Monika i Ania – to matki, córki, żony, przyjaciółki i autorki. Obydwie z rocznika ’84. Twierdzą, że bycie matką to piękna przygoda usłana różami z naciskiem na “kolczaste”. Z nami rozmawiają o swojej pierwszej, wspólnej książce, relacji z matkami, pandemicznym porodzie i sile kobiet.
Anna Podlaska, WP Kobieta: Wasze początki bycia mamami przypadły na czas pandemii, Moniko – ty rodziłaś w czasie lockdownu. Co Wam dał lub odebrał ten specyficzny, wyjątkowy na swój sposób czas?
Monika Górka, współautorka książki “Bezradnik. Wyrazy Macierzyństwa”, mama rocznej Glorii: Początki macierzyństwa, zwłaszcza tego pierwszego, nie są łatwe, bo wszystko dzieje się po raz pierwszy: połóg, laktacja, hormony, noworodek, nieprzespane noce – mieszanka wybuchowa. Dzięki temu, że mój mąż “wziął na klatę” wiele spraw – udało nam się przejść przez ten pierwszy okres bycia rodzicami, bez szwanku. Ja, nauczyłam się ponadto doceniać siebie i mówić o tym głośno. Oprócz tego w mojej relacji partnerskiej zaszły nieodwracalne zmiany, ale nowe uczucia, których doświadczyliśmy z mężem wspólnie – dały nam chyba jeszcze większą moc.
Anka Stachula współautorka książki “Bezradnik. Wyrazy Macierzyństwa”: “Początki macierzyństwa” to pojęcie, które wydłuża się z każdym tygodniem bycia mamą. W ten sposób dobrnęłam do 4. roku życia mojej córki i mam wrażenie, że ciągle jestem na początku. Pandemia dała i zabrała. Paradoks. Dostałam więcej czasu na bliskość, bo pracuję zdalnie, ale zabrano mi spokojny sen, bo wiele ważnych spraw “ogarniam” nocą.
Wokół porodu pandemicznego narosło wiele mitów. Moniko, ty doświadczyłaś tego na własnej skórze. Aniu, choć przeżyłaś narodziny córki 4 lata temu, tego się nie zapomina.
Monika: Mimo pandemii udało mi się rodzić rodzinnie. Mój mąż był przy mnie i chociaż w maseczce, to i tak oczy są zwierciadłem duszy – więc widziałam jego emocje i łzy wzruszenia. Ale z długą, pierwszą fazą porodu zmagałam się sama na oddziale patologii ciąży, bo mojej córce jakoś specjalnie nie spieszyło się do wyjścia. Pamiętam, że między skurczami – czułam duży lęk o to, czy wynik testu męża będzie negatywny, czy ostatecznie będzie przy porodzie.
W kryzysie nieoceniona okazała się pomoc kobiet ze szpitalnej sali. Mam wrażenie, że kobiety w ciąży, matki, i chyba kobiety w ogóle – zaczęły się bardziej wspierać, jednoczyć, pomagać sobie – to akurat pozytywny wydźwięk tego, co przeżyłyśmy w ostatnich miesiącach.
Anka: Chyba każda mama przeżywa ogromny, wręcz permanentny lęk o dziecko, a pandemia ten lęk przypieczętowała. Macierzyństwo to Himalaje i wiem, że w tych Himalajach zostanę już do końca życia.
Poród? Myślałam wiele razy o tym, że wyrządzamy ogromną krzywdę rodzicom, mówiąc, że dzieci się rodziły, rodzą i będą rodziły, więc poród to “bułka z masłem”. Ja zjadłam tę bułkę i mam nadzieję, że mamy rodzące w pandemii doświadczyły, w tej bardzo ważnej i trudnej chwili, wszystkiego co najlepsze od osób, które były przy nich.
Jak zmieniły się relacje z waszymi matkami po urodzeniu dzieci? Są one raczej nowoczesnymi babciami? Czy nie chcą niczego przegapić z życia waszego malucha?
Monika: Gdy sama weszłam w rolę mamy, inaczej spojrzałam na swoją, która to urodziła i wychowała trójkę dzieci. Mamo: wielki szacun. Nasze relacje zmieniły się na pewno – teraz rozmawiamy głównie o Glorii.
Teraz też patrzę na własną mamę, jako dorosła kobieta, też matka. Czy jest doskonała, idealna? Oczywiście, że nie. I pewnie mam swoje żale, mniejsze czy większe, jak każdy, ale czy zamieniłabym ją na jakąkolwiek inną – taką bez wad, taką która nie popełnia błędów? Nigdy w życiu. Kiedy to zrozumiałam, zrozumiałam też własne macierzyństwo. Nawet jeśli popełniam błędy – to i tak jestem tą najlepszą matką dla swojej córki. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Anka: Moja mama, czyli dla Lusi babcia Krysia, mieszka daleko. Nie ma wyjścia, musi być nowoczesna. Telefony, sms-y, mms-y są naszą codziennością. Rady babci są jednak często klasyczne i nie zawsze ich słuchamy (śmiech). Ale chcę podkreślić, że moja relacja z mamą jest bardziej dojrzała. Teraz, jak matka, rozumiem jej lęki, obawy.
Jako przyjaciółki stworzyłyście wspólnie książkę, jej tytuł – “Bezradnik. Wyrazy Macierzyństwa”, sugeruje pewną bezsilność. Czułyście się samotne, bezradne w czasie pandemii? Dlatego powstała ta publikacja?
Monika: “Bezradnik” sugeruje bezradność, bo ona się zdarza w byciu mamą. I to często. Czułam się bezradna kiedy moja córka płakała po szczepieniu, kiedy dostała pierwszej gorączki i straciła apetyt, albo po prostu kiedy padałam ze zmęczenia po nieprzespanej nocy i całym dniu sam na sam z dzieckiem. Zwyczajnie miałam dosyć. Trzeba o tym mówić głośno, matka nawet ta najlepsza pod słońcem, nawet ta, która czekała całe życie na swoje wymarzone dziecko – też czasami ma dość, też czasami płacze po kątach, też czasami chce od tego wszystkiego odpocząć.
Anka: Bezradnik to “dziecko pandemii”. Napisałyśmy po 25 felietonów o: brzuchu, głaskaniu, nocnych bojach, hormonach, seksie, zaufaniu, płaczu, obiadach, wyborach… Bezradnik – ponieważ w naszej książce niczego nie radzimy, a po rady odsyłamy do ekspertek. Bezradnik – ponieważ wiele razy, jako mamy byłyśmy bezradne i pewnie wiele razy będziemy. W Bezradniku zostawiłyśmy miejsce dla Czytelniczki, aby “wygadała się” tak jak my. Nie jest on więc typową książką.
Samotność? Doświadczyłam jej, na początku, tuż po porodzie. Często chciałam być bardzo blisko mojego męża, ale dzidziuś potrzebował mnie bardziej. Pamiętam, jak pisaliśmy do siebie z mężem wiadomości, a byliśmy w sąsiednich pokojach.
Samotność odczułam też w odniesieniu do swoich poglądów. Chyba nie ma nic gorszego niż “wrzucenie” młodej mamy w statystykę lub slogan: “będzie dobrze, bo zawsze jest i musi być”, “za bardzo się przejmujesz”, “za długo ją karmisz”, “za szybko wróciłaś do pracy”, “za mało śpi”, “ma za dużo zabawek?”, “znowu chodzisz na palcach”, “żeby jej nie budzić?”, “musi iść do żłobka”, “taka szczuplutka”.
Czym waszym zdaniem jest solidarność kobiet, w czym się przejawia? Wy – kobiety, matki, przyjaciółki, córki we dwie stworzyłyście książkę, która bez lukrowania opowiada o codzienności, to też taka kobieca siła i solidarność.
Monika: Macierzyństwo w pandemii jest związane z samotnością. Kiedy mąż wrócił do pracy zostałyśmy na co dzień we dwie z córką. Ale wiedziałam, że mam na łączach swoją Ankę. Moje pierwsze wzloty i upadki, jako matki przeżyłam razem z nią.
Którejś nocy, kiedy usypiałam małą karmiąc piersią zaczęłam pisać o tym co było, jak trudny był dla mnie ten dzień, o tym co czuję. Zawsze byłam zdania, że papier, teraz notatnik w telefonie, przyjmie wszystko. Akurat miałam koszmarny dzień i noc też zapowiadała się ciężko. Kiedy to opisałam poczułam ogromna ulgę i tak to się zaczęło. Potem powiedziałam Ani – ona, jak się okazało miała mnóstwo takich zapisków, wpadła na pomysł wspólnej książki.
Anka: Solidarność to siła. Czasem słowa mówią głośniej niż czyny. Czasem czyny zamiast słów. Ja nie mam jednej definicji. Solidarność to wyrozumiałość. Jeśli solidaryzuje się z kimś – słucham, nie krytykuję, nie radzę, po prostu jestem.
Macie jakieś sposoby, jak zadbać o siebie, swoje zdrowie psychiczne w czasie początków macierzyństwa?
Monika: Ja polecam pisanie – przelewanie swoich uczuć na papier – stara, dobra, sprawdzona metoda. Poza tym, trzeba dbać o relacje partnerskie, o swoje szczęście i najważniejsze, w chwilach słabości trzeba prosić o wsparcie bliskich.
Anka: Ja mam całą listę sposobów. Dziele się nimi, nie radzę. Po pierwsze, myślę o sobie, tak bez wyrzutów sumienia. Myślę o nas, o mnie i mężu i staram się o czas razem. Po drugie, piszę, to bardzo porządkuje myśli. Po trzecie, czytam. Ostatnio z kolei odkryłam i pokochałam podcasty. Moim marzeniem jest zacząć je nagrywać. Coraz częściej robię sobie Dzień Matki, nie czekam na tę kartkę w kalendarzu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS