A A+ A++

Specjalizująca się w analizach rynku lotniczego CAPA podaje, że w ubiegłym roku bankructwo ogłosiło 30 linii lotniczych, ale w tym roku trzeba się spodziewać kolejnych upadłości. To niekorzystnie wpłynie na konkurencję na rynku i może skutkować wzrostem cen biletów.

– Każdy z przewoźników według swojego uznania podejmuje działania przygotowawcze. One mogą się różnić, bo różni są przewoźnicy w różny sposób oczekują, że będzie się rozwijała sytuacja rynkowa – mówi agencji Newseria Biznes Sebastian Gościniarek, partner w BBSG. – Przykładowo przewoźnicy niskokosztowi, Ryanair czy Wizz Air, zamawiają dziesiątki nowych samolotów, czyli nastawiają się prawdopodobnie na ekspansję rynkową i na to, że nowe samoloty będą tańsze w użytkowaniu. Co innego robią niektórzy przewoźnicy tradycyjni, którzy odsyłają bardzo dużą część swojej floty na parkingi na pustyniach, odwołują zamówienia, które były składane wcześniej u producentów. Jest całe spektrum drobniejszych działań, które podejmują przewoźnicy, żeby przygotować się do tego, co przyniesie rok 2021 i kolejne – dodaje.

COVID-19 i zastój w ruchu międzynarodowym sprawiły, że rynek lotniczy przeżywa aktualnie największy kryzys w swojej historii. Według Eurocontrol podczas pierwszej fali pandemii ruch lotniczy w wielu krajach Europy spadł nawet o ponad 90 proc., ale obecna sytuacja wciąż jest trudna. Pokazuje to m.in. liczba pasażerów odprawionych w styczniu przez jedne z największych na świecie londyńskie lotnisko Heathrow, która rok do roku zmniejszyła się o 89 proc.

Ograniczenia w transporcie międzynarodowym i regionalnym ograniczyły liczbę operacji pasażerskich, więc i przychody linii lotniczych gwałtownie spadły. Jak podaje specjalizująca się w analizach rynku lotniczego CAPA – Centre for Aviation, w ubiegłym roku bankructwo ogłosiło 30 linii lotniczych i jest to zdecydowanie mniej, niż zakładały prognozy. Większości przewoźników udało się przetrwać, jednak w dużej mierze jest to zasługa wyłącznie bezpośrednich i pośrednich dotacji rządowych – wskazuje CAPA. Taką pomoc dostał też polski przewoźnik, czyli Polskie Linie Lotnicze LOT. W końcówce ubiegłego roku Rada i Komisja Europejska ostatecznie zaakceptowały pakiet pomocowy w wysokości 2,9 mld zł, na który złożyło się podwyższenia kapitału zakładowego przewoźnika o 1,1 mld zł oraz pożyczka w kwocie 1,8 mld zł.

ZOBACZ TAKŻE: Komisja Europejska zatwierdza miliardową pomoc dla LOT-u

– Pomoc finansowa, którą LOT otrzymał z budżetu państwa, jest absolutnie niewystarczająca – mówi Sebastian Gościniarek. – Prawdopodobnie są więc dwa kierunki, które teraz obierze LOT. Pierwszy to obniżanie kosztów, m.in. zatrudnienia. Drugi to możliwość pozyskania środków na rynku finansowym, tak jak robią to inni przewoźnicy, np. Lufthansa, która zwiększa swoje zasoby gotówki poprzez różnego rodzaju operacje na rynku finansowym, np. sales and leaseback swoich samolotów. Tutaj LOT ma jednak ograniczone możliwości, bo większość floty nie należy do niego i jest leasingowana. Ale być może są jakieś inne aktywa, które pozwoliłyby temu przewoźnikowi zdobyć dodatkowe środki na rynku finansowym.

LOT już wiosną zeszłego roku, podczas pierwszej fali pandemii, zaczął od cięcia kosztów stałych i obniżenia wynagrodzeń personelu. Spółka poinformowała niedawno, że zwolnienia obejmą 270 osób. Jak wyjaśnia, dostosowanie zatrudnienia do realiów postcovidowych wymusiły zasady przyznania pomocy publicznej – spółka musi bowiem osiągnąć efektywność ekonomiczną. Innych oszczędności LOT szuka m.in. w kosztach leasingu samolotów.

Sytuacja narodowego przewoźnika jest jednak ciągle uzależniona od sytuacji rynkowej i epidemicznej, a wciąż nie wiadomo, jak długo potrwa obecny kryzys i kiedy linie lotnicze zaczną wreszcie zarabiać.

– Cały czas tli się nadzieja, że jednak może warunki rynkowe nie będą aż tak złe i być może już od przyszłego roku przewoźnikom uda się zacząć zarabiać. Ale LOT nie ma tego komfortu, jaki mają niektóre inne linie lotnicze, i musi generować pozytywny wynik finansowy, żeby nie załamać się pod własnym ciężarem. To na pewno nie będzie łatwe, ale nie jest niemożliwe – ocenia ekspert BBSG.

W lutowym komunikacie Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) podaje, że w 2020 roku globalny ruch lotniczy spadł o prawie 66 proc. w porównaniu z poprzednim. Bazowy scenariusz na ten rok zakłada, że popyt odbije o 50 proc. względem 2020 roku, jednak pojawienie się nowych mutacji i zaostrzanie restrykcji w poszczególnych państwach niosą za sobą ryzyko, że odbicie to będzie znacznie niższe (ok. 13 proc.).

CAPA wskazuje, że w obecnej sytuacji większość podróżnych nie chce się zobowiązywać i płacić za wakacje z góry, bo wciąż istnieje ryzyko kwarantanny albo kolejnego zamknięcia granic. Okresy rezerwacji ulegają znacznemu skróceniu, a linie lotnicze tracą z nich środki. Co więcej, według CAPA istnieje duża szansa, że po I kwartale br. wiele rządów przestanie dotować przewoźników pomocą publiczną, co odetnie kluczowe źródło finansowania i przetrwania dla wielu z nich. Dlatego w tym roku można się spodziewać kolejnych upadłości na rynku lotniczym.

CZYTAJ TEŻ: Ekspert: Część polskich lotnisk upadnie

– Ryne … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł3D PluraView and Vesalius3D – a perfect team for medical 3D visualizations
Następny artykułŚroda Popielcowa rozpoczyna Wielki Post. Katolicy sypią głowy popiołem