fot. Cor Vos ©1989
Edwig van Hooydonck wygrał Ronde van Vlaanderen dwukrotnie. W obu przypadkach zostawiając wszystkich rywali z tyłu po miażdżącym ataku na Bosbergu.
Bosberg jest zalesionym wzgórzem we Flamandzkich Ardenach, we wschodniej Flandrii. Patrząc na okoliczny krajobraz, pełen zielonych pól i typowych flamandzkich wiosek, łatwo przeoczyć go jako jeden z wielu okolicznych pagórków.
Jego sława, przynajmniej w kolarskim świecie, kryje się w ukrytej pod koronami drzew drodze. Ta wyłożona jest początkowo typowymi dla Belgii betonowymi płytami, a zakończona charakterystycznymi dla Flandrii kocimi łbami. Podjazd rozpoczyna się łagodnym gradientem, który na ostatnich kilkuset metrach gwałtownie rośnie i nie spada poniżej 10%.
“Zalesione wzgórze”, jak można by przetłumaczyć Bosberg na język polski, na trasie Wyścigu Dookoła Flandrii znalazło się po raz pierwszy w 1975 roku. Od 1981 do 2011 (z wyjątkiem roku 2002) w tandemie z Muur-Kapelmuur stanowiło ostatnią trudność wyścigu. Najbardziej ikoniczną i morderczą zarazem. 30 lat temu podjazd stał się nierozerwalnie związany z jednym zawodnikiem – Edwigiem van Hooydonckiem.
Bosberg fot. Wikimedia Commons
Wysoki rudzielec
Van Hooydonck wychował się w niewielkiej miejscowości Wuustwezel, gdzie nigdy nie wydarzyło się nic ciekawego, a “najsławniejszym gościem był sprzedawca gazet”.
Jako dziecko codziennie pokonywał na rowerze 20 kilometrów w drodze do i ze szkoły. Codzienne dojazdy szybko przekształciły się w sportową pasję, a kolekcja trofeów rosła w niesamowitym tempie. W jednym roku mierzący 193 centymetry wzrostu rudzielec wygrał 30 z 31 wyścigów, w których startował. Ponieważ dzieciom w Belgii nie było wolno ścigać się do ukończenia 15. roku życia, młody Eddy regularnie przekraczał granicę by ścigać się w Holandii.
Ukoronowaniem amatorskiej kariery było wygranie Ronde van Vlaanderen dla zawodników do lat 23 w 1986 roku. Kolejny medal i puchar uzupełnił kontrakt z zawodową drużyną Kwantum, prowadzoną przez Jana Raasa.
Holender, który sam wygrywał zarówno we Flandrii, jak i w Roubaix, osobiście pofatygował się do domu Van Hooydoncków żeby podpisać kontrakt z młodym Edwigiem. Skromni z natury domownicy byli wizytą zestresowani do tego stopnia, że podobno nawet pies nie umiał sobie poradzić ze stresem. Wszystko skończyło się podpisaniem odpowiednich dokumentów i wspólnym jedzeniem… spaghetti. Raas miał wielki wpływ na Edwiga przez resztę jego kariery. To on doradzał mu kwestii taktyki i kazał trzymać się z daleka od dopingu.
Pierwsze dwa starty Van Hooydoncka w najważniejszym wyścigu we Flandrii nie należały do zbyt udanych. Miejsca w trzeciej dziesiątce nie satysfakcjonowały 20-latka, który do niedawna w ekspresowym tempie kolekcjonował trofea.
Podjazd Van Hooydoncka
Do Wyścigu Dookoła Flandrii w 1989 postanowił przygotować się zupełnie inaczej. Do swojego reżimu treningowego włączył liczącą kilka kilometrów pętlę z leżącym na jej trasie Muur-Kapelmuur i Bosbergiem. Jeździł po niej niezmordowanie, pokonując ją pięciokrotnie przez 3 dni każdego zimowego tygodnia. Na wiosnę znał każdy centymetr trasy i każdy kamień.
Podczas wyścigu w 1989 roku, pogoda nie rozpieszczała kolarzy. Chłód i padający bez przerwy deszcz sprawiały, że najeżony podjazdami i brukowanymi odcinkami wyścig stał się jeszcze trudniejszy. Bosberg, podobnie jak w poprzednich latach, był ostatnią trudnością na trasie i finalną okazją by rozpocząć samotny rajd ku mecie.
