Ostatni raz w finale rozgrywek FIVB nazywanych najpierw Ligą Światową, a teraz Ligą Narodów, Polacy byli w 2012 roku. W bułgarskiej Sofii rywalizowało sześć najlepszych drużyn całego turnieju. Żeby zrozumieć, jak wiele czasu minęło od tego typu sukcesu wystarczy wskazać, że w pierwszym meczu rozgrywanego wtedy Final Six Ligi Światowej Polacy ograli 3:0 Kubę z Wilfredo Leonem w składzie. W półfinale i finale też były trzy sety – najpierw z Bułgarią, a potem z USA. I pierwszy tak wielki sukces polskich siatkarzy od mistrzostwa Europy z 2009 roku.
Siatkarska bitwa i lanie z obu stron. Blok pozwolił Polakom dobrze zacząć półfinał ze Słowenią
Dziewięć lat później Polska przystępowała do walki o drugi finał w historii przeciwko Słowenii jako dwukrotni mistrzowie świata. I to była bitwa od pierwszych piłek. Polacy lali Słoweńców, Słoweńcy lali Polaków. Zawodnikom Vitala Heynena szła gra przy agresywnej zagrywce Wilfredo Leona, a drużynie Alberto Giulianiego zwłaszcza przy wystawach do szóstej strefy, z której lubił uderzyć Tine Urnaut. Rywale pokazywali, dlaczego nazywa się ich nemezis drużyny Heynena.
W połowie seta delikatną przewagę mieli Słoweńcy, ale Polacy wyrównali przy stanie 19:19 i nie pozwolili rywalom wrócić do prowadzenia gry. Przede wszystkim uruchomili blok, który pomógł im w kilku kluczowych akcjach w końcówce. To był element, którym wyróżniali się przeciwko eksponującym przede wszystkim siłę swojego ataku rywalom. Nie pomogło nawet nawoływanie Giulianiego o “tutto fuoco”, czyli więcej ognia od wszystkich Słoweńców. Pierwszą partię Polacy skończyli do 22, a blok pozwolił nieco ukryć wszelkie niedogodności, jakie pojawiały się przy wejściu w spotkanie półfinałowe w Rimini.
Kubiak brał piłki od Słoweńców “na klatę”. Kurek bohaterem na boisku, Śliwka poza nim
Od początku drugiego seta Słoweńcy często trafiali ze środka i utrzymywali świetne przyjęcie zwłaszcza dzięki libero, Janiemu Kovaciciowi. Rywale mieli też więcej szczęścia, wygrywali akcje na limicie. Wilfredo Leon mógł powtarzać “bez szans”, ale piłka po zagrywce Tonceka Sterna jednak otarła się o dziewiąty metr. Słoweńcy prowadzili już 8:4.
Vital Heynen kazał Polakom podczas przerwy znaleźć rytm. I faktycznie, znaleźli. Stopniowo do dobrej zagrywki Wilfredo Leona i Fabiana Drzyzgi dołączał blok środkowych, a także atak Bartosz Kurka. Polski atakujący napędzał się z każdą akcją, uderzane przez niego piłki momentami były nie do zatrzymania. Łącznie zdobył aż 10 punktów atakiem w tamtej partii.
Po drugiej stronie potrafił błysnąć Michał Kubiak. W jednej akcji aż przyjął piłkę na klatkę piersiową, a potem dostał ją do ataku i skończył silnym uderzeniem.
W przedostatniej akcji seta bohatersko zachował się Aleksander Śliwka, którego nie było nawet na boisku. Wbiegł na nie, żeby wybić piłkę pozostającą blisko linii dziewiątego metra. To ruch, który pozwolił nie przerywać akcji Polaków będących w dobrym tempie uderzania kolejnych piłek i być gotowym na ewentualne bronienie kontry Słoweńców bez narażania swojego zdrowia. Ostatecznie nie było trzeba – Polacy wygrali tę i kolejną akcję, a także całego seta 25:21.
Liga Narodów: Polska – Słowenia, siatkówka Screen sport.tvp.pl
Jakość dawała cała drużyna. Kontrola dała Polakom pierwszy finał od dziewięciu lat!
Trzecią partię Polacy znów rozpoczęli słabo. Słoweńcy prowadzili i nakręcali się aż do stanu 5:2. To wtedy oni zaczęli popełniać błędy, a drużyna Vitala Heynena coraz częściej pewnie ich blokowała. Wyszli na prowadzenie 9:7 i nie dawali sobie odebrać kontroli nad meczem. Uaktywniał się Mateusz Bieniek i ponownie świetny w całym spotkaniu Bartosz Kurek. Jego forma na to spotkanie wręcz eksplodowała.
Trudno nie powiedzieć tego zresztą także o całym zespole. Drużynie, w której mimo obecności jednego z najlepszych siatkarzy świata, Wilfredo Leona, on nie musi ciągle być tym, na którego barkach spoczywa najwięcej presji i bez którego nie ma gry. Jest jej wybitną częścią, ale nie jedynym wyróżniającym się elementem, a to bardzo ważne.
To nie był mecz, jak w fazie zasadniczej Ligi Narodów. Vital Heynen, gdy widział, że nie idzie Michałowi Kubiakowi, to wprowadził za niego Olka Śliwkę. Polacy czuli się pewnie, ale w trzecim secie uważali na wynik, pilnowali go, bo chcieli tego awansu do finału Ligi Narodów. W połowie rywalizacji wydawało się, że walka będzie wyrównana do końca, ale z czasem Polacy wykorzystywali swoje szanse, a Słoweńcy zatracali się w błędach. Pomimo próby pogoni (przy stanie 21:20 i 24:23) w końcówce Słoweńcy i tak nie potrafili przebić się przez tak grających Polaków.
Ostatnią akcją meczu stała się zagrywka w siatkę rywali i Polacy wygrali 25:23 i 3:0 w całym meczu. To oznacza, że zagrają w finale Ligi Narodów po dziewięciu latach przerwy. W nim zmierzą się w niedzielę o 15:00 z Brazylią.
Heynen pewnie nie będzie do końca zadowolony, bo wcześniej mówił, jak bardzo chciałby pięciu setów w każdym kolejnym meczu Polaków. Inna sprawa, że w każdym secie było dużo walki i pojawiała się potrzeba powrotu z trudnej sytuacji. I w nich to zawodnicy Heynena okazywali się lepsi. Po takiej postawie jego siatkarzy trudno, żeby na twarzy szkoleniowca, chociaż na chwilę nie pojawił się uśmiech. Takiej gry Polaków tak bardzo pragniemy podczas igrzysk w Tokio!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS