Łukasz Czarnecki
Samuraje są najbardziej rozpoznawalnym na świecie symbolem Japonii. Ci dumni wojownicy władali swą ojczyzną, od XII stulecia aż do połowy XIX w. Ich postępowaniem kierował surowy kodeks etyczny – bushidō, czyli,,droga wojownika”. Kanony bushidō nie zostały nigdy jednoznacznie skodyfikowane. Nie istnieje żadna wielka księga zawierająca zasady, które obowiązywałyby wszystkich samurajów. W dawnej Japonii nie funkcjonował też jeden urząd wyznaczający reguły honorowego postępowania w całym archipelagu. Poszczególne klany wypracowywały własne kodeksy, których zasad przestrzegali ich członkowie.
Kiedy wraz z nadejściem XVII stulecia i supremacją szogunów z rodu Tokugawa zakończył się okres wojen domowych, pozbawieni zajęcia wojownicy chwycili za pędzelki i zaczęli przelewać swoje przemyślenia na papier. Zaroiło się w efekcie od rozpraw traktujących o tym, jak postępować winien idealny samuraj. Znudzeni szlachcice zaczytywali się więc w księgach, które uczyły ich zarówno codziennego postępowania, jak i odwagi na polach bitew. Problem polegał na tym, że w 90 proc. przypadków jedynymi starciami zbrojnymi, które dane było owym czytelnikom kiedykolwiek ujrzeć, były te przedstawiane na drzeworytach i parawanach.
Porzućmy jednak smętnych japońskich donkiszotów w czasach pokoju śniących na jawie o wojennych przygodach i przyjrzymy się, jakie były wymagania stawiane samurajom przez bushidō. Chociaż nie istniał jeden uniwersalny samurajski kodeks, to liczne były punkty, co do których panował ogólny konsensus.
Tak jest, mój panie
Japoński bushi (wojownik) przede wszystkim musiał być wierny swemu seniorowi. Zasada ta była fundamentalna – w końcu cały ład społeczny cesarstwa opierał się na drabinie feudalnych zależności. Jeśli dajmio (książę) nie mógłby być pewny swoich lenników, to ten uporządkowany świat pogrążyłby się w chaosie.
Nie była to bynajmniej wyłącznie teoria: historia Japonii dostarczała licznych przykładów zamieszania wywołanego przez zdradę. Wystarczy wspomnieć o wydarzeniach, które rozegrały się w trakcie krwawej 10-letniej wojny Ōnin (1467–1477). Podczas gdy wielcy feudałowie przez dekadę wyrzynali się na ziemiach otaczających stolicę, pozostawieni w domu wasale wypowiedzieli im posłuszeństwo i rozerwali domeny nieobecnych magnatów na kawałki, tworząc własne księstwa. Zaowocowało to upadkiem wielu dawnych rodów i trwającą przez następne sto kilkadziesiąt lat wojną domową, w której każdy walczył z każdym.
Chcąc uniknąć w przyszłości podobnych perturbacji, samurajska społeczność wpajała swym członkom zasadę absolutnej wierności względem seniora. Jeśli dajmio kazał skakać, jego lennicy mogli co najwyżej pytać jak wysoko. Młodym samurajom bez końca opowiadano historie opiewające dawnych bohaterów, którzy ponosili śmierć w imię wierności suzerenowi.
Najsłynniejsza z owych opowieści była całkiem świeżej daty i dotyczyła zemsty 47 roninów (roninami nazywano samurajów, którzy utracili swego pana). W roku 1701 młody dajmio prowincji Akō skonfliktował się z marszałkiem dworu szoguna Kirą Yoshinaką. W czasie kłótni porywczy książę dobył miecza i zranił oponenta, za co został skazany na popełnienie seppuku, a jego włości podległy konfiskacie. Czterdziestu siedmiu spośród dawnych lenników upadłego feudała w konspiracji zaczęło przygotowania do zemsty. W grudniową noc 1702 r. wdarli się do posiadłości Kiry, zamordowali gospodarza, a jego odrąbaną głowę złożyli w darze przy grobie swego pana. Jako że ronini nie zgłosili wcześniej władzom chęci zemsty, do czego zobowiązywało ich japońskie prawo, sprawa znalazła finał w sądzie i zakończyła się skazaniem mścicieli na śmierć.
Co jednak miał począć bushi, jeśli rozkazy wydane przez dajmio kłóciły się z jego sumieniem lub narażały go na hańbę? Znawcy tematu byli co do tego zgodni: trzeba było spróbować łagodnie wyperswadować księciu jego kiepski pomysł. Jeśli magnat pozostawał głuchy na perswazję, to należało popełnić seppuku w nadziei, że samobójcza śmierć wasala zadziała na głowę klanu jak kubeł zimnej wody.
