A A+ A++

„Nowe jeszcze nie zadziałało, a stare – na szczęście – nie odeszło w niepamięć” – powiedział PAP były trener piłkarskiej reprezentacji Polski Antoni Piechniczek po czwartkowym wyjazdowym remisie biało-czerwonych z Węgrami 3:3 w eliminacjach mistrzostw świata.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Debiutujący selekcjoner zabrał głos po remisie z Węgrami: „Zasłużyliśmy na to, by wygrać ten mecz”. Co zmieniłby w taktyce?

Gdyby nie zmiany, wejście na boisko zawodników, którzy ożywili naszą grę, to być tego meczu nawet nie zremisowali. Obiektywnie patrząc wynik jest – moim zdaniem – sprawiedliwy. Bardziej zmartwieni mogą być Węgrzy, bo przecież prowadzili 2:0 i 3:2. Można poszukać sporo takich drobnych potknięć, które nie powinny mieć miejsca w meczu z Andorą czy Anglią. Natomiast naszej reprezentacji trzeba oddać wielkość, że potrafiła się na tyle zmobilizować i podjąć walkę do końca, że dwa razy wyrównała

— ocenił trener, który polską reprezentację doprowadził do trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w 1982.

Spotkaniem w Budapeszcie w roli selekcjonera Polaków zadebiutował Paulo Sousa. Portugalczyk na środku obrony postawił na parę młodych graczy Michała Helika i Jana Bednarka.

Mówi się, że trener ma prawo do eksperymentów i ryzyka. W tym ryzyku trzeba być troszeczkę skalkulowanym i nie przedobrzyć. Jeśli Helik z Bednarkiem pierwszy raz grali razem jako dwójka stoperów, to można to taką parę wystawić na mecz z Andorą czy San Marino, ale nie z Węgrami. Bo to rywal walczący o wszystko, grający z obecnym trenerem już od pewnego czasu z sukcesami. Ci dwaj młodzi gracze zachowywali się momentami naiwnie jak dzieciaki. Ja bym się na takie ryzyko nie pisał

— stwierdził

Podkreślił, że Sousa na pewno chciał wypaść w czwartek jak najlepiej.

Do końca eliminacji jest dziewięć spotkań. Wszystko można nadrobić, dużo wygrać. Stres mógł więc być tylko związany z prestiżem. Trener został przyjęty u nas niesamowicie serdecznie, z ogromną afirmacją. Czuje się pewnie bardzo dowartościowany tym, że znalazł kraj tak życzliwych mu ludzi. Dlatego tak mu zależało, a wyszło, jak wyszło

— zauważył Piechniczek, który dwukrotnie wprowadził Polaków do finałów MŚ.

Zgodził się, że Portugalczyk miał „nosa” do zmian.

Natomiast nie miał przy budowaniu formacji, bo ani obrona, ani linia środkowa nie zagrały na poziomie, jakiego oczekiwaliśmy. A z wyborem do ataku Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika nie miałby problemu nikt choć trochę interesujący się futbolem

— ocenił.

Zaznaczył, że podobało mu się, ze Polacy potrafili dwukrotnie doprowadzić do remisu, ale zabrakło „pójścia za ciosem” przy stanie 2:2.

Po to, że strzelić trzecią bramkę. Bo Węgrzy byli jak po nokdaunie, zamroczeni. Gdybyśmy objęli prowadzenie, gospodarze by już pewnie tego nie odrobili. Mimo wszystko cieszmy się z wywalczenia jednego punktu

— zakończył były wiceprezes PZPN.

„Pięć dobrych minut”

To było 5 minut bardzo dobrych i 85 słabych, więc należy cieszyć się z remisu z Węgrami 3:3

— powiedział PAP były reprezentacyjny piłkarz Jan Domarski po inauguracyjnym meczu Polaków w eliminacjach mistrzostw świata 2022.

Zapowiedzi, lecz i oczekiwania, były takie, że pojedziemy do Budapesztu po zwycięstwo i lekko osiągniemy korzystny wynik. A tymczasem mogliśmy przegrać! Za dużo jest opowieści przed spotkaniami, za dużo też wymagań, bo przecież mamy drużynę średniej klasy europejskiej. Ale nie chcemy się z tym pogodzić

— uważa Domarski, strzelec historycznej bramki na Wembley w 1973 roku.

Biało-czerwoni przegrywali 0:2, ale po godzinie gry – w kilkadziesiąt sekund – wyrównali po golach wprowadzonych chwilę wcześniej na boisku Krzysztofa Piątka i Kamila Jóźwiaka. Potem gospodarze znów wyszli na prowadzenie, a osiem minut przed końcem do kolejnego remisu doprowadził Robert Lewandowski.

Nawet po strzeleniu goli na 2:2 mieliśmy bardzo słaby okres w grze. Co z tego, że 5 minut było bardzo dobrych, jak pozostałe nieudane. Dlatego należy cieszyć się z jednego punktu. Momentami to, co wyprawialiśmy na boisku wołało o pomstę…

— przyznał 74-letni Domarski.

Były piłkarz m.in. rzeszowskich klubów Stali i Resovii oraz Stali Mielec nie ukrywał zaskoczenie wyjściowym składem, na jaki zdecydował się nowy selekcjoner Paulo Sousa.

Z pewnością każdy trener ma swoje spojrzenie, ale mam wrażenie, że selekcjoner nie miał właściwego rozeznania. Trzy zmiany przy 0:2 to żadne przyznanie się do błędu, po prostu każdy widział co się dzieje i musiał zareagować

— dodał 17-krotny reprezentant.

W niedzielę Polacy zagrają w Warszawie z Andorą, a w środę zmierzą się w Londynie z Anglią.

Marzeniem każdego polskiego piłkarza byłby komplet punktów w tych dwóch kolejnych marcowych meczach. Niech nasi trenerzy i piłkarze nie opowiadają za dużo przed spotkaniami, tylko grają skutecznie o wygrane. My też prawie 50 lat temu jechaliśmy na Wembley i słyszeliśmy, że dostaniemy kilkoma bramkami, a potrafiliśmy zremisować. Ale ważne jest to, co na murawie, a nie w szatni czy na konferencjach

— zakończył Domarski.

Błędy indywidualne

To był mecz, w którym popełniliśmy mnóstwo indywidualnych błędów. Z drugiej strony dwukrotnie potrafiliśmy odrobić straty, co należy uznać za duży pozytyw

— ocenił wiceprezes PZPN Marek Koźmiński remis (3:3) polskich piłkarzy z Węgrami w eliminacjach mistrzostw świata.

Na debiut Paulo Sousy w roli trenera reprezentacji Polski wszyscy czekali z ogromnym zainteresowaniem. Portugalczyk zaskoczył wielu ekspertów sadzając na ławce rezerwowych Kamila Glika, który był przez ostatnia lata filarem defensywy biało-czerwonych.

Koźmiński przyznał, że nie był zdziwiony wyjściową „jedenastką”, ale jego zdaniem trener podjął duże ryzyko rezygnując z Glika, którego wejście na boisko w 58. minucie natychmiast uspokoiło grę defensywną polskiej drużyny.

To była dla Kamila trudna sytuacja, ale wszedł i dał solidną zmianę. Wcześniej w naszej grze defensywnej było mnóstwo nerwowości

— podkreślił.

Srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie nie sądzi, aby przyczyną tego bałaganu w obronie była zmiana ustawiania i fakt, że w tym składzie osobowym zagrała ona po raz pierwszy.

To były indywidualne błędy, a nie systemowe, wynikające ze złego ustawiania czy przesuwania. Błędy zdarzają się w każdym meczu, ale tutaj ich skala była ogromna. Najgorsze, że pewne niewłaściwe zachowania powtarzają się, bo pierwszy gol był niemal kopią bramki na 0:2 w meczu z Senegalem na mistrzostwach świata w Rosji. Podanie „za kołnierz” Jana Bednarka i już zrobił się ogromny problem. Różnica była tylko taka, że tam Wojciech Szczęsny wybiegł daleko do przodu i dał się wyminąć, a tu cofał się do bramki

— przypomniał Koźmiński.

Przed rozpoczęciem tego cyklu eliminacji Sousa zadeklarował, że numerem 1 w bramce będzie Szczęsny.

Wydawało się, że to jest dobra decyzja, że tak należało postąpić. W Budapeszcie Szczęsny nie zaliczył jednak udanego występu, na pewno nie pomógł drużynie, tak jak mógł. Nie można go jednak przekreślać, jak również innych zawodników. To jest sport i każdy ma prawo do słabszego dnia

— stwierdził.

Gra biało-czerwonych odmieniła się, gdy po stracie drugiej bramki na boisku pojawili się: Glik, Kamil Jóźwiak i Krzysztof Piątek. Selekcjoner był chwalony za właściwą reakcję, ale z drugiej strony zadawano sobie pytanie, dlaczego ten tercet nie grał od początku.

Nie można stawiać sprawy w ten sposób, że Sousa popełnił błędy przy wyborze podstawowej jedenastki, albo że jest znakomitym trenerem, bo dokonał właściwych zmian. Były one rzeczywiście bardzo udane, bo Jóźwiak +rozhuśtał+ nam skrzydło i strzelił ważnego gola, Piątek zdobył bramkę w swoim stylu i tchnął nowego ducha w drużynę, a Glik – jak już mówiłem – wprowadził spokój w defensywie. Każdy z tych zawodników wszedł na boisko z odpowiednią energią, ale w tym, że akurat wtedy nasza gra natychmiast się odmieniła było trochę przypadku. Generalnie z tej trójki tylko Glik nadawał się do gry od pierwszej minuty

— ocenił Koźmiński.

Mecz z Węgrami to już historia, a już w niedziele Polaków czeka w Warszawie spotkanie z Andorą, a w środę w Londynie z Anglią.

To będą dwa różne mecze. Z Andorą będziemy musieli prowadzić grę, kreować sytuacje, a z Anglią trzeba będzie poradzić sobie w inny sposób. Andora przegrała u siebie z Albanią tylko 0:1, nie było to łatwe zwycięstwo. Widziałem, że zawodnicy z Andory złapali dużo żółtych kartek. Spodziewam się, że zobaczymy kilka innych nazwisk w podstawowym składzie

— podsumował Koźmiński.

mly/PAP

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBlisko 1000 nowych miejsc pracy – „Faurecia” rozwija nowy projekt w Wałbrzychu
Następny artykułRusza nabór wniosków do programów Funduszu Patriotycznego