Przez lata przyzwyczailiśmy się, że kluby Ekstraklasy szybko sprzedają swoich najlepszych piłkarzy, a czasami nawet przesypiają odpowiedni moment i potem ktoś taki odchodzi za darmo lub za czapkę gruszek, bo zaraz wygasa mu kontrakt. Ewidentnie jednak coś zaczyna się zmieniać i nasze kluby coraz częściej są w stanie zabezpieczać się w temacie przyszłości czołowych zawodników.
Lech Poznań właśnie ogłosił przedłużenie umowy z Jesperem Karlstroemem do czerwca 2026 roku. Tym samym Szwed ukoronował swój dwuletni pobyt na Bułgarskiej, który zaczął się dość przeciętnie, ale po paru miesiącach wyrósł on na czołową postać „Kolejorza” i dzięki dobrej postawie na polskich boiskach dostał poważniejszą szansę w reprezentacji Szwecji. Mimo że w barażu o mundial z Polską sprokurował rzut karny, nie wypadł z obiegu i dziś jest pewniakiem do powołania na kolejne zgrupowania.
Władze klubu z Bułgarskiej wyciągnęły wnioski z przeszłości i zaczęły zatrzymywać swoich liderów. W ostatnich miesiącach trudno nie zauważyć tego trendu:
- Skóraś przedłużył kontrakt we wrześniu
- Milić przedłużył kontrakt w październiku
- Ishak przedłużył kontrakt na rekordowych warunkach w listopadzie
Karlstroem w wywiadzie dla klubowej telewizji jako jeden z argumentów za pozostaniem wymieniał właśnie fakt, że przed nim kilku innych ważnych zawodników wyjaśniło swoją przyszłość. Był to jasny sygnał, że Lech zamierza znów walczyć o najwyższe cele i wcale nie musi być klubem-przystankiem, z którym żegnasz się, gdy tylko mocniej błyśniesz.
Do tego nowe umowy w Poznaniu otrzymywali Kwekweskiri i niedawno Alan Czerwiński, który okazał się dużym wygranym rundy jesiennej. Z zawodnika będącego na wylocie i chcianego z powrotem w Zagłębiu Lubin, stał się postacią, na którą w razie potrzeby zawsze można liczyć, nawet na środku obrony.
W innych klubach mamy podobne historie. Raków w lipcu prolongował kontrakt z Vladanem Kovaceviciem, w listopadzie z Ivim Lopezem, a w prezencie świątecznym dla kibiców ogłosił przedłużenie współpracy z Franem Tudorem. Ta wiadomość była szczególnie zaskakująca, bo dopiero co niemieckie media pisały niemalże w trybie dokonanym, że Chorwat przejdzie do jednego z klubów Bundesligi. Był już zresztą kiedyś dość poważnie łączony z Unionem Berlin.
Kovacević, Lopez, Tudor – Raków umie zatrzymać swoje gwiazdy
Takie przypadki nie dotyczą tylko Poznania i Częstochowy. Przed sezonem Jesus Imaz zdecydował się na pozostanie w Jagiellonii. Długo zwlekał z podjęciem decyzji, kusiła go Lechia Gdańsk, wielkie pieniądze oferowała Wieczysta Kraków, ale Hiszpan został w Białymstoku. Chyba nie żałuje, a już na pewno nie żałują kibice. Strach pomyśleć, gdzie dziś byłaby „Jaga” bez duetu Imaz-Gual, który chwilami samodzielnie ciągnął drużynę Macieja Stolarczyka.
Fani Piasta Gliwice byli już pogodzeni, że wraz z końcem roku pożegnają Frantiska Placha. Słowacki bramkarz od dłuższego czasu był łączony z zagranicznymi klubami – latem był blisko Slovana Bratysława – i wydawało się, że zmiana otoczenia po wypełnieniu kontraktu będzie w jego przypadku naturalną koleją rzeczy. A tu niespodzianka! Na początku grudnia Plach podpisał nową umowę, ważną aż do czerwca 2026 roku. – Ważna sprawa dla klubu i jego kibiców, choć wielu już wyrokowało i uznawało temat za przegrany. Mamy dużą satysfakcję ogłaszając tę wiadomość – nie ukrywał na oficjalnej stronie prezes Grzegorz Bednarski.
Na dłużej z Piastem przy okazji sagi z niedoszłym transferem do Lecha związał się także Damian Kądzior, choć tu okoliczności były wyjątkowo specyficzne. Nowy kontrakt na lepszych warunkach niejako miał osłodzić piłkarzowi brak przenosin do mistrza Polski, z którym mógłby rywalizować w europejskich pucharach. – Klub zdecydował, że zostaję, jednocześnie zaproponowano mi nowy kontrakt, z czego jestem bardzo zadowolony. Na koniec chodziło o to, żebym zadowolony był i ja, i Piast, i tak się właśnie stało. To, co było wcześniej, wycinamy – mówił nam sam zainteresowany.
Kądzior: Nie zamierzałem wymuszać transferu. Jak mógłbym spojrzeć w oczy chłopakom? [WYWIAD]
Latem wiele pisano o możliwym powrocie Kamila Grosickiego do Ligue 1. Reakcja Pogoni? Przedłużenie kontraktu do czerwca 2024. – Razem ucinamy tym ruchem wszelkie spekulacje. On chce zakończyć karierę w swoim klubie – mówił wprost dyrektor sportowy Dariusz Adamczuk. Do transferu zagranicznego przymierzano Sebastiana Kowalczyka, który po przestawieniu na pozycję ofensywnego pomocnika wreszcie zaczął grać na miarę oczekiwań w Pogoni. Władze „Portowców” nie próżnowały i w październiku nagrodziły go nową umową (do 2025 roku). Wcześniej nie przyśnięto w temacie Mateusza Łęgowskiego i gdy chłopak zaczął wiosną odgrywać ważniejszą rolę, zapewniono sobie jego usługi na kolejne trzy lata.
We wrześniu podobnie z Michałem Rakoczym postąpiła Cracovia. W maju kontrakt Łukasza Łakomego z Zagłębiem Lubin został automatycznie prolongowany o rok, a we wrześniu młody pomocnik już z własnej woli parafował umowę do czerwca 2024.
W bramce Legii pokazał się Kacper Tobiasz i jeszcze w sierpniu złożył podpis na umowie obowiązującej do 2025 roku. Dla stołecznego klubu było to niezwykle istotne, bo Tobiasz dotychczas był związany z nim jedynie do końca obecnego sezonu.
Warta Poznań dopiero co ucieszyła kibiców wiadomością o dłuższym pobycie Adama Zrelaka. I jeszcze pewnie parę przykładów z minionego półrocza byśmy znaleźli.
Przedłużenie kontraktu nie oznacza automatycznie, że temat odejścia jakiegoś piłkarza został zamknięty, zwłaszcza w naszej lidze, gdy zarabianie na transferach jest czymś naturalnym i często koniecznym. Nieraz w zapisach znajdują się klauzule umożliwiające transfer na określonych warunkach, kwoty odstępnego albo po prostu dochodzi do dżentelmeńskich porozumień, że w razie czego oczekiwana cena nie będzie zaporowa. Zawsze jednak klub zabezpiecza swoje interesy i ma gwarancję, że przy ewentualnym rozwoju wydarzeń nie okaże się stroną najbardziej poszkodowaną.
Oczywiście każdy taki ruch oznacza pewne ryzyko, bo jeśli ktoś się wyróżniał i został na dłużej, to argument finansowy też musiał za tym stać. Czasami można przepłacić i później mieć kosztowny kłopot, zwłaszcza w przypadku trochę starszych zawodników. Lech przerabiał to kiedyś z Manuelem Arboledą. Zagłębie Lubin przerabia obecnie z Filipem Starzyńskim. Mimo wszystko jednak przeważnie rozsądniejsze jest zatrzymanie na lepszych warunkach kogoś, kto już potwierdził swoją jakość i często ma jeszcze potencjał sprzedażowy, niż puszczanie go za bezcen w nadziei, że potencjalny następca będzie równie dobry.
Jeszcze niedawno Raków nie miałby argumentów, żeby zatrzymać Lopeza, Tudora czy Kovacevicia – ani finansowych, ani sportowych. Lech z kolei zapewne nie byłby w stanie w tak krótkim czasie przedłużyć kontraktów czterech ważnych postaci z pierwszego składu. Coś się zmienia w naszej lidze na lepsze, przynajmniej pod tym kątem.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. FotoPyK/Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS