A A+ A++

– Zostałam opuszczona przez partnera najpierw w 8. miesiącu ciąży, a później, po ponownej próbie ratowania związku, kiedy mój syn skończył cztery latka. Noszę w sobie traumę z tego okresu, ponieważ osoba, którą kochałam, okazała się niedojrzałym i egoistycznym osobnikiem — mówi 36-letnia Anna z Warszawy, dziś szczęśliwa mężatka i mama dwójki dzieci.

Jej pierwszy syn Tomek urodził się z wrodzonym zapaleniem płuc i od razu trafił na dziecięcy OIOM. – Kiedy poinformowałam ojca o tym, co się stało, w odpowiedzi otrzymałam rachunek za wymyślone koszty, które mam mu zwrócić i informacje, że więcej się nie zobaczymy. Byłam w rozsypce, cierpiałam na depresję poporodową. Pomimo że syna kochałam ponad życie, czułam ścianę. Nie mogłam mu dać bliskości i nie mogłam się ogarnąć. Na szczęście z pomocą przyszła babcia i się nim zaopiekowała — wspomina.

Po około pół roku, pod pręgierzem rozstrzygnięcia sprawy ojcostwa w sądzie ojciec wrócił, okazując skruchę i prosząc o kolejną szansę. Kobieta przyjęła go z powrotem. Niestety szybko okazało się, że skutki traumatycznego początku powiększonej rodziny, a także przemocowy charakter partnera, odcisnęły piętno na kobiecie, która pogrążała się w niemocy i depresji.

– Ostatecznie znowu mnie zostawił, samą z 4-letnim dzieckiem, szantażując, że nie będzie płacił alimentów. Jest osobą majętną, a pomimo to robił wszystko by mnie kopać. Dla przyjemności jak sądzę. Niestety rykoszetem dostawał też Tomek — opowiada Anna i dodaje, że syn zaczął przejmować rolę partnera i opiekuna, co objawiało się podsłuchiwaniem wszystkich rozmów dorosłych, a także opiekowaniem się mamą i podejmowaniem zdecydowanych decyzji, które wykraczały poza normę jego wieku.

– Ja oczywiście popełniłam masę błędów, bo za słabo ukrywałam swoje rozterki, miałam smutny wzrok, apatię. Za późno wybrałam się na terapię. Niestety taką matką byłam. Długo zajęło mi przywrócenie mu dzieciństwa, nadal chodzimy do psychologa dziecięcego, na szczęście teraz mogę mówić, że znów jest lekki i uśmiechnięty. Ojciec zapomniał o jego urodzinach, nie odwiedza go i dzwoni raz na pół roku, tłumacząc to obowiązkami, ale to wszystko nieważne, bo znów mój syn może być dzieckiem. Ja go totalnie odcięłam od świata dorosłych i wiem, że to mu uratowało przyszłość — kwituje.

W odwrotnej perspektywie musiała odnaleźć się Joanna Kopka z Warszawy, która będąc dzieckiem niedojrzałych dorosłych, przyjęła rolę opiekuna i ratownika w rodzinie.

– Matka i ojciec niestety nie radzili sobie. Ojciec wiecznie zamknięty w swoim świecie, nie odchodził od komputera, matka dbała tylko o siebie. W domu brakowało wszystkiego, no może oprócz licznych awantur pomiędzy rodzicami. Kasa szła na różne używki. Mając zaledwie 8 lat, wiedziałam, że muszę sama zadbać o siebie. Nie chciałam skończyć jak oni, a z drugiej strony wierzyłam, że może wspólnymi siłami się uda — opowiada kobieta, wspominając, że jej dzieciństwo od czasów szkoły było na tyle odstające od tego co widziała u beztroskich koleżanek i kolegów, że musiała się nauczyć grać przed nimi luz i beztroskę, wewnątrz siebie przeżywając walkę o przetrwanie w trudnej rzeczywistości.

– Pamiętam, jak ojciec dał mi 100 zł na komunię i biały zegarek. Drugiego dnia poprosił, żebym mu pożyczyła tę stówę. To takie głupie wspomnienie, ale później takich analogicznych sytuacji było mnóstwo. Ciągle było „dej, dej”. Ojciec obarczał mnie swoimi słabościami, za każdym razem opowiadając jak mu źle, że przez wiek nie może znaleźć pracy. Bałam mu się przedstawić partnera, bo zaraz by go prosił o załatwienie roboty. Matka tylko kasę chciała. Nie dbała o dom, przez co ojciec nawet chciał, żebym to ja gotowała obiady. Chodziłam wtedy do 7 klasy. Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na spodnie, bo miałam tylko jedną sfatygowaną parę. Byłam przeciążona tym wszystkim, z drugiej strony czułam podświadomie ogromną odpowiedzialność za nich, bo wszyscy na mnie liczyli — Joanna wspomina, że determinacja, by wyrwać się z niszczącego domu, była bardzo silna, ale lojalność wobec biednych, a jej zdaniem ułomnie kochających rodziców trzymała ją na uwięzi niczym niewidzialne kajdany.

Dziś jednak nie utrzymuje kontaktu z domem rodzinnym, co jest efektem terapii, podczas której uwolniła się od poczucia winy i obowiązku. – Myślałam, że po przerwie jak wrócę to może i oni się zmienili. Niestety tak się nie stało. Nadal na mnie chcą się uwiesić. A ja teraz mam własne życie i rodzinę i nie zamierzam dłużej dać na sobie żerować — podsumowuje Kopka.

