Nieśmiało przypominam, że dziś jest ten dzień, kiedy dzwonimy do rodzicielek i dziękujemy im:
- za góry wypranych gaci i skarpet
- za tony usmażonych schabowych
- za wynoszenie brudnych talerzy, misek i innych bomb biologicznych z naszych pokoi
- za uśmiech, mimo iż gdyby nie my, prawdopodobnie zwiedziłyby cały świat i taplały w forsie
- za merytoryczne rady w stylu: “Na dupie se zrób”, kiedy wyskakiwaliśmy z pomysłem zrobienia sobie tatuażu/kolczyka
- za lajfahacki w stylu “Zjedz łyżkę miodu/cukru/dżemu”, kiedy domagaliśmy się czegoś słodkiego… chociaż w tamtym czasie brałem to za demotywator
- za kultowy tekst “Nie jesteś wszyscy. Inni mnie nie obchodzą”, kiedy miałeś przypał, bo z całą klasą poszedłeś na wagary, po czym “Inni jakoś sobie poradzili”, kiedy jako jedyny dostałeś lacza z klasówki
- za to, że nie nazwały nas Brajankami, Brendonkami, Kevinami i Jessicami
- za wchodzenie na ambicje tekstem “Inteligenti ludzie się nie nudzą”, kiedy jojczyliśmy, że nudy, bo padał akurat deszcz
- za to, że kiedy przychodzi komornik z zaległymi mandatami mówią: “Przykro mi, ale syn kilka lat temu wyjechał do Anglii i nie mam z nim żadnego kontaktu”
- że nie zmuszały nas do lekcji stepowania, dzięki czemu mogliśmy nauczyć się prawdziwego życia wchodząc na drzewa i skacząc przez płoty.
Własną przeproszę jeszcze za to 5 kilo podczas porodu i powiem, że jej ciasto nie jest zakalcem, a nawet jakby było to i tak niszczy wszystkie torty od “Sowy” razem wzięte. Kiedy byłem dzieciakiem, mama wiecznie mówiła, że upiekła zakalec. Był zajebisty, a ja nie kumałem bazki, więc przy różnych imieniono-urodzinach, kiedy ktoś pytał, czy zjem kawałek ciasta, odpowiadałem: “Jasne, kawałeczkiem zaklaca nie pogardzę”. I to rozczarowanie, kiedy okazywało się, że jest tylko sernik, makowiec i babka: “A to nie, dziękuję”.
Przybiję piątkę za nuczenie psychologii odwróconej:
<mama> — Wynieś śmieci, proszę
<ja> — Wczoraj wynosiłem, niech M. (starszy brachol) wyniesie
<mama> — Nie, on nie umie tak dobrze ja Ty
<ja> — What? To tylko śmieci, a nie jazda figurowa na lodzie. Liczy się efekt, a nie styl
<mama> — Dobrze, sama wyniosę, a Ty idź odpocząć, bo pewnie jesteś strasznie zmęczony po całym dniu nic nie robienia
<ja> — Dżizas, gdzie te śmieci?
Powiem jej jeszcze, że się nie gniewam za to, że nazwała mnie w podstawówce przy kolegach “kluseczką” i wytarła mokrym palcem policzek, co ciągneło się za mną przez lata, ani za to że po powrocie z wywiadówek i odkryciu moich jedynek + nieobecności, obiecywała nie mówić nic tacie i dać mi szansę na poprawę, a 5 minut później: “Sławek, wiesz co ja usłyszałam na wywiadówce? Taki wstyd, taki wstyd”.
Aaa i podziękuję za zajebiste wydanie “Kroniki XX wieku”. Pewnego dnia jakaś dziewczyna zadzwoniła do drzwi i zapytała, czy ja to ja? Kiedy odpowiedziałem, że tak, wręczyła mi wielką, epicko wydaną kronikę XX wieku i pogratulowała zwycięstwa w konkursie na najlepszy wiersz o Nakle nad Notecią. Byłem bardziej w szoku niż Marysia w kawałku Sokoła.
Obiecam jej jeszcze, że przestanę przy każdej okazji przypominać anegdotkę, jak kiedyś przed Wielkanocą zamówiła panią do sprzątania chaty, bo sama miała dużo spraw na głowie, po czym wpadła w panikę, że nie może wpuścić kobiety w taki bałagan, bo co ona sobie pomyśli, więc spędziła cały poranek na sprzątaniu i myciu okien, po czym przyszła pani od sprzątania, wypiła kawkę, zjadła delicje, wszamała ptasie mleczko, skasowała hajs i poszła.
Nie mogę rówież pominąć tej szczególnej, matczynej troski. W każdy piątek, równiutko o godzinie 23:15
<mama> — Halo, policja? Chciałabym zgłosić zaginięcie syna!
<policja> — Dobry wieczór Pani matko PigOuta, widzę, że nic się nie zmieniło i znowu musimy odbyć tę samą rozmowę. Ja Pani zasugeruję, że młody poszedł zapić z kolegami, na co Pani odpowie, że bullshit travel, bo powiedział, że idzie do Bartka powtórzyc fizykę i obiecał wrócić o 23. Ja odpowiem “taaa jasne” i zapytam, czy aby na pewno obiecał, czy może jednak to Pani na nim wymusiła taką obietnicę? Pani odpowie, że to nie było wymuszenie, ewentualnie delikatna sugestia, po czym zacznie mnie przekonywać, że wyszedł o 19, a niby co można robić w malutkim Nakle przez 4 godziny? I w tym miejscu padnie teoria o “porwaniu”, na co odpowiem, że nawet gdybym chciał, to i tak nie mogę przyjać zgłoszenia, bo muszą minąc minimu 24 godziny od wyjścia syna z domu. W tym miejscu krzyknie Pani, że jesteśmy beznadziejni, rzuci słuchawką, po czym zacznie wiercić mężowi dziurę w brzuchu, żeby wsiadł w samochód i zrobił rundkę po mieście. Coś pominąłem?
<mama> — Jesteście beznadziejni <rzut słuchawką>! Sławek odpalaj samochód…
Najlepszego dla wszystkich mam. Wymiatacie.
P.S.
Mamo, miałaś rację. Ze wszystkim. Lovju.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS