Niektóre uczelnie medyczne chciałyby kształcić więcej studentów medycyny, ale eksperci ostrzegają, że zabraknie miejsc w szpitalach do praktycznej nauki tego zawodu. Już dziś wielu rezydentów w szpitalach klinicznych może tylko pomarzyć o dopuszczeniu do stołu operacyjnego.
Braki kadry medycznej doskwierają szpitalom jeszcze bardziej w okresie urlopowym. Ciężko jest dopiąć grafiki, a niektóre szpitale wręcz zawiesiły do końca września funkcjonowanie pediatrii, interny. Z kolei lekarze rodzinni, aby iść na urlop też muszą znaleźć zastępcę do przychodni, która mając kontrakt z NFZ, zamknięta być nie może.
Pojawiają się głosy, że w obliczu niedoborów pracowników szpitali potrzebna jest szeroko zakrojona akcja marketingowa zachęcająca do studiowania medycyny i pielęgniarstwa. Zaś na kierunek lekarski należy przyjmować każdego, kto ma do tego zawodu odpowiednie kompetencje.
5,5 tys. osób na pierwszym roku
Rząd PiS chwali się zaś, że w ciągu ostatnich lat nastąpiło i tak zwiększenie limitów przyjęć na kierunki lekarskie. W roku akademickim 2021/2022 studia stacjonarne na kierunku lekarskim rozpocznie 5,3 tys. młodych ludzi. 1,8 tys. będzie kształciło się na studiach niestacjonarnych, czyli płatnych. Dla porównania w 2015 r. na studia stacjonarne zostało przyjętych 3,5 tys. osób i 1,5 tys. – na niestacjonarne.
Co ciekawe, w samej Warszawie funkcjonują już cztery uczelnie kształcące przyszłych lekarzy. Do grona Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dołączyła w ostatnim czasie Uczelnia Łazarskiego, Uczelnia im. Marii Curie-Skłodowskiej i Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
27 tys. zł za rok kształcenia
Kształcenie przyszłego lekarza to też niemały koszt, bo są to jedne z droższych studiów. Podatnika kosztuje to 27 tyś. zł, bo tyle właśnie uczelnia publiczna dostaje dotacji na studenta. Zaś młody człowiek uczący się na uczelni prywatnej musi wyłożyć rocznie ok. 30 tys. zł.
Uczelnie publiczne deklarują jednak chęć przyjęcia większej liczby studentów
– Jesteśmy przygotowani na to logistycznie. Dysponujemy także odpowiednim zapleczem klinicznym i zespołem nauczycieli akademickich. Obecnie na wydziale lekarskim studiuje 3083 studentów, w tym 747 w języku angielskim – deklaruje Monika Kowalska, rzecznik prasowy Uniwersytetu Medycznego.
Niemniej jednak, na innych uczelniach limity przyjęć na studia lekarskie stacjonarne wcale tak szybko nie rosną.
– W roku akademickim 2020/2021 w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym na kierunku lekarskim kształci się 2931 studentów, w tym 221 w trybie niestacjonarnym. W roku akademickim 2021/2022 limit przyjęć na jednolite studia stacjonarne w języku polskim w stosunku do roku ubiegłego wzrósł o 10 miejsc. Zwiększono limity na studia niestacjonarne prowadzone w języku polskim, zmniejszając o 71 miejsca na studiach niestacjonarnych prowadzonych w języku innym niż polski. Podsumowując, nie wzrosła ogólna liczba studentów przyjętych na kierunek lekarski i lekarsko-dentystyczny – wskazuje Joanna Śliwińska, rzecznik prasowy gdańskiej uczelni. Jej przedstawiciele nie kryją jednak zdziwienia, że ten limit nie wzrósł.
Brak miejsc w szpitalach
Wykształcenie lekarza trwa jednak 10-12 lat, więc rynek medyczny nie od razu odczuje dopływ młodych lekarzy.
– Można przyjmować więcej studentów, tylko cóż z tego, skoro jest problem z kształceniem praktycznym. Nie ma gdzie się ono odbywać. Na jednego asystenta przypada ośmiu studentów na studiach. Jedynie roczny staż podyplomowy na to pozwala na praktyczne kształcenie. A i podczas rezydentury nie jest lepiej. NFZ wymaga, aby zabiegi wykonywali lekarze specjaliści, więc czasem rezydent jest do nich dopuszczony a czasem nie – wskazuje Piotr Pisula, przewodniczący Porozumienia Rezydentów.
Podkreśla, że blokowany jest także dostęp do niektórych specjalizacji i absolwenci medycyny są zmuszeni robić taką specjalizację, jakiej nie chcą. Na endokrynologię wszak jest otwieranych rocznie zaledwie kilkanaście rezydentur na cały kraj.
W szpitalach klinicznych rezydent nie jest często dopuszczony do zabiegów, a żeby pracować w powiatowym szpitalu – musi zmieniać miejsce zamieszkania.
– Poza tym rezydenci spotykają się z dużym mobbingiem. Są zmuszani brać dyżury i pracować więcej niż dopuszcza klauzula opt-out. To wszystko sprawia, że młodzi lekarze będą emigrować- wskazuje Piotr Pisula.
Zagraniczni i tak wyjadą
Zdaniem Małgorzaty Gałązki-Sobotki baza dydaktyczna jest jednak dużą przeszkodą w kształceniu większej liczby lekarzy.
– W samej Warszawie, w której są cztery uczelnie z kierunkiem lekarskim, zaczyna brakować miejsca, szpitali gdzie studenci, rezydenci mogliby się kształcić – zauważa Małgorzat Gałązka-Sobotka, ekspert ds. ochrony zdrowia Uczelni Łazarskiego. Jej zadaniem niedobrze jest jednak, że na ograniczonej bazie dydaktycznej i szpitalnej, kształci się studentów w języku angielskim, którzy i tak wyjadą z Polski.
Poza tym problemem polskich szpitali jest nie tylko brak lekarzy, ale brak kadry wspomagającej – opiekunów medycznych czy asystentów. Może gdyby oni przejęli część zadań lekarskich, jak np. wypełnianie dokumentacji, okazałoby się, że medyków wcale aż tak bardzo nie brakuje.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS