A A+ A++

Jesteśmy w burzliwych czasach dynastii Han, przeciwko której właśnie wybuchł bunt. Po tym, kiedy udaje się go stłumić, władzę przejmuje ambitny i lubiący luksusy Dong Zhuo, który stara się kontrolować wszystkich i wszystko dookoła. Powoli jednak zaczyna się formować sojusz złożony z bohaterów, którzy mają na celu przywrócenie na tron prawowitego cesarza.

Dynasty Warriors (2021) – recenzja filmu (Netflix). Po co to komu

Przyznam szczerze, że nigdy do końca nie rozumiałem, po co – poza oczywistością w postaci chęci zarobienia na mniej lub bardziej znanej marce – w ogóle ktoś próbuje zrealizować film na podstawie gry komputerowej. Te twory kultury wydają mi się tak różne, że nie bardzo widzę możliwość, by zrobić to dobrze. Można spróbować oddać klimat, wrzucić trochę smaczków, odwołań, easter eggów dla fanów, ale w sumie niewiele więcej. Ale okej, jeśli już mamy z tym do czynienia, to oczekuję, że osoby odpowiedzialne za taką produkcję będą pamiętać, że jednak kręcą film, a to wiąże się z różnymi elementami, które muszą być obecne, jak wciągająca historia, emocje, porządne aktorstwo – takie tam kwestie, dzięki którym chce się coś oglądać.

Jak już się pewnie domyślacie, twórcy Dynasty Warriors nie wzięli tego pod uwagę. I na swój sposób jest to imponujące, że można zrobić tak miałki, pozbawiony wyrazu film, do tego często niezamierzenie śmieszny. Najbardziej komiczne są próby aktorów, by wygłaszać swoje kwestie z powagą, przy jednoczesnym robieniu – jak sądzę, w założeniu – groźnych min, mających świadczyć o tym, jak niesamowicie twardzi i niebezpieczni są ich bohaterowie. Problem w tym, że w zasadzie nie da się o nich powiedzieć dosłownie niczego. W trakcie seansu nie byłem w stanie powiedzieć, kto o co walczy i dlaczego, kto jest przeciwko komu i o co w ogóle chodzi. Trudno w takiej sytuacji komukolwiek kibicować i przejmować się tym, co dzieje się na ekranie.

Tym bardziej, że i fabuła Dynasty Warriors nie powala na kolana. Wręcz przeciwnie. Film trwa niemal dwie godziny, a jednak całość wydarzeń da się streścić w zdaniu: zwaśnione strony zbierają wojska, zawiązują sojusze, a potem trochę walczą. Żeby było, hmm, dziwniej, w którymś momencie, całkowicie od czapy pojawia się wątek romantyczny, który nie ma żadnego rozwinięcia. A jakby tego było mało, kiedy pod koniec wygląda na to, że zaraz dojdzie do kulminacji… akcja przeskakuje o kilka lat do przodu (co się w ich trakcie działo, nie wiadomo) i całość kończy się w taki sposób, że okazuje się, iż wszystko to było zaledwie przygrywką do najwyraźniej planowanej kontynuacji.

Gra Dynasty Warriors to hack’n’slash, nie mogło więc zabraknąć tu walk. Jako że siły dzielą się tu na bohaterów mających bronie o super specjalnych właściwościach i mięso armatnie mamy wiele scen, w których jedna osoba masakruje dziesiątki, jeśli nie setki przeciwników. Gdy jednak walczą ze sobą mniej więcej równi sobie rywale, to okazuje się, że przygotowana przez twórców choreografia jest bardzo słaba. No i wspomnieć trzeba o niesamowicie sztucznych i – podobnie, jak fabuła – po prostu śmiesznych efektach specjalnych. Koniec końców to właśnie fakt, iż Dynasty Warriors jest niekiedy tak złe, że aż zabawne uznaję za plus produkcji. No i trochę ładnych krajobrazów. Ale nie są to argumenty przemawiające za tym, by poświęcić dwie godziny życia na seans.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNad Warmią i Mazurami przechodzą burze i ulewy. Strażacy mają co robić
Następny artykułPoznań: Co ciekawego czeka nas w weekend?