Kibicom reprezentacji Polski musi być cieplej na sercu ze świadomością, że po wymianie starego kalendarza na nowy pewne rzeczy pozostały takimi, jakie są. Ot, Bielik niezmiennie od ośmiu spotkań gra od deski do deski w środku pola, a tuż obok Jóźwiak hasa na skrzydełku. Wiązankę słów “Derby, Bielik, Jóźwiak” możemy już wymawiać jednym tchem, choć akurat dzisiaj nasi reprezentanci zagrali dość przeciętnie. Dostali w czapę jako zespół po głupio straconej bramce, natomiast indywidualnie, cóż, wpisali się w motyw, że po nocy sylwestrowej może zabraknąć trochę mocy.
Po 4:0 z Birmingham ktoś mógł pomyśleć, że ekipa Rooneya znów przejedzie się po kolejnej drużynie z dołu tabeli, ale nic z tych rzeczy, proszę państwa. Sheffield Wednesday od samego początku postawiło twarde warunki, miejsca na urządzenie dobrej strzelnicy aż tak wiele nie było. Jasne, Derby potrafiło tworzyć sytuacje bramkowe, ba, w 28. minucie główką w poprzeczkę przylutował Kazim-Richards, mając na tacy dośrodkowanie z serii tych, których po prostu nie da się zmarnować, jednak gra gości przypominała bicie głową w mur. Albo po strzałach z dystansu, albo próbach dośrodkowania ze skrzydeł, których było co niemiara.
Oczywistym beneficjentem takiego założenia na mecz był Kamil Jóźwiak, który już w 15. minucie mógł zdobyć asystę.
Polak zgubił dwóch obrońców swoją dynamiką, dociągnął akcję do linii końcowej po prawej stronie boiska i dograł ciasteczko w drugie tempo, idealnie w wolną strefę na jedenastym metrze. Strzelcem gola miał być Graeme Shinnie, szczęściarz, bo piłka wyłożona jak do rzutu karnego, ale zamiast huknąć – posłał taki niewypał, że pozostaje się poważnie zastanowić, czy aby na pewno wybrał dobrego dostawcę fajerwerków.
W 31. minucie do głosu doszedł Bielik, któremu najpewniej zabrzmiał w głowie słynny przekaz Jerzego Brzeczka z meczu ze Słowenią. Krystian spróbował, ot, oddał strzał lewą nogą z szesnastego metra, ale za wiele tym zagraniem nie zwojował. Piłka wylądowała na bandach reklamowych, a Derby jak cisnęło, tak dalej cisnęło, coraz wyraźniej zaznaczając swoją przewagę. Sam 22-latek tylko w pierwszej połowie meczu zanotował trzy strzały, dwa zablokowane. Ogółem gdzie polski pomocnik się nie znalazł, tam piłkarze Sheffield zbierali się do jego powstrzymania jak do okiełznania czołgu. Rzecz jasna, szczególnie przy stałych fragmentach gry, wtedy robiło się gorąco.
Niestety ów czołg skapitulował w 61. minucie, kiedy przegrał kluczowy pojedynek główkowy we własnym polu karnym.
Trudno tutaj winić Polaka za stratę bramki, ponieważ to całe Derby zaspało, dając wbić sobie kuriozalną bramkę rodem z boisk Ekstraklasy. Po istnej degrengoladzie w defensywie, czyli spóźnionych reakcjach na zakusy gospodarzy, gra gości nie zmieniła się właściwie w ogóle. Ba, z wyjątkiem kilku akcentów trudno było sobie wyobrazić moment, w którym Derby strzela gola. Nie na takim tempie, nie z tak mizerną jakością w kreowaniu akcji.
Kamil Jóźwiak nadal próbował swoich dryblingów, z czasem coraz bardziej irytujących, bo przynoszących straty, aż w 69. minucie skiepścił obiecującą szansę na strzał z dystansu. Poza tym były piłkarz Lecha nie zapisał się niczym szczególnym, no, do pozytywów zaliczymy mu kilka szarpnięć na skrzydle i dogranie w pierwszym kwadransie meczu, które powinno zostać zamienione na bramkę. Nie ma co się jednak czarować, to był blady występ Polaka. Jak na niego, dużo niedokładności, która dawała się we znaki nawet w prostych podaniach do najbliższego kolegi.
-
Kamil Jóźwiak zanotował 26 strat, miał 43% celności podań i jeden niecelny strzał
A Bielik? Dziś przeciętnie. W środku pola bez blasku, statystyki to potwierdzają.
-
Krystian Bielik zanotował 78% celności podań, wygrał 37% pojedynków na ziemi, 16 razy stracił piłkę, wykonał jeden udany drybling
Sheffield Wednesday – Derby 1:0 (0:0)
Callum Paterson 61’
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS