A A+ A++

Latem 1939 roku III Rzesza zwróciła się do władz w Budapeszcie z pytaniem o możliwość dokonania ataku na Polskę również ze strony Węgier (oba kraje od kilku miesięcy miały wspólną granicę). Ówczesny węgierski premier Pál Teleki odpowiedział:

Prędzej wysadzę nasze linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę. Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce.

W innej depeszy, skierowanej do Hitlera, Teleki – który jako premier w 1920 roku pomagał Polsce w czasie wojny z Rosją Sowiecką – argumentował, że „Węgry nie mogą przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce ze względów moralnych”. Historycy oceniają, że odpowiedź ta rozjuszyła stronę niemiecką. Nie był to zresztą gest odosobniony, ale wynikający z przekonań dużej części elity węgierskiej. Dodajmy, że dzięki temu, iż Niemców nie było na granicy polsko-węgierskiej, polscy uchodźcy mieli którędy uciekać i gdzie się schronić. Rząd w Budapeszcie – mimo presji Berlina – przyjął ich bardzo życzliwie, udzielając pomocy wszechstronnej, i bardzo szczodrej, jak na swoje ówczesne możliwości.

Węgry – ze swojej perspektywy całkowicie zasadnie – szukały w tym czasie sposobu na obalenie traktatu z Trianon, który pozbawiał je 2/3 historycznego terytorium (co nie oznacza, że wszystkie roszczenia były etnicznie uzasadnione), a później skazał na izolację między krajami „małej Ententy”. To dlatego poszły z III Rzeszą, próbując jednocześnie zachować własną podmiotowość i pewien balans, na co w dłuższej perspektywie nie miały żadnych szans. Co ważne, za propolskie gesty Węgry zapłaciły istotną cenę. Również w ramach zemsty za tę „nielojalność” nie zrealizowano roszczeń Budapesztu wobec całej Słowacji, decydując się na powołanie marionetkowego państwa ks. Tiso, przyznając Węgrom jedynie południową część oraz region Użhorodu. Później Berlin ociągał się także z przyznawaniem innych terenów, w tym należących do pokonanej Jugosławii oraz sojuszniczej Rumunii (Siedmiogród podzielono po połowie).

To tylko wycinek wielowiekowych relacji Polski i Węgier, rzecz jasna nie zawsze idealnych i etycznych. W stosunkach międzynarodowych wzajemna życzliwość i bezinteresowna, ofiarna pomoc są jednak wyjątkami, a nie regułą. A jeśli pojawia się coś, co można nazwać przyjaźnią, to tym bardziej należy o to dbać, starannie dobierając i słowa, i czyny. Wie to każdy świadomy Polak, i każdy świadomy Węgier. Jeśli relacje między narodami mają charakter specjalny, to nie na wszystko należy sobie pozwalać, nawet jeśli teoretycznie można coś zrobić. Dokładnie tak, jak między przyjaciółmi.

W tym kontekście akcja Donalda Tuska, który od kilku tygodni mocno atakuje premiera Węgier Wiktora Orbana i jego partię Fidesz, musi zastanawiać.

CZYTAJ: Węgrzy wściekli na Tuska za bezprecedensowy atak na Orbána. W odpowiedzi przywołali „dziadka z Wermachtu”. „Wylewa swój własny ból”

CZYTAJ: Co za riposta! Orban odpowiada Tuskowi: „To nie jest gra, stawką jest życie obywateli państw członkowskich Unii”

Nawet – załóżmy przez chwilę – jeśli Europejska Partia Ludowa szczerze i słusznie uważa, że rząd w Budapeszcie idzie w złą stronę, to czy były premier Polski musi tak ochoczo i z takim zapałem realizować tę linię? Czy musi to brać na siebie, podkopując przyjaźń między naszymi narodami? Czy musi w niemieckiej prasie snuć analogie między premierem Węgier a nazistowskimi ideologami? Czy Niemcy nie mogą tego powiedzieć sami, jeśli tak uważają?

Czy w ten sposób Tusk realizuje własną linię, czy też cudzą, np. linię realnych kręgów decyzyjnych w Europie? Jeśli to drugie, to może powinien poinformować decydentów, że – tak, jak Pál Teleki – nie może przedsięwziąć akcji przeciwko Budapesztowi „ze względów moralnych”? Czy nie może delegować do tej roboty kogoś innego? To minimum, czego wymaga od Tuska historia przyjaźni polsko-węgierskiej. Przyjaźni, która w tej części świata stanowi kapitał wart pielęgnowania. Bo tu nie chodzi o romantyzm, ale o pragmatyzm. Rzecz jasna, jeśli widzimy w życiu coś więcej niż tylko własną karierę.

Na koniec refleksja, że były premier – który pokazał już w Polsce co potrafi – zaczyna pokazywać swoje unikalne zdolności również Europie. Najpierw Brexit, teraz atak na Węgry. Jeszcze trochę, i Europa może nie poznać siebie samej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
1
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Szef: chcesz urlop, bo boisz się zachorować? Ja na to, że wręcz przeciwnie, że na ochotnika idę robić do DPS”
Następny artykułOd jutra lasy znowu będą otwarte. Co warto o tym wiedzieć?