A A+ A++

Czwartek, dzień pierwszy

Jeszcze przed podpisaniem przez Prezydenta RP rozporządzenia o stanie wyjątkowym na drogach pojawia się więcej policji. Wracam akurat z zakupów, jeszcze nie wiem, co się dzieje. Patrole, które stoją tylko na poboczu dróg, poza zabudowaniami, wśród pól pośrodku niczego.

Docieram do domu nie zatrzymywana przez służby, włączam telewizor i słyszę informacje o tym, że rozporządzenie zostało właśnie podpisane. Chaos. Nikt nie wie, co nam wolno, a czego nie, do czego uprawnione są służby, jak dalej żyć w „zonie”? Dzwoni koleżanka z informacją, że w jednym z pensjonatów w Janowie Podlaskim (ponoć był tam zlot motocyklistów) dano gościom sześć godzin na spakowanie się i wyprowadzkę.

U nas też są pensjonaty. Rozmawiam z właścicielką jednego z nich, Joanną Philippe z Impresji. – Goście wyjechali, chyba się przestraszyli, choć przecież u nas nie ma stanu wyjątkowego. Mieliśmy dwie rezerwacje na kolejne dni, nikt nie przyjechał i nawet nie odwołał – mówi rozżalona Joanna.

Piątek, dzień drugi

Ruszam rano na zakupy do pobliskiego Konstantynowa. Pierwszy patrol zatrzymuje mnie na skraju mojej wsi, tuż przed granicą województw mazowieckiego i lubelskiego. To tu zaczyna się obszar stanu wyjątkowego. Policjanci pytają, dokąd jadę – odpowiadam zgodnie z prawdą. Widać, że nie całkiem im się to podoba, że chętnie by mnie zawrócili i skierowali na inną drogę, ale puszczają bez legitymowania. Wyglądają tak, jakby sami do końca nie wiedzieli, jak mają się zachowywać i co robić. Mam miejscową rejestrację, to ponoć mocno ułatwia poruszanie się. W drodze powrotnej nikt mnie nie sprawdza, przejeżdżam obok patroli bez problemu. Znajomi mówią to samo: – Ja mam warszawskie rejestracje, wylegitymowali mnie, ale tylko wtedy, kiedy wjeżdżałam do strefy stanu wyjątkowego, kiedy z niego wyjeżdżałam, nikt mnie nie zaczepiał.

To o co tu chodzi? Groźni są nielegalni migranci, który mogą wyjechać ze strefy zamkniętej albo w tej sytuacji być bez problemu wywiezieni, czy ludzie, którzy mogą do niej wjechać i patrzeć władzy na ręce? Okazuje się, że policja zdecydowanie bardziej boi się tych drugich, skoro sprawdza tylko osoby wjeżdżające do strefy.

Znajomi, którzy mieszkają bardziej na północ, w okolicy Usnarza Górnego i Jurowlan, relacjonują, że poprzedniego wieczora pustymi drogami jechał istny sznur samochodów – to aktywiści i dziennikarze, którzy nie mogli pozostać w pobliżu granicy ani chwili dłużej. W naszej okolicy też ruch jakby zamarł, najbardziej zrozpaczeni są właściciele pensjonatów i hoteli. Na Facebookowym profilu popularnego w całej okolicy pensjonatu Uroczysko Zaborek w Janowie Podlaskim pojawia się rozpaczliwy post: „Po bardzo trudnym dla nas okresie związanym z licznymi lockdownami, niestety otrzymaliśmy kolejną złą wiadomość, która bardzo mocno nami wstrząsnęła i nas zaskoczyła (…) Pomimo faktu, że nasz Pensjonat i Restauracja znajdują się w odległości niemalże 5 km od granicy – zostaliśmy wpisani w strefę objętą STANEM WYJĄTKOWYM. (…) Niestety, ze względu na zaistniałą sytuację jesteśmy zmuszeni zamknąć naszą Restaurację i ograniczyć działanie Pensjonatu aż do odwołania”.

Sobota, dzień trzeci

Dzisiaj pogrzeb sąsiada. Cmentarz jest w sąsiedniej wsi, już w zonie. Na pogrzeb jadą niemal całe Borsuki, kilkadziesiąt samochodów. Znany nam już punkt kontrolny przy wyjeździe ze wsi. Tym razem patrol każe się zatrzymać, pokazać dowód osobisty i otworzyć bagażnik. To samo ze wszystkimi po kolei spieszącymi się na pogrzeb. Po godzinie wracamy i jeszcze raz każdy musi zrobić to samo, okazać dowód i bagażnik. – Pewnych rzeczy nie przeskoczymy – mówi z rezygnacją jeden z funkcjonariuszy kontrolowanemu przede mną znajomemu.

I tak tu sobie żyjemy, nie wiedząc, co będzie dalej, jak długo potrwają utrudnienia i co właściwie nam wolno, a czego nie. Czy czujemy się bezpieczniej? Nie, bo w naszej okolicy czuliśmy się bezpiecznie! To właśnie obecność policji, hałas skrzydeł helikopterów nad głowami wzmaga poczucie zagrożenia.

Nie widujemy w tej okolicy nielegalnych migrantów czy uchodźców, jeżeli są jakieś problemy na granicy, to można odnieść wrażenie, że najczęściej powodują je szmuglerzy „ruskich fajek”. Stąd częste patrole straży granicznej, które i tak u nas były na porządku dziennym. Również Straż Graniczna przyznaje, że w naszej okolicy nie ma wzmożonych prób nielegalnego przekraczania granic. Pytali o to dziennikarze miejscowego portalu informacyjnego Biała Podlaska Naszemiasto.pl. W odpowiedzi ppor. SG Anna Michalska, p.o. rzecznika prasowego Komendanta Głównego Straży Granicznej przyznała, że „presja migracyjna na polsko-białoruskim odcinku granicy nie dotyczy odcinka ochranianego przez Nadbużański Oddział Straży Granicznej”.

Po co więc ta policja, to straszenie, ta demonstracja siły, robienie tajemnicy z działań, które – jak zapewnia władza – mają nas chronić? Wyłącznie po to, żeby wzbudzić poczucie zagrożenia. A przede wszystkim, żeby zamknąć usta dziennikarzom i aktywistom. Ta intencja władzy jest tutaj, tuż przy białoruskiej granicy, aż nadto widoczna.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Cud”. Odnaleziono trzylatka, który przez cztery dni przebywał w buszu
Następny artykułWypadek koło salonu mercedesa (zdjęcia)