Podczas wyścigu Van Hooydonck na 30 kilometrów przed metą znalazł się w 7-osobowej liderów. W grupce jechali zdecydowani faworyci wyścigu jak Dag-Otto Lauritzen czy Rolf Sørensen. Na ostatnim podjeździe pod Bosberg do przodu wyrwał się Lauritzen. Po chwili ruszył za nim Van Hooydonck. Zaciskając zęby i przepychając na przełożeniu 42×15, wyminął Norwega jak przypadkowego turystę. Belg rozgrywał wyścig tradycyjną flamandzką taktyką: jedź na limicie, a w decydującym momencie jeszcze przyspiesz.
Nikt nie był go w stanie dogonić i belg linię mety przejechał samotnie. Wygrał Ronde van Vlaanderen mając zaledwie 22 lata. Na podium stał w charakterystycznej zielonej-czerwonej koszulce Superconfex w jednej ręce ściskając bidon, a w drugiej puchar. Ubłoconą wcześniej twarz zalały łzy szczęścia i wzruszenia.
Potwierdzając wielkie możliwości, Van Hooydonck tydzień później stanął na najniższym stopniu podium w Paryż-Roubaix. Jednak uwielbienie prasy i kibiców szybko zmieniły się w powątpiewanie po fatalnej próbie obrony tytułu w Ronde w 1990 roku. Krytyka zelżała nieco dopiero po kolejnym podium na welodromie w Roubaix.
Na trasie Ronde van Vlaanderen rok później znów znalazł się wyselekcjonowanym kwartecie walczącym o zwycięstwo. Oprócz niego na czele jechali ponownie Sørensen, Rolf Gölz i Johan Museeuw. Rywale musieli wiedzieć, czego spodziewać się podczas ostatniego przejazdu przez Bosberg. Jednak nawet to nie dało im możliwości by na ten atak odpowiedzieć.
Na mecie dziennikarze poświęcali równie wiele uwagi jego kolejnemu zwycięskiemu atakowi na Bosbergu, co charakterystycznym spodenkom. Cierpiący na problemy z kolanami Belg, postanowił chronić je przed wiosennym chłodem skracając do 3/4 zimowe spodnie kolarskie. Moda na “spodenki Van Hooydoncka” chwyciła błyskawicznie. Już następnego dnia na starcie etapu w odległej Katalonii wielu zawodników startowało w podobnych strojach.
Belgijska prasa momentalnie okrzyknęła go następcą Eddy’ego Merckxa i zaczęła nazywać “Eddy Bosberg”, podchwytując przydomek nadany mu przez mechanika zespołu.
Nowe czasy
Organizatorzy zarzekali się, że jeśli wygra Ronde po raz trzeci, na szczycie Bosbergu postawią mu pomnik. Zawsze skromy Van Hooydonck nie był zbytnio zachwycony tym pomysłem. Od zawsze chciał być tylko kolarzem, a nie bohaterem kibiców.
Jednak nawet bycie zwykłym kolarzem na początku lat 90. stawało co raz trudniejsze. Zawodnicy, którzy od lat nie byli w stanie dotrzymać mu koła znacznie przyspieszyli. Szanse nie tylko na pomnik, ale na jakiekolwiek dobre rezultaty zmalały niemal do zera.
Odważne komentarze Van Hooydoncka na temat dopingu brano za narzekania niespełnionego mistrza, który zagubił się gdzieś po drodze i nie sprostał pokładanym w nim nadziejom. Na scenę wkraczało nowe pokolenie Belgów, z Johannem Museuwem na czele, które z nawiązką wywiązywało się ze zobowiązań wobec prasy i kibiców.
Pozostający z dala po dopingu “Eddy Bosberg” zakończył karierę w 1996 roku. Rozstał się z kolarstwem i zajął się lokalną polityką, którą później zamienił na kontynuowanie rodzinnego biznesu handlem aluminium. Pomimo, że po latach historia przyznała mu rację w kwestii dopingu, nadal stroni od kolarstwa i wywiadów. Te zawsze wydawały się skupiać nie na odniesionych zwycięstwach, ale na tych, których odnieść nie mógł przez powszechne stosowanie EPO.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS