A A+ A++

Przeczytałam książkę. Czytałam ją we własnym mieszkaniu, które jest naprawdę przyjemne. Na kanapie, pod ciepłym kocem i z gorącą herbatą na stoliku obok. To była zimna, deszczowa niedziela, wcześniej zjadłam obiad, i na szczęście nie musiałam wychodzić na dwór cały dzień. Dopiero następnego dnia miałam iść do pracy, do której chodzę od 10 lat. Moje życie jest normalne i przeciętne, a charakteryzują je dwa bardzo ważne dla mnie słowa. Bezpieczeństwo i stabilność. Dlaczego o tym piszę? Bo ta książka, którą przeczytałam to Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast. Książka, która może nie odkryła przede mną zupełnie nowego tematu, ale taka, która spowodowała bardzo intensywne myślenie, a przede wszystkim docenienie tego, co mam. 

Kto dzisiaj jeszcze myśli o Stanach Zjednoczonych jak o miejscu, gdzie wystarczy być, a american dream sam się zrealizuje? Gdzie wszyscy mają równe szanse, człowiek ma większe możliwości niż gdzieś indziej i wszyscy są zamożni? Jeśli śledzicie to, co się dzieje na świecie, to pewnie dawno już porzuciliście takie myślenie. I oczywiście, są Stany fajne i te dające szanse, ale my dzisiaj porozmawiamy o ich ciemniejszym obliczu. Ale zanim o samej książce, chciałabym podkreślić jeszcze jedną rzecz – taką książkę da się napisać prawdopodobnie o każdym kraju. O Polsce na pewno. Żadne państwo nie jest idealne, bo państwo tworzą ludzie, politykę tworzą ludzi i zasady funkcjonowania w świecie też tworzą ludzie. I zawsze znajdą się ci, którzy sobie nie radzą, nie umieją czy nie chcą się dostosować, ci, którzy będą mieć kiepskie pomysły, którzy będą rządzić bez żadnej wiedzy, a wreszcie ci źli i egoistyczni, którzy będą dbali tylko o własny interes.

Matthew Desmond to amerykański socjolog, który postanowił z bliska przyjrzeć się zjawisku eksmisji. Dosłownie z bliska – przez rok mieszkał na osiedlu przyczep kempingowych w Milwaukee, a potem w schronisku. I chociaż w tekście jest w ogóle nie widoczny, to na końcu książki znajduje się Słowo o tym projekcie. Tam autor dokładnie opisuje swoje motywacje do napisania takiej książki, wskazuje w tekście momenty, kiedy się pojawia, opowiada o tym, w jaki sposób zawierał znajomości ze swoimi bohaterami i ile go i ich to kosztowało. To bardzo cenna wiedza, bo wprowadza nas w świat badań socjologicznych, uświadamia, że napisanie takiej książki to ogrom pracy wielu ludzi, że autor musi być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, inaczej nic z tego nie wyjdzie. Ja zawsze cieszę się, jeśli autor decyduje się na odsłonięcie trochę własnego warsztatu.

Eksmitowani to książka, która zostaje w głowie na bardzo długo. To historia o współczesnych Stanach Zjednoczonych jako miejscu, w którym bardzo trudno żyć. O biedzie, z której nie można się wyrwać, nawet jeśli się bardzo chce. O świecie, w którym nawet najbardziej wytrwali tracą w którymś momencie nadzieję na poprawę losu. O ludziach, którzy 80% pensji przeznaczają na czynsze, o tym, że wystarczy  jedna sytuacja w życiu, nawet nie z twojej winy, wystarczy, że raz podwinie ci się noga, i lądujesz na bruku. O tym, że powrót jest bardzo trudny, jeśli nie nie możliwy. O tym, że jednak żyć jakoś trzeba, coś jeść, wychować dzieci. O walce z życiem, nie poddawaniu się, toksycznych relacjach, błędnych decyzjach. O tym, że bieda dotyka dobrych i złych, ale też o tym, że największym wrogiem człowieka jest uzależnienie, głównie od narkotyków.

Poznacie ludzi, którym będziecie współczuć, takich, z którymi będziecie sympatyzować i wkurzać się na to, jak los ich potraktował. Spotkacie też osoby, których nie polubicie, których nie zrozumiecie, o których być może pomyślicie należało im się. Desmond opowiada historię ośmiu rodzin, z którymi mieszkał, obserwował ich z bliska, pomagał im, angażował się w ich życie, jednocześnie nie ukrywając przed nimi, że jest w charakterze pisarza. Do osobistych historii, które jednak stanowią najmocniejszy punkt tej opowieści, autor dodaje konkretne dane – o polityce Stanów, działaniu systemu, bezdomności, ilości eksmisji, możliwościach pomocy, rasizmie, konkretnych , codziennych problemach, z jakimi muszę się borykać ludzie bez dachu nad głową albo z zagrożeniem, że zaraz ten dach stracą.

Być może książki nie zmieniają świata, ale jeśli mogłyby, ta na pewno by to zrobiła. Ja jednak wierzę w to, że im więcej takich książek i takich głosów, tym wzrasta prawdopodobieństwo jakiejś reakcji. Może nie dziś, może nie jutro – ale kiedyś. Bardzo polecam do przeczytania, bo to książka, która otwiera oczy, uwrażliwia, pozwala zrozumieć innych ludzi. Może sprawi, że rozejrzymy się wokół siebie i dostrzeżemy coś, co do tej pory nam umykało. Na końcu książki znajdują się przypisy, które też warto prześledzić. Jeśli kogoś interesują dane, chce dowiedzieć się czegoś więcej albo sprawdzić to, co napisał autor, ma taką możliwość.

Warto!

◊ Ciekawi mogą zajrzeć na , gdzie znajdziecie między innymi więcej zdjęć

Chciałam Wam jeszcze pokazać angielską okładkę. Choć polska bardzo mi się podoba, to w tej jest coś niepokojąco wciągającego. Sama okładka opowiada historię.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułStalowa Wola: katecheta uderzył ucznia piątej klasy
Następny artykułAtak nożownika w centrum Warszawy. Policjanci znaleźli go po śladach krwi