Do poparzenia 41-letniej Patrycji Pachockiej doszło na oddziale zamkniętym Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Kobieta trafiła tam na początku września z powodu zaostrzenia stanu choroby psychicznej.
– Myślałam, że córka jest bezpieczna, nie wiedziałam, że może się tam spalić żywcem w obecności lekarzy i pielęgniarek. To było poparzenie trzeciego stopnia, miała w ciele dziury. Musiała strasznie cierpieć – denerwuje się Danuta Hryńczuk, matka Patrycji.
Uzależniona od matki Pachocka zmagała się z chorobą psychiczną od dzieciństwa. – W pokoju są jeszcze jej klocki i lalki. Ona była jak dziecko, cały czas byłyśmy razem, bez niej nie mogłam wyjść nawet do sklepu, bo się o nią bałam. Kobieta wielokrotnie się samookaleczała, miała próby samobójcze. W ostatnich latach była również uzależniona od środków nasennych. Miała przyznaną pierwszą grupę inwalidzką i żyła z renty. – Trzykrotnie chciała wyskoczyć z okna. Ostatnio myślałam, że jej nie zatrzymam, ale złapałam ją za szyję i wciągnęłam. Wcześniej cięła sobie ręce, wieszała się. Cały czas musiałam nad nią czuwać, żeby sobie nic nie zrobiła – przyznaje Hryńczuk.
Dzień tragedii
Na oddziale zamkniętym, na którym przebywała Pachocka, 20 pacjentami opiekują się cztery pielęgniarki i opiekunka. Pokoje lekarzy położone są na i … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS