Dr Tadeusz Wojewódzki*: Wszyscy byliśmy w szoku. Media przyzwyczaiły nas do zdarzeń dramatycznych. Żyjemy w czasach, gdy szaleją wojny, zdarzają się akty terroryzmu. Ale to dzieje się gdzieś daleko od nas. To tak jak z chorobą – wiemy, że są ludzie, którzy ciężko chorują, ale w momencie, gdy nas to spotyka, zawsze czujemy zdziwienie.
– Śmierć prezydenta miała miejsce w szczególnym momencie, podczas radosnego święta. To miało swoją wymowę, brzmiało jak jeżdżenie czymś ostrym po szkle. W pierwszym momencie nie za bardzo chciałem wierzyć. Myślałem, że może to jakaś inscenizacja. Potem powtarzałem sobie, że prezydent miał przecież na sobie płaszcz, pewnie rana była powierzchowna. Powoli docierały informacje, że stan jest ciężki.
Co zmieniła w pana życiu śmierć Pawła Adamowicza?
– Stosunek do ludzi. Zawodowo zajmuję się barierami mentalnymi blokującymi sukcesy zespołów projektowych. Po śmierci prezydenta większą wagę przywiązuję do tego, co ludzie robią dobrze, a w związku z tym, co mogą robić jeszcze lepiej. Ku własnej satysfakcji i korzyści całego zespołu. Na ludzi patrzę teraz inaczej – nie z pozycji luk kompetencyjnych, braków i wad, lecz ich zalet, predyspozycji i szans.
Paweł Adamowicz Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Jak wygląda ta zmiana w codziennym życiu?
– Jeśli sprzedawca obsługuje mnie profesjonalnie, na wysokim poziomie, kompetentnie, to mówię mu o tym i piszę do szefostwa firmy. Oficjalnie przekazuję swoją opinię. Ludzie zazwyczaj piszą tylko o tym, z czego są niezadowoleni. Złe trzeba piętnować, ale dobre – nagradzać. Im bardziej będziemy w tym konsekwentni, tym nasza rzeczywistość szybciej zmieni się na lepszą.
Sam jestem cholerykiem, ale wiem, że wchodzenie w relacje międzyludzkie ze złymi emocjami zawsze kończy się tak samo. Tworzenie pozytywnej relacji daje mi komfort psychiczny, ładuje mnie dobrą energią. Poza tym zauważyłem, że ludzie coraz częściej reagują na to przyjaźnie. Myślę, że wokół nas jest tyle agresji, bo odpowiadamy na nią negatywnymi emocjami. Tymczasem najłatwiej rozbroimy ją, obracając w żart, okazując neutralność lub bezradność.
Życie byłoby lepsze, gdybyśmy bardziej zwracali uwagę na innych?
– Ludzie muszą wiedzieć o tym, że są nagradzani za atencję. Na dekalogową zasadę “nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” patrzę jako na przejaw mądrości. Powinniśmy pamiętać o drobnych sprawach: nie parkuj krzywo samochodu, bo zabierzesz komuś cenne miejsce. Nie rozmawiaj głośno przez telefon w pracy, bo ktoś w tym czasie próbuje się skupić.
Albo wpuszczaj kierowców, gdy chcą zmienić pas?
– Z jaką przyjemnością patrzy się na samochody jadące na zamek! Niedawno podróżowałem trasą warszawską, po drodze był wypadek i zrobił się korek. Kierowcy ustawili się tak, że powstał korytarz życia. Miałem oczy jak guziki i pomyślałem sobie: ludzie, jak ja was kocham. Poczułem, że żyję wśród osób myślących, poczułem z nimi jedność. Inaczej jest, gdy jadę do Sobieszewa na spacer i widzę jeepa zaparkowanego na trawniku. Wtedy szlag mnie trafia.
Twierdził pan, że śmierć prezydenta skłoniła wielu ludzi do przemyśleń, które mogą zmienić życie na lepsze. Nadal pan tak uważa?
– Sądzę, że możemy zmienić nasze życie na lepsze, jeśli zmienimy nasz sposób myślenia. Przeważnie zwracamy uwagę na to, o czym myślimy, a nie jak myślimy, w jaki sposób porządkujemy swoją wiedzę o świecie, życiu, ludziach i jakie wartości wybieramy dla siebie. Czym i jak bardzo te wybory różnią się od tego, co wybierają inni. Zastanawiając się nad sobą, łatwiej zrozumiemy innych, szczególnie – obcych.
Klucz do zmian na lepsze w naszej codzienności tkwi w nas. Nasze życie będzie tym lepsze, im częściej i powszechniej z tego klucza skorzystamy.
Czy w mieszkańcach Gdańska nastąpiła jakaś trwała zmiana po 13 stycznia?
– Mieszkańcy Gdańska wcześniej byli bardzo refleksyjni i mniej łatwowierni wobec każdej władzy. To, co zauważyłem w ostatnim roku, to ewidentny wzrost zainteresowania zdarzeniami samorządowymi. Mieszkam na Rotmance, gdzie wcześniej w zebraniach uczestniczyło po kilka osób, teraz przychodzi nawet sto. Pojawiają się też nowi liderzy. Ludzie łączą się w rozwiązywaniu problemów, które uważają za najpilniejsze. To jest bardzo obiecujące dla sensownego ładu w naszym życiu. Czy to zjawisko można wiązać ze śmiercią naszego prezydenta? Po tej tragedii nic już nie jest takie samo. A więc można wiązać i sądzę, że jest to zmiana trwała. Nie incydentalna – to raczej tendencja.
Miał pan wiele zastrzeżeń do pracy gdańskiego magistratu w czasie prezydentury Pawła Adamowicza. O jakie sprawy chodziło?
– Na przykład o opłaty za parkingi zlecone jakieś prywatnej firmie, która napsuła krwi i mieszkańcom i przyjezdnym. Trwało to całe lato. Wiadomo, że takie decyzje zapadają na niższych szczeblach władzy, ale ten, który jest na samej górze, musi przewidywać konsekwencje proponowanych rozwiązań. Powinien mieć wyobraźnię i widzieć rzeczywistość oczami mieszkańca, a nie władzy.
Z prezydentem rozmawiałem kilkakrotnie. To były robocze, krótkie kontakty. Przynajmniej o jeden za mało.
Czego zabrakło?
– Na spotkaniu opłatkowym w Szkole Wyższej “Ateneum”, w której jestem wykładowcą. Adamowicz życzył nam, z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy, żebyśmy nieśli z radością kaganiec oświaty. Zrobił się szum, ludzie komentowali pomyłkę. Ale prezydent zrobił to w sposób świadomy. Stwierdziłem, że coś w tym jest: może my naprawdę nakładamy na ludzi intelektualny kaganiec, uważając ex cathedra, że jesteśmy od nich lepiej przygotowani, mądrzejsi. Pomyślałem wtedy o Adamowiczu nie jako o administratorze, lecz intelektualiście, osobie refleksyjnej i myślącej. Żałuję, że nie zdążyłem mu tego powiedzieć.
Ma pan poczucie, że wasza relacja mogłaby być lepsza?
– Nie wiem, czy lepsza, ale na pewno inna. Bardziej merytoryczna. Jakoś tak dziwnie ułożyłem swoje życie zawodowe, że doradzałem i pomagałem daleko od domu. Tak jest do dzisiaj. Może dlatego, że odpowiadałem na otrzymywane propozycje. Sam takich możliwości nie szukałem.
Po śmierci Pawła Adamowicza ucichły w Polsce polityczne spory, po kilku tygodniach wróciły jednak z pełną mocą. Dlaczego?
– Wspomniałem już wcześniej, że wszystko zależy od sposobu myślenia. Widoczne jest to szczególnie wówczas, gdy myślimy o tym samym.
Rok temu wszyscy myśleliśmy o śmierci Adamowicza. Ale jedni poszukiwali winnych tego, że zabójca ugodził nożem i od razu podzielili się partyjnie, politycznie, jak zawsze. To są podziały tragiczne, zamykające nas w klatkach. Byli jednak i tacy, którzy pytali o przyczyny, widzieli problem i szukali szans jego rozwiązania. To trudniejsze, ale tylko tym sposobem można dojść do prawdy i konsensusu. Zapomnieliśmy jednak, na czym on polega. Mylimy się, sądząc, że to droga wzajemnych ustępstw. Zapomnieliśmy o rozwiązaniach znanych od przeszło 2500 lat.
To znaczy?
– Powstał wówczas wielki spór o to, jaka jest rzeczywistość: stała czy zmienna. Jedni twierdzili, że stała, że ruch jest niemożliwy i potrafili to logicznie udowodnić. Drudzy, że rzeczowość jest jak rzeka i nie sposób wejść do tej samej rzeki dwa razy. Układ patowy, jak obecnie nasz polityczny. Ale w tamtych czasach znaleziono konsensus. Obie strony ustąpiły? Gdzie tam. Znalazł się taki jeden, który przyznał rację obu stronom. Ci, którzy mówili o niezmienności, mają rację w odniesieniu do atomów. A zwolennicy zmienności nie mylą się, mówiąc o rzeczach złożonych z atomów. I tak znaleziono konsensus: nie pierwsze, nie drugie, ale trzecie rozwiązanie – łączące mądrość wcześniejszych.
Jak widać po nas – nauka poszła jednak w las.
Kto lub co może nas uratować przed podziałami?
– Edukacja, rozwój intelektualny, wrażliwość etyczna. Na pewno nie hipokryzja. Zacznijmy sami od siebie.
A może czułość, o której mówiła Olga Tokarczuk, może pomóc nam budować lepszy świat?
– Nie mamy wyboru. Nasza narracja jest dowodem na to, co obecne jest w nas, co aktualnie w duszy nam gra. A jest tam obawa, nieufność, poczucie krzywdy, agresja, chęć odwetu. Rzeczywistość – ta najbliższa nam, z miejsca pracy, zamieszkania i przemieszczania się – nie jest taka, jak tego byśmy chcieli. Brakuje w tym wszystkim czytelnego porządku. Co jest sprawiedliwe, co słuszne i dlaczego?
Moje doświadczenie zawodowe każe mi na ową czułość patrzeć tak: nie rób innym tego, czego sam nie lubisz doświadczać. Kiedyś nazywano to atencją na innego człowieka. Robiąc cokolwiek w otoczeniu innych ludzi – myśl o nich i wymagaj atencji od innych. Dotyczy to także naszej narracji. Słowa są jak kamienie. Można nimi wyrządzić śmiertelną krzywdę. I od tego można zacząć budowanie lepszego świata, od dobrego słowa dla drugiego człowieka. Ono do nas wróci. To tylko kwestia czasu.
***
Dr Tadeusz Wojewódzki – filozof, dziennikarz, wykłada na wydziale dziennikarstwa i komunikacji społecznej SW Ateneum w Gdańsku, prowadzi kursy i szkolenia w całej Polsce.
Tadeusz Wojewódzki jest jednym z bohaterów książki “Śmierć prezydenta. Czy zmienił nas tamten styczeń?” Katarzyny Żelazek. Dziewięć miesięcy po tragedii autorka wróciła do ludzi, którzy w styczniu 2019 roku deklarowali przemianę, dzielili się w mediach społecznościowych swoimi postanowieniami, zwierzali z głębokich doświadczeń. Powstało 21 opowieści, które są zapisem zmiany, jaka dokonała się w ludziach pod wpływem śmierci prezydenta Pawła Adamowicza. Wydawcą książki jest Europejskie Centrum Solidarności, mecenasi: Miasto Gdańsk i Port Lotniczy Gdańsk im. Lecha Wałęsy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS