A A+ A++

Nad ranem otrzymaliśmy rozkaz zajęcia stanowiska. Już około godziny piątej rano byliśmy na wyznaczonym miejscu, gdzie za 20 minut mieliśmy rozpocząć ogień na niemieckie pozycje obronne. Wtedy to w ciszy wczesnego poranka rozległ się ogłuszający huk, a jednocześnie potężny słup ognia i wody wystrzelił w powietrze. Okręt cały zatrząsł się straszliwie, przechylając się jednocześnie na lewą burtę. Skutki eksplozji były straszne. Pięciu ludzi z obsługi oerlikonów zostało wyrzuconych daleko w morze. Czterech z nich znaleziono nieżywych, piątego nie udało się odszukać. W komorze amunicyjnej śródokręcia zginęło siedmiu ludzi. Padła poza tym cała zmiana załogi maszynowej, nie sposób było zliczyć tych, którzy odnieśli ciężkie i lżejsze rany i obrażenia.

Tak poranek 8 lipca 1944 roku zapamiętał bosmanmat M. Kurkowski, jeden z ocalałych członków załogi pierwszego polskiego krążownika ORP Dragon, zatopionego przez niemiecką żywą torpedę. Okręt nie zatonął, lecz zamienił się we wrak, którego nie opłacało się remontować. Przeholowano go więc w rejon sztucznego portu Mulberry i tam zatopiono jako Gooseberry nr 5, element falochronu tegoż portu.

18 listopada 1939 roku podpisano polsko – brytyjską umowę, na mocy której polskie marzenia o krążowniku mogły się urzeczywistnić. Jeden z punktów tego dokumentu przewidywał, że Oddział Polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii uzyskał prawo dzierżawienia od Anglii okrętów. Wspomnieć trzeba, że okręty te, choć pływały pod polską banderą, pozostawały własnością Wielkiej Brytanii i po zakończeniu wojny lub na żądanie brytyjskiego dowództwa miały zostać zwrócone. Brytyjczycy mieli ponosić koszty modernizacji tych jednostek, a także decydować o ich losie w przypadku uszkodzenia. Przy czym, gdyby taki okręt został skierowany do remontu, koszty miała ponieść strona polska.

Wiceadmirał Jerzy Świrski podjął starania o wydzierżawienie okrętu klasy krążownika na początku 1941 roku. Próby te spotkały się wtedy z odmową Anglików, którzy argumentowali, że Polacy nie mają dostatecznej liczby marynarzy do obsadzenia okrętu tego typu oraz nie posiadają doświadczenia w pływaniu na dużych okrętach artyleryjskich. Warto przy tym pamiętać, że na mocy wzmiankowanej wyżej umowy polscy marynarze obsadzali szereg mniejszych okrętów, począwszy od przejętego 23 stycznia 1940 roku ORP Garlanda (eks bryt. – HMS Garland). W miarę upływu czasu przybywało kolejnych okrętów głównie niszczycieli i okrętów podwodnych. Wciąż nie było jednak wśród nich upragnionego krążownika. Przy czym dla strony polskiej równie ważny, jak czynnik militarny istotny był efekt propagandowy wynikający z faktu posiadania tego typu jednostki. Był to jeden z powodów, dla których w całą sprawę zaangażował się premier rządu RP i Naczelny Wódz generał Władysław Sikorski. Z jego polecenia minister spraw zagranicznych Edward Raczyński wysłał 13 grudnia 1941 roku pismo do Foreign Office, w którym z zachowaniem dyplomatycznych meandrów domagał się od Brytyjczyków wydzierżawienia krążownika. Oczywiście starania te dotyczyły jednostki nowej lub niedawno zwodowanej np. typu Fiji.

Anglicy zwlekali z odpowiedzią na polskie monity, podnosząc po raz kolejny kwestie małych zasobów kadrowych PMW. Tragiczne koleje toczącej się wojny rozwiązały ten problem. W międzyczasie zatonął bowiem niszczyciel eskortowy ORP Kujawiak oraz okręt podwodny ORP Jastrząb. Jednocześnie do Anglii dostało się ponad 1100 marynarzy głównie z Flotylli Pińskiej ewakuowanych z ZSRR dzięki polsko – radzieckiej umowie wojskowej z 14 sierpnia 1941 roku. Rozpoczęto również rekrutację marynarzy w szeregach armii Andersa, SBSK, żołnierzy Legii Cudzoziemskiej, a nawet wśród Polaków służących wcześniej w Wehrmachcie i przebywających w obozach jenieckich aliantów. Specjalistów pozyskano z załóg innych okrętów PMW. Dzięki temu posiadano już wystarczającą liczbę marynarzy, by obsadzić krążownik. W końcu 14 lipca 1942 roku Anglicy podjęli decyzję o przekazaniu Polakom jednostki tej klasy. Nie miał jednak to być okręt nowy, ale zwodowany w 1918 roku HMS Dragon. Oficjalnie polską banderę podniesiono na nim 15 stycznia 1943 roku.

Pojawiła się wówczas kwestia wyboru nazwy dla nowej jednostki. Ponoć początkowo planowano nazwać ją Władysław IV. Kierownictwo Marynarki Wojennej zaproponowało natomiast, by świeży nabytek nazywał się Lwów, co miało podkreślić polskość Kresów. Dla ludzi znających ówczesne realia prowadzenia wojny z III Rzeszą Adolfa Hitlera było dość jasne, że może to spowodować nieprzychylne reakcje ze strony ZSRR. Cała ta sytuacja spowodowała wobec tego 4 lutego 1943 roku interwencję Anglików u generała Sikorskiego. Temat ten poruszono również w trakcie rozmów w Waszyngtonie Anthonego Edena 12-30 marca. Generał Sikorski początkowo upierał się przy Lwowie, w końcu jednak wziął stronę Brytyjczyków i nakazał KMW zmianę planów co do nazwy krążownika. Wówczas padła propozycja, by nazwać go Westerplatte. Z bliżej nieokreślonych przyczyn i ta nazwa została odrzucona tym razem jednak przez samych Polaków. Brano pod uwagę również takie nazwy jak Gdynia lub Warszawa. Ostatecznie wobec niemożności dojścia do konsensusu podjęto decyzję, by wyrażając niejako polskie niezadowolenie, zachować nazwę brytyjską, czyli Dragon dodając jedynie skrót ORP. Dlatego też dopiero 17 maja 1943 roku ukazał się stosowny rozkaz szefa KMW.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Ostrołęka: Kopnął kota, który częściowo stracił wzrok. Mężczyzna został zatrzymany i nie uniknie odpowiedzialności karnej
Następny artykułJoanna Bator: Przeżyłam przełom empatyczny wobec mężczyzn. Widuję potwornie zmęczonych, zniszczonych facetów