1 godz. 24 minuty temu
Piękne oblicze kadry Sousy to wysoki pressing i momentami gra ofensywna, jakiej zazdrości nam pół Europy. Nie możemy zapomnieć też o drugim – słabe wyniki. Najsilniejsza drużyna, jaką pokonaliśmy w mijającym roku to Albania, a średnia zdobytych punktów na mecz w czasach Portugalczyka jest słabsza niż za kadencji Jerzego Brzęczka.
Paulo Sousa ma prostą drogę: jeśli chce dalej pracować z “Biało-Czerwonymi”, musi pokonać Rosję na Łużnikach, co nie udało się przed nim żadnemu selekcjonerowi Polaków.
Niczym jego wielki poprzednik Leo Beenhakker stara się nas przeprowadzić na jasną stronę Księżyca, prezentując 30 strzelonych bramek w drodze na mundial, w czym wyprzedziły nas tylko Anglia, Niemcy i Holandia. I to jest piękne oblicze. Nie jesteśmy jednak w ciemię bici, potrafimy rzucić okiem na średnią punktową za jego kadencji. I co się okazuje? Zdobywamy tylko 1.53 pkt na mecz. Łapiemy się za głowę i mówimy: “Panie Sousa, ale nawet za Jurka Brzęczka, na którego narzekała cała Polska zdobywaliśmy 1.71 pkt na mecz”.
Nikomu nie trzeba przypominać, że za Brzęczka nie graliśmy z mocarstwami pokroju San Marino czy Andory, za to aż cztery razy z Włochami, a dwukrotnie z Holandią i Portugalią. Brzęczek pokonywał 23. wówczas na świecie Austrię. Ale ponad pół Polski narzekało na styl gry, od patrzenia na którą bolały zęby.
Dlatego Zbigniew Boniek sięgnął po Paula Sousę. Portugalczyk, nie bacząc na piłkarzy, jakimi dysponuje, ustawił drużynę znacznie wyżej od własnej bramki. Przemodelował ją do gry na trzech środkowych obrońców, których w fazie walki o odbiór piłki wspomaga, w bocznych sektorach boiska, dwóch wahadłowych.
Nie można selekcjonerowi zarzucić, że ta bardziej śmiała taktyka nie daje efektów, ale przynosi nie tylko te pozytywne. Z jednej strony, bez wątpienia, odbieramy piłkę częściej na połowie rywala, czasem nawet pod jego polem karnym, dzięki czemu strzelamy bramki, jak w wyjazdowym meczu z Anglią na Wembley. Z drugiej jednak, zapamiętale atakujący zespół jest pozbawiony asekuracji w defensywie. Przez to jeden błąd daje szanse rywalowi na ugodzenie “Biało-Czerwonych”. Karcili nas za te potknięcia obronne nie tylko Szwedzi na Euro 2020, ale nawet ubogie piłkarsko San Marino.
Koniec końców ostateczny rozrachunek dotychczasowych meczów Paula Sousy nie zachwyca. Portugalczyk chciał nas zadowolić wygraną nad 66. na świecie Albanią. To najwyżej lokowany rywal, jakiego udało mu się pokonać. Nawet Węgry z 39. pozycji okazały się za mocne w dwumeczu.
Zastanówmy się nad topowymi trzema meczami reprezentacji za kadencji Sousy.
Po porażce ze Słowacją w Petersburgu, do Sewilli jechaliśmy jak na ścięcie. Współgospodarze Euro 2020 nie mogli sobie pozwolić na wpadkę, po falstarcie, jakim uznali 0-0 ze Szwecją.
I dość szybko, bo już po 26 minutach Alvaro Morata, po akcji Gerarda Moreno, dał “La Roja” prowadzanie. Bartosz Bereszyński stał za głęboko, przez co nie złapaliśmy rywali w pułapkę ofsajdową. Spalonego początkowo pokazał sędzia, ale po interwencji VAR-u gola uznano. “Bereś” też nie upilnował Moraty.
Wyrównać mogliśmy jeszcze przed przerwą, gdy wysoki pressing Tymoteusza Puchacza dał nam piłkę, Karol Świderski trafił w słupek, a dobitkę Roberta Lewandowskiego obronił Unai Simon.
Tymczasem dośrodkowanie Kamila Jóźwiaka, wygrany pojedynek powietrzny z Aymerikiem Laporte i główka Roberta Lewandowskiego dały nam bramkę wyrównującą. O mały włos nie straciliśmy go w 58. min, ale po faulu Jakuba Modera Moreno z rzutu karnego trafił w słupek, a dobitka Moraty była niecelna. W końcówce remis uratował nam Szczęsny, rzucając się pod nogi Moraty i przyjmując strzał na głowę.
Dzięki podziałowi punktów prolongowaliśmy swe szanse na awans z grupy.
Zobacz TOP 5 bramek i interwencji z Ligi Mistrzów – sprawdź teraz!
Po tym meczu o “Biało-Czerwonych” zrobiło się głośno w Europie, a Sousą zaczęły się interesować zagraniczne media i kluby. Oczywiście, uśmiechnęło się do nas szczęście, wszak wyrównującą bramkę strzeliliśmy w ostatnich sekundach, ale szczęściu trzeba pomóc. A Sousa to zrobił. Odkurzył po dwóch latach dla kadry Damiana Szymańskiego, który po akcji Jakuba Modera i dośrodkowaniu Roberta Lewandowskiego zdobył bramkę na 1-1.
Wicemistrzowie Europy po raz pierwszy w tych eliminacjach do MŚ stracili punkty i w swej bezsilności majaczyli o rzekomym rasizmie w wykonaniu Kamila Glika. Rzadko się zdarza, by Polska, bez wydatniej pomocy bramkarza zapunktowała w starciu ze światowym mocarstwem, a w meczu z “Wyspiarzami” Wojciecha Szczęsnego wielu ekspertów obciążało utratą bramki na 0-1, po strzale z 30 m Harry’ego Kane’a.
Ten mecz był rozgrywany w ekstremalnych warunkach, z uwagi chuligańskie wybryki kibiców gospodarzy. Już podczas Mazurka Dąbrowskiego na nasz hymn i naszych piłkarzy gwizdano, buczano, tupano. Później wielokrotnie na w kierunku podopiecznych Sousy rzucano czym popadnie, mecz był przerywany. Nasi piłkarze mieli prawo czuć się jak w piekle.
Po pięknym podaniu Mateusza Klicha Karol Świderski zamknął akcję na lewym skrzydle i z powietrza trafił do siatki. Radość “Biało-Czerwonych” jeszcze bardziej rozwścieczyła Albańczyków, którzy obrzucili naszą ferajnę. Luzem i humorem błysnął Wojciech Szczęsny. Podniósł jedną z rzuconych w niego butelek. Napił się z niej wody i podziękował napastnikom.
Listopadowa porażka z Węgrami na PGE Narodowym nie miała prawa się zdarzyć nie tylko dlatego, że straciliśmy rozstawienie w barażach i miano niepokonanej drużyny w swym mateczniku. Również z tego powodu, że ry … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS