niedługo po świętach będziemy mieli ogłoszony fundament Nowego Ładu. Pomysły tam zawarte powinny przybierać formy ustaw. Dziś podstawowym problemem jest ograniczenie skutków pandemii i to chyba zrozumiałe. Jeśli z tego wyjdziemy, to na pewno prace Sejmu nabiorą impetu – przekonuje Interię Ast.
Babalski: – Zawsze najtrudniejsze ustawy realizuje się w pierwszym, drugim roku kadencji, a te … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS