Ludzie mieszkający na zielonych przedmieściach, które uniknęły zniszczenia, wsłuchujący się nocami w niepokojące wycie bezpańskich psów, wybierali się do Altstadt, by oglądać zwłoki poukładane w rzędach na ulicach. Rozpoznawali martwych krewnych, przyjaciół i znajomych. Czasami wystarczył jakiś drobny detal – chusteczka, zegarek, pierścionek, charakterystyczna biżuteria. Niekiedy na starannie przygotowaną wystawę zwłok przybywali starzy ludzie pchający na taczkach czy wózkach zmasakrowane, zakrwawione ciała, które uważali za szczątki swoich bliskich. Pewna starsza kobieta przemierzyła kawał drogi zakurzonymi ulicami, ciągnąc worek z jakimś skurczonym trupem. Dokąd zmierzali ci złamani ludzie? Jaki cel przyświecał im, kiedy ładowali ciała na wózki? Wspominano, że żołnierze w mieście zachowywali się z reguły uprzejmie i pomocnie. Być może ludzi zwożących zwłoki, będących ofiarami najokrutniejszej traumy, również traktowano łagodnie i serdecznie. Według niektórych źródeł udało się starannie skatalogować nawet dziesięć tysięcy martwych ciał. Wywieziono je ciężarówkami na cmentarz na północ od miasta, opodal Pustaci Drezdeńskiej. Część drzew została wyrąbana, by zrobić miejsce dla grobów. Jednak mimo starannej organizacji skala potwornego przedsięwzięcia stanowiła zasadniczy problem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS