A A+ A++


Zobacz wideo

– Wściekły proboszcz z parafii mojej mamy krzyczał w ostatnią niedzielę: “Jak to się stało, że z Kościoła zniknęło prawie 7 mln katolików?!”. To śmieszne, że jeszcze tego nie wie. Chyba przespał ostanie lata, gdy Polacy masowo odchodzili od Kościoła. Ale skoro się już obudził, to chętnie bym mu opowiedziała o swoim zniknięciu. Wystarczy zapytać – mówi Kinga Michałowska, 43-letnia rehabilitantka z Krakowa.

– Też mogłabym opowiedzieć temu księdzu, gdzie teraz jestem i dlaczego tu mi o wiele lepiej niż w Kościele. Ale z tego, co mówiła babcia, która była na tej mszy, proboszcz nie jest tym zainteresowany. Myśli, że to wina Tuska i TVN-u – śmieje się Ilona, 22-letnia córka Kingi.

– Jezu, jak mnie cieszy, że księża i biskupi dalej nic nie kumają. Miotają się jak dzieci we mgle, szukając zagubionych owieczek. Za nic w świecie nie umieją zobaczyć, że sami są sobie winni – dodaje 37-letnia bibliotekarka Anna Kucharczyk.

Wspomniany ksiądz nawiązał w kazaniu do danych Głównego Urzędu Statystycznego. Wynika z nich, że w ciągu 10 lat liczba Polek i Polaków, którzy deklarują się jako katolicy, zmniejszyła się aż o 6,6 mln. GUS porównał wyniki Narodowego Spisu Powszechnego zrobionego w 2011 roku z tym najnowszym, czyli przeprowadzonym w 2021 roku. W pierwszym 33,7 mln osób (87 proc. społeczeństwa) stwierdziło, że przynależy do Kościoła katolickiego, a 10 lat później było ich 27,6 mln (71 proc.). Oznacza to, że 16 proc. badanych przestało deklarować, że jest katolikami.

To jednak nie są pierwsze dane, które pokazują masowy odwrót Polek i Polaków od katolicyzmu. Z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że szybko ubywa osób chodzących na msze. O ile w 2011 roku było ich 40 proc., to dekadę później już tylko 28 proc.

Spadek poziomu religijności najbardziej widoczny jest w grupie młodych Polek i Polaków (18-24 lata). Według danych CBOS w 1992 roku prawie 3/4 z nich deklarowało regularny udział w praktykach religijnych, a w 2022 roku – mniej niż jedna osoba na cztery. Nic więc dziwnego, że Kościół odnotowuje również kryzys powołań, a jego seminaria zaczynają świecić pustkami. W 2004 roku w było w nich 7465 alumnów, a teraz tylko 1954. Są diecezje – np. sosnowiecka czy gliwicka – w których nie ma ani jednego nowego kandydata na księdza. W ostatnim roku liczba powołań zmniejszyła się o 30 proc., a w ciągu 20 lat o 60 proc.

– Wściekły proboszcz darł się na ostatniej mszy, że albo Polska będzie katolicka, albo nie będzie jej wcale. Powiedział wiernym, że aby ją ocalić, muszą namówić pogubionych członków rodzin na powrót do Kościoła. Moja mama przyszła do domu i wzruszyła ramionami. Stwierdziła, że księża dalej nic nie rozumieją i że dla Kościoła jest już za późno – relacjonuje Kinga Michałowska.

“Czytanki księży były jak wykopaliska ze średniowiecza”

Moja rozmówczyni mieszka w “babińcu”, bo tak nazywa swój niewielki, ale trzykondygnacyjny dom w Krakowie. Odkąd mąż Kingi odszedł, a ojciec zmarł, żyją tam trzy kobiety. Parter zajmuje jej mama po siedemdziesiątce, pierwsze piętro Kinga, a poddasze jej córka. To właśnie Ilona jako pierwsza “wybudziła się” z katolicyzmu.

– Ochrzciłam ją i posłałam do pierwszej komunii, bo sama jeszcze wtedy byłam w Kościele i narzuciłam jej swoją wiarę. Gdy jednak Ilona podrosła, zaczęła prosić, żebym przestała ją wypychać na msze i do spowiedzi. Czuła się tam źle – wspomina Kinga.

– Zaczęłam samodzielnie myśleć i nie chciałam już słuchać księży, którzy opowiadali mi świat. Te ich czytanki były jak wykopaliska ze średniowiecza. O tym, że osoby homoseksualne powinny żyć we wstrzemięźliwości, bo ich seks jest grzechem. O transpłciowości, która jest wynaturzeniem. O kobietach, które powinny wypełniać wolę Boga, czyli ulegać mężom. Już jako nastolatka słyszałam, że księża nie mają pojęcia, o kim mówią. Że nigdy nie wysłuchali kobiet ani osób nieheteronormatywnych, a chcą nam dyktować, jak mamy żyć. W dodatku nieraz z nas szydzili, nazywając dziwadłami. Dlatego źle się czułam w Kościele – tłumaczy Ilona.

Kinga słuchała argumentów córki i je uznawała, ale – jak przyznaje – “włączała jej się zdarta płyta”. – Dzisiaj wstyd mi jak cholera. Oczywiście, nie zmuszałam Ilony do chodzenia na msze, ale stale ją “nawracałam”. Nie wiem, skąd brały mi się gadki, że te wszystkie wpadki księży to pojedyncze brudne krople w morzu, jakim jest Kościół. Przecież odkąd pamiętam, patrzyłam na brud tej instytucji. Widziałam jej pazerność, gdy mojej mamie proboszcz wydarł w ramach “co łaska” siedem stów na pogrzeb ojca. Gdy mu mówiła, że musi poczekać na emeryturę, odpowiedział: “W takim razie to ja poczekam z pogrzebem. Ale chyba nie ma potrzeby, bo przecież córka zarabia”. Widziałam hipokryzję wikarego, który romansował z parafianką, a później na ambonie piętnował seks pozamałżeński. Słyszałam o księżach, którzy gwałcą dzieci, a biskupi odsyłają ich do innych parafii. Ale dalej to były dla mnie pojedyncze krople w morzu – wzdycha.

Przełom w myśleniu nastąpił, gdy Ilona przedstawiła jej swoją dziewczynę. Kinga nie przeżyła żadnego szoku, tylko przyjęła to naturalnie. – Ale akurat była kampania wyborcza i zrobiło się obrzydliwie. Andrzej Duda powiedział, że LGBT to ideologia, nie ludzie, a mój ówczesny proboszcz te słowa podchwycił. Do ideologii dodał przymiotniki “wroga Kościołowi i niebezpieczna”. To wystarczyło, żebym wyszła z mszy i już nigdy nie wróciła. Nie mogłam słuchać, jak odczłowieczał moje dziecko i na nie szczuje. To było czyste zło. Zdałam sobie sprawę, że brudne jest całe to morze – stwierdza moja rozmówczyni.

“Dlaczego mam płakać za kościołem, w którym penis zastąpił Boga”

W 2011 roku w Narodowym Spisie Powszechnym Anna Kucharczyk zadeklarowała się jako katoliczka. Teraz jest już po apostazji. – Te prawie 30 lat spędzone w Kościele to była całkowita strata czasu. Nauczyłam się w nim tylko, jak wzbudzać w sobie poczucie winy. Np. za to, że jestem kobietą, mam ciało i potrzeby, które są niby grzeszne. A z grzechów spowiadałam u mężczyzn, którzy pouczali mnie, strofowali i nakładali pokutę. W ten sposób tysiące razy zyskiwali nade mną władzę, a ja tego nie zauważałam – ubolewa.

Nie umie uchwycić momentu swojego “przebudzenia”, bo był to długotrwały proces. Pamięta tylko, że przyczyniło się do niego piętnowanie przez księży kobiet po aborcji. – Mam koleżankę, która wyspowiadała się wikaremu z usunięcia ciąży, a potem na kazaniu usłyszała z jego ust, że “są wśród nas kobiety, które zabiły własne dzieci”. Nie została przez niego wymieniona z imienia, ale mocno to przeżyła. Już wtedy uważałam, że nazywanie aborcji zabijaniem to bzdura, dlatego piętnowanie koleżanki wydało mi się horrorem. Chyba już czułam, że nie pasuję do tej instytucji. Gdy później w mediach posypały się historie kobiet, którym kazano umierać w szpitalach w imię katolickiej ochrony “życia poczętego”, to już byłam poza Kościołem i czułam ulgę, że go nie wspieram – mówi.

Jak dodaje, kiedy Trybunał Konstytucyjny, którym kieruje Julia Przyłębska, zaostrzył prawo aborcyjne, zobaczyła w tym wynik presji, jaką Kościół przez lata wywierał na polityków i usłużnych im sędziów. – Według mnie nie chodzi tu o nic innego jak tylko o władzę nad kobietami. Przecież nie brakuje historii księży, którzy po cichu wysyłali swoje kochanki na aborcję, żeby nie mieć problemów. Czyli jeśli chodzi o nich, to legitny zabieg, a gdy chcą go wykonać kobiety, to wmawia się im morderstwo. Czysta hipokryzja – ocenia.

Nie żałuje Kościoła w Polsce, który przeżywa kryzys. Ostatnio ze zdumieniem oglądała na TikToku wikariusza z Warszawy, który skarżył się, że na księży spada fala krytyki w związku ze skandalami seksualnymi w Kościele. Ze zdziwieniem czytała również list biskupa diecezji sosnowieckiej. Poprosił wiernych o “modlitwę za zawstydzonych i obolałych księży”, którzy mieli zorganizować orgię i zaprosić na nią seksworkera. Kiedy ten stracił przytomność, mieli nie chcieć wpuścić ratowników medycznych. Sprawę opisały media i wybuchł skandal.

– Czytam też, że dane GUS o znikających katolikach to bardzo smutna wiadomość, bo rozpada się wspólnota, a Polacy nie dostają nic w zamian. W związku z tym są pogubieni, samotni, bez kompasu moralnego. Co za bzdury i odwracanie kota ogonem! Przepraszam, ale dlaczego mam płakać za instytucją, w której penis zastąpił Boga? To penis jest tam teraz głównym kompasem. Penis jest w centrum skandali pedofilskich z udziałem księży. Penis każe księdzu w konfesjonale wyciągać od dziewczyny szczegóły jej życia seksualnego. Za penisa obolałego księdza trzeba się modlić, bo urządził sobie orgietkę na plebanii. Taka wspólnota mnie nie interesuje. Jeśli się rozpada, to trudno, zero łez. Rządy penisów się kończą – stwierdza Anna.

“Kościół nas przytula i monetyzuje to pocieszenie”

Wróćmy do “babińca”. Ilona wspomina, że bała się powiedzieć babci o swojej dziewczynie. Bo wyobraziła sobie, że postawi ją przed trudnym wyborem – z jednej strony wnuczka i jej miłość, a z drugiej instytucja, która nazywa tę miłość grzechem. – Jakie było moje zaskoczenie, gdy w odpowiedzi babcia pogładziła mnie po policzku i przytuliła! Żadnych wyrzutów ani kazań, po prostu pełna akceptacja. To ja zaczęłam drążyć: “Dziękuję, babuniu, ale teraz mi powiedz, czy nie przeszkadza ci, że w kościele mówią o twojej wnuczce źle?”. Stwierdziła, że przeszkadza i nigdy się z tym nie pogodzi. Ale starych drzew już się nie przesadza i zostanie w tym Kościele. Bo dla niej to wspólnota wokół Boga, nie księdza – wspomina 22-latka.

Jak dodaje, nie do końca umie się z tym pogodzić, bo dla niej Kościół to wspólnota, z której już dawno uleciało sacrum. – Być może nawet nigdy go tam nie było. Widzę w niej raczej największy przekręt w dziejach ludzkości. Kościół wmówił ludziom, że tylko on ma odpowiedzi na pytania o Boga. Że tylko on daje pocieszenie, gdy umiera nam ktoś bliski, a my chcemy wierzyć, że nie rozstajemy się na zawsze. Tylko ta instytucja przyjmuje nas otwartymi rękami, gdy szukamy w życiu jakiegoś głębszego, ponadczasowego sensu. A później nas przytula i monetyzuje to pocieszenie. Oczywiście, zawsze chodzi o “co łaska” – dodaje z ironią Ilona.

W decyzje babci jednak się już nie wtrąca ani nie próbuje jej odciągać od Kościoła. Bo skoro ona ją zaakceptowała, to i Ilona może. – Cieszę się, że ja i mama jesteśmy już poza tą instytucją. Tu jest nam dobrze, jakoś tak nieobłudnie. Nikt nam już nie wpycha do głów tego gadania o grzechach, które przecież dzieli ludzi i sprawia, że trudno być im ze sobą szczerymi. Przykład: ostatnio moja kuzynka – katoliczka w wersji turbo – zaprosiła mnie na swój ślub. Podziękowałam, ale zastrzegłam, że mogę przyjść tylko na wesele, na mszę już nie. I że wpadnę z dziewczyną. Stwierdziła, żebym w ogóle nie przychodziła, bo już za wiele nas dzieli. A co nas właściwie dzieli? Tylko “grzech homoseksualizmu”, który został wymyślony przez Kościół – podsumowuje moja rozmówczyni.

Napisz do autora: [email protected]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZnamy wyniki ósmej edycji Polskiego Ładu: prawie 30 mln zł dla Tarnobrzega
Następny artykułWybory 2023: Głosowanie za granicą i przez pełnomocnika. Wszystko, co warto na ten temat wiedzieć