A A+ A++

Tak naprawdę to w Arles pomieszkiwał coraz bardziej sfrustrowany i schorowany Vincent. Cieszył się, że Paul do niego dołączy. Z myślą o przyjeździe Gauguina 1 maja wynajął część domu (tzw. żółty domek znany z wielu obrazów). Nędzną część domu — połowa budynku, gdzie był sklep była w dobrym stanie, a część van Gogha — nie.

Gauguin nie spieszył się z przyjazdem. Vincent malował jeden, góra dwa obrazy dziennie. Biedował jak zwykle. Pisał do brata: „Jadłem w południe, ale wieczorem muszę obejść się chlebem. I to wszystko bez żadnych wydatków czy to na dom, czy na malarstwo. Od trzech tygodni nie mogłem sobie nawet pozwolić na burdel za trzy franki”. Dużo pił, głównie absynt.

Mało tego. Oprócz biedy cierpiał na halucynacje; w trakcie napadów choroby objadał się farbami. 23 października Gauguin wreszcie przyjechał.

van Gogh ponoć słyszał jakieś brzęczenie w uchu

Na początku ich wspólny pobyt był dla nich inspirujący. Dużo malowali i dyskutowali o sztuce. Gauguin nie miał łatwego charakteru – „z góry” traktował kumpla, nie doceniał jego twórczości, był często arogancki. Van Gogh cierpiał, był coraz bardziej sfrustrowany z tego powodu. Skarżył się bratu: „Myślę, że Gauguin nieco zraził się do zacnego Arles, do małego żółtego domku, w którym pracujemy, nade wszystko zaś do mnie”.

23 grudnia wieczorem Gauguin odmówił wyjścia z Vincentem do kawiarni i van Gogh miał mu grozić brzytwą. Gauguin przeniósł się do hotelu. Następnego dnia uciekł z Arles.

I stało się. Zapewne pod wpływem halucynacji — ponoć słyszał jakieś brzęczenie w uchu — Vincent postanowił się „ukarać” za to, że nie zatrzymał przy sobie przyjaciela: tą samą brzytwą odciął sobie kawałek małżowiny lewego ucha. Odcięty kawałek zawinął w papier i poszedł do pobliskiego burdelu. I dał zawiniątko ulubionej, pracującej tam dziewczynie. Ta uciekła w panice na policję.

Policjanci znaleźli zakrwawionego Vincenta w „żółtym domu”. Przesłuchali też Gauguina: „Proszę uprzejmie bardzo ostrożnie obudzić tego pana, a jeśli będzie o mnie pytał, proszę mu powiedzieć, że wyjechałem do Paryża; mój widok mógłby fatalnie podziałać na niego”.

Malarze nigdy więcej już się nie spotkali. Samookaleczenie van Gogha do dziś inspiruje badaczy.

Naukowcy z holenderskiego University Medical Centre w Groningen twierdzą, że malarz nie pod wpływem „zwykłego ataku szaleństwa” (jak to sam tłumaczył), ale epizodu delirium tremens, wywołanego odstawieniem alkoholu. Holenderscy badacze twierdzą ponadto, że Vincent cierpiał na epilepsję z napadami nieświadomości oraz na powracające stany lękowe, urojenia lub halucynacje.

Opierają się wyłącznie na analizie listów pozostawionych przez Vincenta van Gogha oraz dokumentacji medycznej, do jakiej naukowcy byli w stanie dotrzeć. Sam Willem Nolen, profesor psychiatrii, który odpowiada za badania, uważa, że van Gogh mógł upiększyć opisywane w listach do bliskich sytuacje czy zdarzenia z życia. Jak mówi naukowiec, „chociaż zawierają one wiele informacji, musimy pamiętać, że nie pisał ich do lekarzy, ale do członków rodziny i krewnych, aby ich poinformować, uspokoić lub coś załatwić”.

Na stan psychiczny Vincenta van Gogha na pewno wpływ miało nie tylko uzależnienie od alkoholu, ale też życie na granicy ubóstwa, w poczuciu bycia artystą niedocenionym. Chociaż jest autorem ponad 2000 dzieł (w tym 870 obrazów, 150 akwarel, ponad 1000 rysunków), za życia sprzedał tylko jedną pracę, w dodatku nie marszandowi, a swojemu bratu. Zmarł w wieku zaledwie 37 lat. Popełnił samobójstwo.

Czytaj też: Jak van Gogh widzi świat. „On po prostu odczuwał rzeczy bardziej intensywnie”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIntel podpadł Chinom. Teraz musi przepraszać
Następny artykułWyższe diety radnych i wzrost wynagrodzenia dla Burmistrza Biłgoraja