A A+ A++

W kwestii dopuszczalności przerywania ciąży najlepiej byłoby wsłuchać się w głos narodu – przekonują niektóre ugrupowania. Za takim rozwiązaniem opowiada się Polska 2050 Szymona Hołowni, PSL i część konserwatywnych polityków PO. Niech Polacy i Polki sami zdecydują, czy pozwolić kobietom na stanowienie o swoim ciele, czy nie – przekonują. Vox populi, vox dei.

Z kolei zwolennicy najbardziej liberalnego podejścia do aborcji w większości kategorycznie odrzucają pomysł referendum aborcyjnego. Ich główny argument jest prosty „o prawach człowieka nie decyduje się w głosowaniach”.

„Uważamy, że ani obecnie, ani w przyszłości nie powinno dojść do referendum w tej sprawie, niezależnie od kwestii konstrukcji pytań referendalnych i uczciwości przeprowadzenia całego procesu jego organizacji” – pisała niedawno na łamach „Gazety Wyborczej” Krystyna Kacpura, prezeska Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Zgadzam się z tym, że prawa człowieka są przyrodzone i niezbywalne. Praw człowieka nie powinna naruszać – niezależnie od powodów – żadna władza. Powinny stanowić przynależną wszystkim ludziom przestrzeń, w której – bez obawy o jej zniszczenie – mogą się poruszać. Bez względu na to, w jakim społeczeństwie żyją.

Czy tak jest? Nie, dlatego że – niestety – nie ma katalogu praw, który uznawaliby wszyscy. Gdyby taki istniał, nie byłoby dyskusji nad ustawami, które te prawa odbierają. Trybunał Konstytucyjny nie stwierdzałby, że przepisy regulujące te prawa są niezgodne z konstytucją. Sprawa aborcji jest tu dobrym przykładem. Obie strony sporu powołują się przecież na prawa człowieka. Jedni – na prawo kobiety do decydowania o własnym ciele. Drudzy – na prawo do życia.

Czytaj: W Platformie Obywatelskiej wrze. Zarząd partii zdecydował, że jest za liberalizacją prawa

Dlatego uważam, że referendum aborcyjne – choć wolałabym je nazywać „referendum o prawie kobiet do wyboru” – mogłoby się odbyć. Najpierw trzeba jednak spełnić szereg warunków, dzięki którym głos naprawdę mieliby obywatele, a nie politycy i lobby anty-choicowe. Bo ryzyko manipulacji – przy użyciu machiny organizacyjno-propagandowej państwa jest dziś bardzo duże.

Konserwatyści mają w tej chwili wszystko, żeby to referendum wygrać. Kontrolę nad praktycznie wszystkimi instytucjami państwa. Tubę antyaborcyjną w postaci wielokanałowej Telewizji Polskiej (z TVP Info i nową TVP Kobieta na czele), z Polskim Radiem, Polską Agencją Prasową i sprzyjających władzy prawicowych mediów w typie „Gazety Polskiej”, Telewizji Trwam, portali braci Karnowskich i prasy katolickiej. Całe, potężne imperium medialne przeciwko aborcji.

Mają też wsparcie biznesu. Ostatnia kampanii billboardowa z płodami w sercu dobitnie pokazała, że biznesmeni są w stanie wyłożyć krocie, aby wesprzeć swoje antywolnościowe, antyaborcyjne idee. Pewnie nie tylko biznesmeni, ale też fundacje i stowarzyszenia. No i spółki skarbu państwa. A druga strona? Trudno przewidzieć, na jakie dofinansowanie (a bez niego kampanii informacyjnej przedreferendalnej nie da się zrobić) mogłaby liczyć.

Tymczasem przykład referendum w sprawie aborcji w Irlandii pokazuje, że bardzo ważne jest przygotowanie strategii komunikacyjnej przedstawiającej argumenty za wyborem. Inaczej nie ma szans. W Irlandii pro-choicowcy starali się stworzyć spójny przekaz. Niezbyt radykalny, żeby nie wystraszyć umiarkowanych wyborców, którzy w demokracjach zazwyczaj decydują o wynikach głosowań. Organizatorki kampanii stawiały przede wszystkim na pozytywne przesłanie: możliwość wyboru. Konieczne było znalezienie wspólnego języka z wyznawcami innego światopoglądu. Jest mało prawdopodobne, że w społeczeństwie tak podzielonym jak polskie mogłoby się udać coś podobnego. Kiedyś może będzie to możliwe, ale potrzeba lat i powolnego zmieniania świadomości społecznej dotyczącej aborcji.

Czytaj: Psychiatra, która pomaga kobietom w dostępie do aborcji. „Trzeba nie mieć sumienia, żeby skazywać kobiety na cierpienie”

Dziś nie widzę szansy na porozumienie nawet w najważniejszej sprawie. Referendum może zarządzić Sejm albo prezydent, ale za zgodą Senatu. Ten drugi wariant wydaje się obecnie mało prawdopodobny, zostaje więc Sejm. To oznacza, że sejmowa większość układałaby referendalne pytania. A to oznacza ryzyko manipulowania wynikiem głosowania. Wystarczy zapytać Polaków: „czy jesteś za zabijaniem nienarodzonych dzieci?” albo użyć określenia „matka” zamiast „kobieta”. Jakie zatem pytanie zadać, żeby zaakceptowały je wszystkie strony sporu politycznego? Bardzo trudno byłoby znaleźć słowa, które nie narzucałyby odpowiedzi i które zadowalałyby wszystkich (nawet jeśli powstałaby aborcyjna rada dialogu, o której mówi Szymon Hołownia).

Pozostaje też otwarte – i nieco na wyrost – pytanie o uznanie wyników referendum, które wpływałoby na zmianę konstytucji. Czy przy niezadowalającym wyniku znalazłaby się większość konstytucyjna, która wprowadziłaby do konstytucji poprawki? Zakładając, że byłby to PiS, jestem pełna wątpliwości. Jeszcze większe pojawiają się, gdy myślę o potrzebie zorganizowania przez partię rządzącą głosowania w sprawie, która obecnie jest załatwiona po jej myśli. Po co jeszcze referendum? PSL i Polska 2050 świetnie o tym wiedzą. Mówiąc o referendum niby zajmują w sprawie aborcji stanowisko, ale tak naprawdę tego nie robią. Mogą odwołać się do vox populi. Wyrażonego w niezidentyfikowanej przyszłości.

Czytaj również: „Nie możesz mieć dzieci? Widocznie masz coś na sumieniu, niebiosa zsyłają karę”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKomisariat IV Policji w Rudzie Śląskiej ma nowego komendanta! Kto nim został?
Następny artykułMasakra piłą mechaniczną w Milanówku. Leśna działka ogołocona z drzew