Oba przypadki, przytaczające dwie różne perspektywy, pokazują, jak daleko idące skutki ma obarczanie dzieci problemami dorosłych. Jak wyjaśnia Joanna Fiks, psychoterapeutka, właścicielka gabinetu Pracownia Psychoterapia, parentyfikacja, czyli odwrócenie ról dorosłego z dzieckiem, nigdy nie jest wolnym wyborem dziecka, a przymusem, by przetrwać w trudnych warunkach.

– Jeśli osoba dorosła, która ma się opiekować dzieckiem, z różnych przyczyn nie może się z tego wywiązać, to jest bardzo prawdopodobne, że dziecko przejmie tę rolę i stanie się opiekunem rodzica. W konsekwencji nieadekwatnie do swojego wieku przyjmuje role, zachowania i funkcje, które powinien zapewniać mu dorosły. Trzeba jasno podkreślić, że małoletni nie ma wyboru. To nie jest jego decyzja, tylko odpowiedź na zachowanie dorosłego – wyjaśnia specjalistka, dodając, że rozróżniamy dwa rodzaje takiej zależności: funkcyjne i emocjonalne.

Wymiar funkcyjny polega na obarczaniu dziecka obowiązkami w świecie fizycznym tj. Załatwieniem sprawunków, bo rodzic nie może wstać z łóżka i wysyła dziecko do sklepu. Drugie dotyczą uwikłania, kiedy rodzic nie ma emocjonalnego wsparcia lub więzi z partnerem, lub dotyczą samotnego wychowywania potomstwa. Wtedy właśnie, szukając różnych sposobów na pozyskanie akceptacji, miłości i uwagi, rodzic szuka wsparcia w dziecku.

Jak podkreśla Joanna Fiks nie dotyczy to tylko rodzin rozbitych, lub osób samotnie wychowujących dzieci. – To wynika z niepodjęcia funkcji emocjonalnych przez dorosłych. To nie jest zawsze kluczem, liczy się dojrzałość rodzica. Często nawet samotni rodzice nie sięgają po dzieci, a szukają pomocy wśród babć, cioć i przyjaciół, czyli osób dorosłych, chroniąc tym samym dziecko przed skutkami trudnej sytuacji — tłumaczy.

Tak jak syn Anny, podsłuchiwał rozmowy dorosłych, żywo interesując się tematami, które znudziłyby jego rówieśnika, tak właśnie ofiary parentyfikacji często cierpią na wzmożone poczucie kontroli, co jest związane z zaburzonym poczuciem bezpieczeństwa. Przy nasilającym się lęku dziecko uruchamia potrzebę kontroli, która ma mu pomóc w odnaleźć się świecie dorosłych.

Czy tak się dzieje? Oczywiście nie, bo nie jest w stanie przyswoić informacji z racji wieku. Innymi objawami parentyfikacji są napięcie w ciele oraz ciągła gotowość do pojęcia walki i działań. – Nie ma fazy relaksacji i luzu. Te dzieci nie bawią się beztrosko i frywolnie. Podczas gdy grupa dzieci w klasie będzie się bawić to te parentyfikujące będą kontrolować czy jest bezpiecznie, same nie biorąc udziału w zabawie. Przez społeczeństwo są postrzegane jako te dzielne. Spotykają się z dużą gratyfikacją środowiska za swoje odpowiedzialne zachowania. Możemy o nich usłyszeć: “Jesteś taki dzielny pomagasz mamie”. Jednak najważniejsze są tu granice i możliwości wydolnościowe emocjonalne i fizyczne. Zbyt duże poświęcenie, nieadekwatne do fazy rozwojowej jest ponad siły i normy dziecka. Dziecko ze swoimi potrzebami znika, a rodzic staje się główną postacią dominującą w jego życiu — podsumowuje.

Jak to wyposaża w doświadczenia na przyszłość? Jak twierdzi Fiks, losy takich młodych dorosłych mogą się potoczyć w kilku kierunkach. – Konfliktem osiowym jest wolność, autonomia i zależność. Dorosłe dzieci albo będą dążyć do całkowitej wolności i ograniczą wchodzenie w bliskie relacje z innymi ludźmi, albo mając wypracowany przez pełnioną wcześniej rolę, zdrowy rozsądek będą kontynuować tę drogę, przy jednoczesnym odkładaniu zaspokajania własnych potrzeb — twierdzi psychoterapeutka. Inną drogą jest też przyjęcie roli zależności, w której to oni na powrót będą mogli być zaopiekowani przez partnera, nadrabiając sobie utracone dzieciństwo lub znajdą sobie substytut rodzica.

Podnoszący na duchu jest jednak fakt, że przy szczerej refleksji i podjętej pracy własnej, która otworzy drogę do zmiany, ofiary parentyfikacji są w stanie wyleczyć skutki skradzionego dzieciństwa i żyć szczęśliwie, same ze sobą i nie przenosząc szkodliwego posagu dalej.

Zapraszamy na grupę FB – #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: [email protected].

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMasz kartę GeForce i starego Windowsa? Niestety nie mamy dobrych wieści
Następny artykułDomyślne tapety Windows 11 są świetne – pobierz je już dziś