Dr Jan Szkudliński*: Wydanie z komentarzem zawodowego historyka jest potrzebne. W jakiś sposób ta książka na rynku będzie funkcjonować. Jeśli ktoś zechce ją przeczytać, dobrze, żeby miał w ręku edycję, która nie tylko pokazuje, dlaczego poglądy Hitlera były błędne, ale również jakie konsekwencje miało to, co napisał w więzieniu w Landsbergu. Nie możemy poprzestać na deklaracjach, że „Mein Kampf” jest książką złą. Warto wiedzieć, dlaczego. Zwłaszcza że odchodzi pokolenie świadków historii, które naocznie mogło się przekonać o efektach tej publikacji. Nie bez znaczenia jest też fakt, że prawa autorskie do „Mein Kampf” przestały obowiązywać w roku 2015.
I wtedy od razu ukazało się wydanie niemieckie?
– Zaplanowano je właśnie na ten moment, ale dyskusje trwały już kilka lat wcześniej. W Niemczech ten temat również budził kontrowersje. Rząd Bawarii, do którego należały prawa autorskie do „Mein Kampf”, swego czasu nawet wycofał swoje poparcie dla projektu wydania książki, prowadzonego przez publiczny Instytut Historii Najnowszej. Dyskusje te trwają zresztą nadal.
Na stronie Instytutu Historii Najnowszej konsekwentnie zamieszczane są wypowiedzi medialne związane z kwestią publikacji „Mein Kampf”. Są tam dziesiątki tekstów, najnowszy link kieruje do publikacji ze stycznia tego roku. Sądzę, że polska edycja krytyczna będzie również długo omawiana. „Mein Kampf” nie jest książką obojętną, choć warto zwrócić uwagę, że narosło wokół niej wiele mitów.
Jakich?
– Na podstawie niektórych stwierdzeń można by wywnioskować, że gdyby dać ją do przeczytania osobie bez przygotowania historycznego, zatruje ona jej umysł, przerodzi ją w nazistę. Tak się najpewniej nie stanie. Jednakże fragmenty „Mein Kampf” są łatwo dostępne w internecie – co też pokazuje potrzebę wydania książki w odpowiednim przekładzie – i trzeba powiedzieć wprost, że jest to bełkot. We wspomnieniach nazistowskich dygnitarzy można natrafić na opisy, z których wynika, że nawet wśród elit tego systemu znajomość książki Hitlera nie była duża. Jest ona trudna w odbiorze ze względu na swoją mierną jakość literacką.
Przeciwko nowemu wydaniu „Mein Kampf” protestuje m.in. Towarzystwo Jana Karskiego, które jednoznacznie oceniło publikację jako „moralne zło”. W którą stronę pójdzie dyskusja w Polsce?
– Wokół „Mein Kampf” panują duże emocje. W Polsce wydawano przecież nazistów, choćby Rudolfa Hessa, Waltera Schellenberga, Alberta Speera. Zaczęły się ukazywać dzienniki Goebbelsa. Dyskusji na temat wydawania tych książek nie było, choć wszyscy oni byli zbrodniarzami. Na mnie szczególnie odstręczające wrażenie zrobiły wspomnienia Speera, który wręcz udaje, że nie miał nic wspólnego z budowaniem nazizmu. Twierdzi, że zajmował się tylko architekturą i organizacją przemysłu, a na dodatek próbuje przekonywać, że pod koniec wojny rozmyślał nad zabiciem Hitlera. Pomimo tych oczywistych kłamstw książka Speera jest wydana i można ją bez problemu kupić.
W Niemczech nad edycją krytyczną „Mein Kampf” pracował cały zespół historyków. Polskie wydanie opracował prof. Cezary Eugeniusz Król, który poświęcił mu kilka lat. Podziwiam go, bo zmuszenie się choćby tylko do lektury „Mein Kampf” wymaga wiele wysiłku mentalnego. Ignorowanie jej czy zakazywanie nie ma jednak sensu, może wręcz tworzyć mit „zakazanej książki”. Do sukcesu Hitlera znacznie przyczyniło się to, że go lekceważono.
Tymczasem, jak wskazał wiele lat temu jeden z niemieckich historyków, rzadko zdarza się, by wiele lat przed objęciem władzy morderczy dyktator tak jasno opisał, co zamierza zrobić. I zrealizował swój plan. Ważny jest też element przestrogi. Krytyczna lektura „Mein Kampf” pomoże uświadomić sobie, jak łatwo system demokratyczny może się rozpaść.
Kontrowersje budzi też forma edytorska polskiego wydania: czerwona okładka, gotycka czcionka i wyeksponowane nazwisko Hitlera.
– Wydaje się, że wydawnictwo Bellona nie podeszło do szaty graficznej książki z należytą uwagą. Mam wrażenie, że jej twórcy nie potrafili całkowicie wyzbyć się zwykłego przy planowanych publikacjach dążenia do podbicia sprzedaży atrakcyjną okładką, choćby podświadomie. Widać to, zwłaszcza gdy porównuje się polskie wydanie z niemieckim, które pod względem graficznym jest wręcz ascetyczne, celowo nieatrakcyjne. Z drugiej strony warto zauważyć, że wydawnictwo nie robi promocji książki. Jej cena, ok. 150 zł, jest też dość wyśrubowana.
Pojawienie się „Mein Kampf” w witrynie księgarni we Wrocławiu wywołało protesty. Czy książka powinna być eksponowana?
– Nie mam sumienia osądzać ludzi, którzy w okresie pandemii, gdy i tak od lat sprzedaż internetowa miażdży tradycyjną, walczą o utrzymanie się księgarni na rynku. Być może była to wynikająca z desperacji próba ratowania swojej działalności.
Czy wydanie krytyczne „Mein Kampf” będzie się cieszyło zainteresowaniem w Polsce? Do kogo trafi?
– Gdy ukazywało się wydanie niemieckie, zająłem się sprowadzeniem go do Muzeum II Wojny Światowej, w którym wówczas pracowałem. Monachijski wydawca podarował wówczas tę książkę jako formę wsparcia w badaniach nad nazizmem. Uważam, że biblioteki naukowe powinny posiadać egzemplarz tej książki. W Niemczech wydanie krytyczne ma już szósty dodruk, przekład angielski również dobrze się sprzedaje.
Dobrze, że w Polsce „Mein Kampf” ukazało się opatrzone komentarzem historyka specjalisty przestrzegającego przed tym, jak ulotna jest demokratyczna wolność i jak łatwo jest zlekceważyć pozbawionego skrupułów, żądnego władzy, piszącego bełkotliwe książki szaleńca, który pod hasłem ratowania narodu jest zdolny do absolutnie wszystkiego. Hitler ubierał swoją ideologię w słowa podbijające narodowy bębenek, wpajał Niemcom przekonanie, że są beznadziejnie upokorzeni i powinni odzyskać swoją dumę niezależnie od ceny.
W sprzyjających warunkach bardzo łatwo wmówić ludziom, że prześladuje ich wróg, którego wystarczy bezwzględnie zniszczyć, a świat stanie się piękny. Takim pozbawianym cech ludzkich wrogiem może być ktokolwiek – Żydzi, kułacy, uchodźcy, czarni czy osoby LGBT. Tego typu jątrzenie przeciwko ludziom jest niebezpieczne. W czasie wojny zwykli Niemcy tysiącami dręczyli i mordowali tych, których autor „Mein Kampf” wskazał im jako wrogów i „podludzi”.
* Dr Jan Szkudliński – historyk, tłumacz, obecnie pracuje w Muzeum Gdańska.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS