Amerykański portal Popular Mechanics zauważył, że Polska szykuje się do zostania czołgową potęgą. Jego dziennikarz przytoczył statystykę, która pokazuje, jak bardzo ambitne są nasze plany.
Rząd od dawna stara się o zwiększenie potencjału bojowego naszych sił zbrojnych. W zeszłym roku Polska była jednym z zaledwie ośmiu państw NATO, które wydały na obronność więcej niż 2% PKB (2,34%), a nasze wydatki dały nam pod tym względem trzecie miejsce w Sojuszu, po Grecji i USA. F-35, HIMARSy, nowe okręty dla Marynarki Wojennej – Polska stała się w ostatnich latach jednym z najważniejszych klientów przemysłu zbrojeniowego, a rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że na razie nic nie zapowiada zmiany tego trendu.
Szczególnie głośno zrobiło się ostatnio o naszych zakupach czołgowych. PM przypomina, że w zeszłym tygodniu General Dynamics Land Systems poinformował o podpisaniu kontraktu na budowę dla PSZ 250 czołgów M1A2 Abrams w najnowszej wersji SEPv3, uznawanych powszechnie za najlepsze czołgi podstawowe na świecie. Pierwsze maszyny trafią do nas w 2025, a do tego czasu wynajęliśmy 28 starszych Abramsów do celów szkoleniowych. Oprócz tego kupiliśmy w Korei Południowej 180 czołgów K2, a kolejnych 800 w spolonizowanej wersji K2PL Wilk, zostanie wyprodukowane już w naszym kraju.
Nowe czołgi zastąpią postsowieckie maszyny T-72 i ich zmodernizowaną wersję PT-91 – przynajmniej te, których nie wysłaliśmy na Ukrainę. Zastąpią również niemieckie Leopardy 2PL. Łącznie, jak zauważa PM, po realizacji tych zakupów Polska zamiast 972 nowych czołgów będzie miała 1280 maszyn najnowszych typów, o nieporównywalnie większej wartości bojowej.
Czterocyfrowa liczba czołgów robi wrażenie. Dziennikarz PM zauważył jednak coś innego. Po realizacji tych dostaw Polska będzie miała więcej czołgów podstawowych niż Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Holandia i Belgia… razem wzięte. Niemcy mają 266 czołgów, Wielka Brytania ma ich 227, Francja ma 406, Włochy 200, Holandia 18 a Belgia nie ma ich wcale (dane według Global Firepower 2023), nie licząc skrajnie przestarzałych Leopardów 1, które próbują sprzedać. Łącznie daje to 1077 maszyn. Warto przy tym zauważyć, że wiele z nich jest już wyeksploatowana, podczas gdy większość naszych będzie fabrycznie nowa.
Jest jednak raczej mało prawdopodobne, żebyśmy musieli się zmierzyć z większością wymienionych państw. Jak więc się przedstawia porównanie z Rosją? Szacuje się, że Rosja przed wojną miała 2800 czołgów w linii, ale na Ukrainie stracili ich już ponad 900. Oprócz tego mają ok. 10 tysięcy starszych maszyn w magazynach, ale pytaniem jest to, ile z nich faktycznie jeszcze się do czegokolwiek nadaje. Warto też zauważyć, że większość ich maszyn jest nieporównywalnie gorsza od Abramsów czy innych zachodnich MBT, a wojna na Ukrainie dobitnie pokazała, że ich wartość bojowa nie jest zbyt wysoka. W latach 2015 -2020 chcieli pozyskać 2200 sztuk T-14 Armata, który to czołg – przynajmniej według zapewnień Rosjan – jest porównywalny z zachodnimi maszynami. Nic z tego jednak nie wyszło i obecnie mają ich zaledwie kilka sztuk, które prezentują na paradach. Kreml deklaruje, że nie zrezygnował z tego planu i w tym roku ruszy produkcja seryjna, ale w reżimie sankcji trudno się spodziewać, że uda im się go zrealizować.
Źródło: Stefczyk.info na podst. Popular Mechanic Autor: WM
Fot.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS