A A+ A++

Wzrost napięcia na granicy i narastająca groźba kolejnej agresji rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainę ma wpływ nie tylko na to, co się dzieje w Europie Środkowo-Wschodniej. Podobnie jak państwa europejskie czy Stany Zjednoczone sytuację obserwuje izraelski establishment obronny, który pracuje nad ustaleniem, co potencjalny konflikt między Moskwą a Kijowem i reakcja Waszyngtonu może oznaczać dla interesów Państwa Żydowskiego, szczególnie w kontekście Syrii i Iranu.

Izrael znalazł się w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony Stany Zjednoczone – będące najsilniejszym sojusznikiem i wieloletnim partnerem – mogą zażądać lojalności i przystąpienia do systemu sankcji wobec Rosji. Z drugiej strony Jerozolima musi utrzymywać dobre stosunki z Moskwą, aby zachować zdolność do prowadzenia operacji lotniczych przeciwko interesom Iranu w Syrii, gdzie Rosja w dużej mierze kontroluje przestrzeń powietrzną.

Jeśli Waszyngton poprosi Izrael o udział w sankcjach przeciwko Rosji, Jerozolima musiałaby dokładnie rozważyć wszelkie za i przeciw. Obrócenie się plecami do Kremla mógłby skutkować zablokowaniem izraelskich operacji w Syrii albo przynajmniej uczyniłoby je bardziej niebezpiecznymi. Cahal oczywiście nie zrezygnuje z atakowania irańskich celów w Syrii czy Iraku, gdyż uważa te operacje za istotne dla własnego bezpieczeństwa narodowego.

Obecnie Izrael atakuje konwoje z pociskami wyprodukowanymi w Iranie i przewożonymi do Libanu. Operacja ta wymaga ciągłej koordynacji, aby uniknąć przypadkowego ostrzału rosyjskich żołnierzy stacjonujących w Syrii. Taka pomyłka z pewnością daleko przekroczyłaby czerwoną linię Moskwy i zagroziłaby możliwości prowadzenia dalszych operacji.

Przedsmak tego mieliśmy kilka dni temu, gdy rzeczniczka rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa wyraziła głębokie zaniepokojenie „ciągłymi atakami Izraela na cele w Syrii” i nazwała je „prymitywnym naruszeniem suwerenności” tego państwa, mogącym „wywołać gwałtowną eskalację napięć”. Stwierdziła ponadto, że naruszanie przestrzeni powietrznej przez izraelskie maszyny może zagrozić lotom pasażerskim, co jest wyraźnym nawiązaniem do październikowego nalotu, po którym Rosjanie oskarżyli Izraelczyków o użycie samolotów pasażerskich do osłony samolotów bojowych.

Rosyjski Su-34 w bazie Humajmim.
(mil.ru)

Na stanowisko Kremla miały również wpływ wydarzenia sprzed kilku dni nad Damaszkiem. 8 lutego izraelskie lotnictwo przeprowadziło dwa naloty: jeden zasadniczy znad Libanu, a drugi odwetowy – znad Wzgórz Golan – za aktywność syryjskiej obrony przeciwlotniczej.

W czasie pierwszego celem były prawdopodobnie składy uzbrojenia Hezbollahu na północy-wschód od stolicy, zaś drugi wycelowany był w stacje radiolokacyjne i wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych. Według dziennika Ha-Arec udało się unieszkodliwić jeden radar i jedną wyrzutnię. Śmierć poniósł jeden żołnierz syryjski, a pięciu innych zostało rannych.

Nic więc dziwnego, że ministerstwo obrony obawia się o przyszłość operacji syryjskich, gdyby zmieniły się stosunki z Rosją. Te zresztą nie wyglądają już tak dobrze, jak chociażby w październiku, gdy w Soczi spotkali się premier Naftali Bennett i prezydent Władimir Putin, aby omówić koordynację działań w Syrii. Strony różnie zinterpretowały to spotkanie. Według izraelskiej dyplomacji Rosja zgodziła się na swobodne działanie Izraela przeciwko celom w Syrii. Kreml był innego zdania, a podczas pięciogodzinnej dyskusji Putin zażądał, aby Izrael wzmocnił koordynację ataków w Syrii i był „bardziej precyzyjny”.

Start myśliwca F-35I Adir w czasie ćwiczeń „Blue Flag 2019”.
(Israeli Air Force / Amit Agronov)

O zmianie rosyjskiego nastawienia wobec interesów Izraela w Syrii mogliśmy się przekonać pod koniec stycznia, gdy samoloty bojowe rosyjskich i syryjskich sił powietrznych wykonały wspólny patrol przy granicy Syrii. Przelatując nad Wzgórzami Golan, następnie wzdłuż południowej granicy Syrii, wzdłuż Eufratu, i nad północną Syrią, dały wyraźny sygnał, że mogą zagrozić izraelskim atakom na konwoje z irańskim uzbrojeniem dla Hezbollahu. Dzięki takiemu stanowisku Iran – który jest szczególnie silny w rejonie Dajr az-Zaur – będzie mógł śmielej poczynać sobie w Syrii.

Coraz bardziej skomplikowana sprawa Iranu

Izrael postrzega sytuację na Ukrainie również jako potencjalną próbę sił z Waszyngtonem w kwestii nowej umowy z Iranem. W ostatnim czasie Jerozolima jest stosunkowo cicho, aby nie antagonizować Amerykanów, mimo że zapewniała o wrogim nastawieniu do jakiegokolwiek porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Jedno jest pewne: kryzys na Ukrainie sprzyja Iranowi, a nie Izraelowi. Dzięki zwróceniu się amerykańskiego oblicza w kierunku Kijowa Teheran może działać swobodnie. Wielki Szatan (jak mawiają ajatollahowie) wydaje się być w odwrocie, co będzie sprzyjać przeciąganiu rozmów dyplomatycznych i prowadzeniu polityki faktów dokonanych.

Efraim Inbar, prezes Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa, podkreśla, że Iran również obserwuje sytuację w Rosji i widzi, jak wiele sił administracja Joego Bidena wkłada w jej odstraszanie. Według niego bardzo możliwe jest, że Iran będzie próbował forsować układ bardziej korzystny dla siebie.

Według informacji zdobytych przez serwis Breaking Defense Izrael raczej nie odważy się zaatakować jakiegokolwiek irańskiego obiektu nuklearnego, nawet w razie podpisania nowego porozumienia podobnego do JCPOA. Niewątpliwie jednak utrzyma albo zwiększy częstotliwość działań sabotażowych wycelowanych w obiekty i kaskady wirówek. Jedno ze źródeł BD powiedziało, że plany te „wyniosą wojnę cieni na nowe wyżyny”.

Mordechaj Kedar, jeden z czołowych izraelskich ekspertów w sprawach Bliskiego Wschodu, zakłada, że „Waszyngton spróbuje powstrzymać Izrael przed kontynuowaniem wojny zastępczej z Iranem”. Naturalnie doprowadzi to do różnicy zdań i będzie powodem tarć na linii Jerozolima–Waszyngton.

Port w Mariupolu.
(Ministerstwo infrastruktury Ukrainy)

Nie polityka, ale ekonomia mocniej uderzy w Izrael

Ukraina od ponad dekady jest głównym dostawcą zboża dla Izraela. Dostawy z Ukrainy stanowią prawie 50% izraelskiego spożycia. Bardzo dużą część konsumpcji kukurydzy i produktów kukurydzianych w Izraelu również stanowią dostawy z Ukrainy (rocznie wartość importu to ponad 200 milionów dolarów). Izrael importuje z Ukrainy także duże ilości jęczmienia, rzepaku i soi, odpady z przetwórstwa rolnego, melasę, odpady z produkcji piwa i wódki oraz lucernę w belach.

Głównymi portami, z których ukraińskie produkty eksportowe trafiają do Izraela i na Bliski Wschód, są Odessa i Mariupol, będące zarazem naturalnym potencjalnym celem rosyjskiej inwazji. Blokada tych portów Morza Czarnego przez rosyjskie wojska lądowe i marynarkę wojenną zatrzymałaby eksport produktów rolnych i hutniczych.

Szimon Briman w artykule dla dziennika Ha-Arec uznał, że powyższe skutki ekonomiczne spowodują wzrost (i tak wysokich) kosztów życia w Izraelu, a obecne narzekania na rosnące ceny będą wyglądać jak dziecinna zabawa. Briman twierdzi, że Jerozolima jest u progu gwałtownego wzrostu cen żywności i biblijnych „siedmiu lat głodu”.

Zobacz też: Chaotyczna modernizacja Esercito Italiano

IAF / Nero Lewin

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRekordowa oglądalność. W Polsce “Księgi Boby Fetta” nie można jeszcze zobaczyć
Następny artykułOd wtorku izolacja domowa skrócona do siedmiu dni