Trening czyni mistrza
Samuraj musiał być niesłychanie odważny; w końcu społeczeństwo wymagało od niego walki na polu bitwy i obojętności na odniesione obrażenia. Japońskie wojenne eposy opiewały niewzruszonych herosów, którzy, brocząc krwią z tuzina ran, nadal siali spustoszenie w szeregach wrogów. Do klasyki należy opowieść o samuraju, który trafiony strzałą w oko wyrwał ją sobie z oczodołu, nałożył na cięciwę i wypuścił z łuku ku nacierającej armii nieprzyjaciela. Historię tę możemy spokojnie włożyć między bajki, ale zarówno opowiadający ją starzy wojownicy, jak i słuchające ich,młode wilczki brali ją zupełnie serio. Jak widać, bushi stawiali młodzieży niezwykle wyśrubowane wymagania.
Odwaga potrzebna była nie tylko na polu bitwy. Jeśli samuraj w jakiś sposób splamił swój honor, to wymagano od niego popełnienia samobójstwa. Cały problem polegał na tym, że za jedyny honorowy sposób zakończenia własnego życia klasa wojowników uważała rozcięcie własnego brzucha, czyli osławione seppuku. Niestety, dla delikwentów otworzenie jamy brzusznej jest niesamowicie bolesne, a będąca wynikiem takiej operacji śmierć przychodzi bardzo powoli. Własnoręczne wbicie sztyletu we własne ciało i rozoranie go tak, by na zewnątrz wypadły wnętrzności, wymagało niezwykłej determinacji i samokontroli. Co gorsza, jeśli samuraj popełniający seppuku choć raz jęknął z bólu, uznawano go za skompromitowanego.
Czytaj także:
Zatrute strzały i latające sztylety. To były prawdziwe maszyny do zabijania
Istnieją ludzie heroiczni z natury, u większości jednak przedstawicieli naszego gatunku odwaga jest jak mięsień: by odznaczać się tą cechą, należy ją wytrenować. Jak zatem ćwiczyli hart ducha samurajowie? W czasach wojen domowych było to łatwe; prędzej czy później każdy młody bushi trafiał na pole bitwy i tam szybko stykał się z grozą wojny. Sprawa skomplikowała się w epoce Edo, kiedy w całym kraju panował pokój. Jak w takich warunkach trenowano odwagę młodego pokolenia? W sukurs przyszły… opowieści o duchach.
Popularną rozrywką wśród Japończyków żyjących pod rządami rodu Tokugawa stało się słuchanie historyjek o zjawach, upiorach i demonach. Gawędziarze chętnie zbierali się w domach i dzielili zasłyszanymi fabułami z gatunku horroru. Dostarczały one słuchaczom dreszczyku emocji urozmaicającego ich dość nudne codzienne życie. Opowiastek nigdy nie brakowało, gdyż sprytni wydawcy i autorzy, węsząc dobry interes, rzucali na rynek kolejne kompilacje opowiadań grozy.
Samurajowie również ulegli owej modzie (niektórzy badacze sądzą wręcz, że to oni ją zapoczątkowali), wykorzystując ją przy okazji do żmudnego dzieła edukacji nowych pokoleń bushi. Grupy młodych wojowników zbierały się nocą przy zapalonych lampionach i słuchały przerażających historii. Po puencie każdej z nich gaszono jedną lampę. Gdy cały seans dobiegł końca, jego uczestnicy zostawali w całkowitej ciemności sam na sam z płatającą figle wyobraźnią, dowodząc tym samym swojej odwagi.
Niestety posiedzenia takowe nie zawsze dostarczały budujących przykładów. Istnieje anegdota mówiąca, że gdy pewna grupa bushi szykowała się do zgaszenia ostatniego lampionu, nagle w jego mdłym świetle młodzi wojownicy dostrzegli wielką dłoń spuszczającą się ku nim z sufitu. Przerażeni zerwali się na równe nogi i uciekli gdzie pieprz rośnie. Na miejscu pozostał tylko przewodniczący spotkaniu stary samuraj i zamachnąwszy się mieczem, przeciął… snującego swą nić pająka, którego to cień młodzieńcy wzięli za upiora.
Żądza chwały
Idealny samuraj winien żyć ascetycznie. Zasada ta wykształciła się pod wpływem popularnego wśród wojowników buddyzmu zen. Bushi winien wiedzieć, że to, co oferuje mu świat materialny, to nic niewarta ułuda, i zadowalać się jedynie rzeczami niezbędnymi do życia. W żadnym razie nie mógł poszukiwać bogactwa. Ba! powinien się wręcz brzydzić pieniędzmi!
W okresie Edo rząd zakazał samurajom podejmowania jakiejkolwiek pracy zarobkowej. Nie mogli uprawiać własnoręcznie ziemi ani parać się rzemiosłem. Bushi żyć miał z pensji wypłacanej mu przez jego dajmio. Wszystko to wyglądało wspaniale, ale tylko w teorii. Epoka, o której mówimy, trwała wszak ponad dwa i pół wieku, a przez ten czas ceny w przeciwieństwie do samurajskich poborów bynajmniej nie stały w miejscu.
W XIX w. kryzys idei ascetycznego samuraja rzucał się w oczy. Wypłaty bushi ledwie wystarczały im na życie, a w wielu przypadkach nie pokrywały nawet kosztów podstawowych artykułów potrzebnych do egzystencji na wymaganym poziomie. W desperacji szlachta zaciągała ogromne długi u wzbogaconego w międzyczasie mieszczaństwa. Zadłużenie stanu samurajskiego rosło w zawrotnym tempie, a w pułapce kredytowej znaleźli się już nie tylko szeregowi wojownicy, lecz także sami dajmio! Tysiące bushi, nie chcąc umrzeć z głodu, łamało zatem zasady bushidō i zaczynało zajmować się rzemiosłem lub rolnictwem. Inni wżeniali się w kupieckie rodziny bądź adoptowali za pieniądze synów mieszczańskich tuzów. Piękna teoria całkowicie rozminęła się z praktyką.
Oprócz wierności suzerenowi, odwagi na polu bitwy i pogardy dla rzeczy materialnych idealnego samuraja cechować winna żądza chwały. Bushi miał poszukiwać na bitewnym polu sposobności do rozsławienia swego imienia. Należało przy tym jednak wystrzegać się pozbawionej sensu brawury: ktoś, kto przeszarżował i zginął głupio, bynajmniej nie cieszył się estymą i mówiono o nim, że zszedł z tego świata,,psią śmiercią”.
Najlepszym sposobem zdobycia chwały było pokonanie wymagającego i godnego przeciwnika, odrąbanie mu głowy i zaniesienie jej swemu dowódcy. Dlatego średniowieczne japońskie bitwy przypominały raczej indywidualną serię pojedynków niż zderzenie się dwóch armii. Wojownicy obu stron ruszali naprzeciw siebie, recytując głośno swoje rodowody, co miało ułatwić wzajemną identyfikację i dobór celów.
Dla średniowiecznego bushi nie było chyba większej hańby niż uznanie go za małowartościowego przeciwnika. Z samurajskiego punktu widzenia lepiej było zginąć na polu chwały, niż przeżyć dlatego, że zostało się zlekceważonym. W jednym z eposów wojennych możemy znaleźć opowieść o starym samuraju, który, bojąc się, że ze względu na wiek nie zostanie uznany przez żadnego z wojowników wroga za odpowiedniego przeciwnika, ufarbował sobie włosy tuszem. Zamierzony cel osiągnął, bo w trakcie bitwy został wyzwany na pojedynek i poległ honorową śmiercią. Jego adwersarz nielicho się później zdziwił, gdy chcąc oczyścić odrąbaną głowę z zakrzepłej krwi, włożył ją do strumienia, a wówczas,,farba” puściła i na wodzie pojawiły się czarne smugi tuszu.
Czytaj także:
Golgota japońskich chrześcijan
Przedstawiłem tylko cztery cechy, którymi według kodeksu bushidō winien odznaczać się idealny samuraj. Było ich rzecz jasna o wiele więcej, ale ograniczona długość artykułu nie pozwala na dokładne omówienie ich wszystkich. Zainteresowanych tematem odsyłam do książek brytyjskiego historyka wojskowości japońskiej Stephena Turnbulla i polskiej badaczki etosu samurajów Joanny Katarzyny Puchalskiej.
Samurajowie przez wieki starali się wypełniać wymagania swojego kodeksu. Jednym szło to lepiej, a innym gorzej. Każdy wojownik jednak miał przed oczyma ideał, do którego winien dążyć ze wszystkich sił, ideał, który sprawiał, że czuł się on o wiele szlachetniejszy i lepszy niż pozostali członkowie japońskiego społeczeństwa. I tu właśnie kryła się ciemna strona bushidō. O ile bushi starali się nim kierować we wzajemnych stosunkach, o tyle dla zwykłych zjadaczy ryżu nie mieli już ani trochę kurtuazji. Prawa epoki Edo jasno stanowiły, że jeśli chłop lub mieszczanin w jakikolwiek sposób, choćby krzywym spojrzeniem, obrazi samuraja, to ten ma prawo bezkarnie go zabić. I wielu wojowników ochoczo korzystało z tej prerogatywy.
Kiedy Japonia weszła na drogę modernizacji, duch bushidō znalazł nowe mieszkanie w szeregach jej wojska. Wychowywani w kulcie samurajskiego kodeksu honorowego japońscy żołnierze święcie wierzyli w maksymę głoszącą, że „obowiązek jest ciężki jak góra, śmierć lekka jak piórko”. Indoktrynacja taka przemieniała rekrutów w fanatyczne maszyny do zabijania gardzące wszelką słabością. W efekcie w czasie II wojny światowej armia japońska dała się poznać jako bezlitosna siła, której żołnierze dopuszczali się licznych zbrodni i woleli zginąć, niż się poddać. Czego innego jednak można się było spodziewać, skoro japońscy piloci zamiast spadochronów zabierali ze sobą do kabiny samurajskie miecze?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS