A A+ A++

Łukasza Adamczyka i Sebastiana Sojkę łączy wykształcenie muzyczne, praca w zawodzie nauczyciela i wspólny biznes. Od początku tego roku łączy ich również ambitna idea, by flaga Bielska-Białej, skąd pochodzą, zatrzepotała na Evereście. Ale projekt „Dokonać niemożliwego: od zera do ośmiu tysięcy metrów” to coś więcej niż próba spełnienia górskiego marzenia. To też szansa, by pomóc innym.

Dariusz Jaroń, Interia: Skąd pomysł, żeby w środku pandemii jechać na Everest?

Łukasz Adamczyk: – Wszystko zaczęło się w styczniu tego roku od spotkania z moim wspólnikiem Sebastianem Sojką (prowadzimy razem Liceum Ogólnokształcące im. Wisławy Szymborskiej i Liceum Edukacja w Bielsku-Białej). W trakcie rozmowy Sebastian zaproponował wyjazd w Alpy i próbę wejścia na Mont Blanc. A czemu nie pojechać w wyższe góry? – zapytałem. Od słowa do słowa postanowiliśmy, że spróbujemy się dostać na najwyższy szczyt świata. 

Od pomysłu do realizacji droga daleka. To prawda, że jeszcze pół roku temu kompletnie nie interesowali się panowie górami?

– Tak. Nie dość, że nie miałem z nimi nic wspólnego, to jeszcze ważyłem 98 kilogramów i niewiele się ruszałem. Może dwa razy wyjechałem wcześniej kolejką na Szyndzielnię, raz zajechałem wozem do Morskiego Oka… i to by było na tyle. Wychowałem się w Bielsku-Białej, pagórków wokół nie brakuje, ale nigdy nie przepadałem za górami.

Jak wyglądały przygotowania?

– Trenowaliśmy pół roku. Przez ten czas pod okiem ratownika TOPR i przewodnika wysokogórskiego Andrzeja Miklera zdobyliśmy 25 szczytów Tatr Wysokich, zaliczyliśmy też kurs wspinaczki skałkowej w Polskiej Szkole Alpinizmu. Te wypady w Tatry to było dla nas pierwsze poważniejsze spotkanie z górami. Podjęliśmy wówczas decyzję, że następnym krokiem w przygotowaniach będzie rekonesans w Himalajach. Chcieliśmy zobaczyć, jak zachowa się nasz organizm na wysokości sześciu tysięcy metrów.

Wybór padł na Island Peak (6189 m.). 

– Zgadza się. Krzysztof Wielicki objął patronatem nasz projekt i to on doradził nam Island Peak. Powiedział, że musimy się sprawdzić powyżej sześciu tysięcy metrów. Wydolność i treningi to jedno, ale nawet zawodowi sportowcy czasem w górach wysokich odpadają, ponieważ adaptacja do wysokości u każdego z nas jest inna. Posłuchaliśmy rady Krzysztofa i zdecydowaliśmy się pojechać na Island Peak. Pomagała nam również Magdalena Gorzkowska – mieliśmy warsztaty, spotkania online, dzieliła się z nami swoimi doświadczeniami treningowymi, poradziła, jaki wybrać sprzęt. I wyruszyliśmy.

Jeszcze słowo o przygotowaniach, bo mało kto wstaje z kanapy z myślą o Himalajach. Co udało się panu przez ostatnie sześć miesięcy osiągnąć?

– Nieprzypadkowo nazwaliśmy nasz projekt “Dokonać niemożliwego: od zera do ośmiu tysięcy metrów”. W styczniu zacząłem biegać niemal od zera, dziś mogę pokonać dystans ultramaratonu. Po powrocie z Himalajów, dzięki aklimatyzacji, poprawiłem swój rekord życiowy – przebiegłem w Beskidach 50 km, z czego 35 km po górach. Wcześniej dwukrotnie pokonaliśmy z Sebastianem 43 km.

Dystans maratonu w ramach treningu?

– Oczywiście nie działamy na hurra, jesteśmy pod opieką specjalistów. Byliśmy niedawno na badaniach – wydolność poprawiła się znacząco, wszystkie parametry mamy bardzo dobre. Jeszcze w styczniu miałem wysoki cholesterol. Lekarz zalecił kurację farmakologiczną. Wstrzymałem się i zamiast leków zacząłem ćwiczyć, zmieniłem również dietę. Co ciekawe, chociaż przygotowania mamy równie intensywne, znacząco różni się to, co jemy. Ja przeszedłem na wegetarianizm, Sebastian jest na diecie ketogenicznej. 

Jak udało się wam dolecieć do Nepalu w trakcie pandemii? Zaraz po waszym przylocie władze wprowadziły twardy lockdown…

– Z dotarciem z Polski na miejsce nie było większych problemów, poza tysiącem dziwnej dokumentacji, którą musieliśmy wypełniać na każdym lotnisku. Jak już wylądowaliśmy w Katmandu, faktycznie okazało się, że o północy zaczyna się lockdown. Później dowiedzieliśmy się, że byliśmy ostatnim samolotem wypuszczonym z Katmandu do Lukli, skąd ruszają trekkingi w Himalaje. Miasto zostało zamknięte, gdybyśmy przylecieli dwanaście godzin później, zostalibyśmy skoszarowani w hotelu.

Gdzie zastała was wiadomość o lockdownie?

– Zaczął obowiązywać, kiedy byliśmy już w górach. Na … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiemcy. Złodzieje okradli kościół. Oddali łup i napisali list
Następny artykułPolicjanci zatrzymali złodzieja katalizatorów. Mężczyzna ukrył się w krzakach