W świecie katolickim wiele emocji, kontrowersji i dyskusji wywołuje niedawna nominacja na stanowisko prefekta watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary dotychczasowego arcybiskupa La Platy w Argentynie arcybiskupa Viktora Manuela Fernandeza.
CZYTAJ TAKŻE: GRZEGORZ GÓRNY: Kim jest nowy strażnik doktryny wiary w Watykanie? „Pisarz-widmo” Franciszka i nowe źródło objawienia chrześcijańskiego
Faworyt Franciszka, który z powodu swej najgłośniejszej książki zatytułowanej „Uzdrów mnie ustami. Sztuka całowania” nazywany jest we własnej ojczyźnie „Tucho besame mucho”, postanowił zabrać głos, by uspokoić nastroje. Jak zauważa portal kath.net, w ciągu tygodnia po nominacji latynoamerykański hierarcha udzielił więcej wywiadów niż Joseph Ratzinger przez 24 lata urzędowania jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Mimo to wspomniane rozmowy zamiast rozwiać wątpliwości wokół jego osoby, jeszcze bardziej wzmocniły niepokoje związane z tą kandydaturą. Co takiego powiedział argentyński nominat, że budzi tak wielki opór w wielu środowiskach katolickich?
Obrona Fernandeza
Co ciekawe, część watykanistów, komentując wypowiedzi Fernandeza, zwróciła uwagę na kwestie całkowicie drugoplanowe. Ponieważ liczni publicyści katoliccy zarzucali arcybiskupowi, że nie dał się poznać do tej pory jako znaczący teolog i nie ma odpowiednich kwalifikacji na tak ważne stanowisko, on sam zaprzeczył temu, przekonując, iż (oprócz słynnej książki o sztuce całowania) publikował także prace „na wysokim poziomie”, a nawet napisał kilka artykułów dla poważnych czasopism teologicznych, które – jak sam podkreślił – „być może niewiele osób zrozumiało”. Najwyraźniej latynoski hierarcha uznał, że pisanie niezrozumiałych tekstów jest wyrazem kompetencji teologicznych.
Arcybiskup Fernandez zdecydowanie też zaprzeczył, jakoby swą karierę zawdzięczał protekcji i przyjaźni z Franciszkiem. Jest jednak faktem, że jego kandydatura na rektora Uniwersytetu Katolickiego w Buenos Aires została zablokowana przez Watykan. Wątpliwości budziła zarówno szczupłość dorobku teologicznego argentyńskiego duchownego, jak i zarzuty o błędy doktrynalne. Po siedemnastu miesiącach opór Stolicy Apostolskiej udało się jednak przełamać tylko i wyłącznie dzięki determinacji ówczesnego metropolity Buenos Aires kardynała Jorge Mario Bergoglio i w 2011 roku Fernandez został rektorem.
Inna wypowiedź nowego prefekta, która zwróciła uwagę komentatorów, dotyczyła jego drogi życiowej. Argentyński hierarcha zapytał mianowicie, czy nie jest słuszne, aby w pewnym momencie historii tak ważny urząd objął Latynos z małego miasteczka w głębi kraju, zwykły proboszcz z peryferii, wrażliwy na ból ludzi odrzuconych przez społeczeństwo, z doświadczeniem odmiennym od Europejczyka czy Amerykanina, a na dodatek doktor teologii. Jeden z blogerów, odnosząc się do tych słów, zapytał, czy to oznacza, iż niewrażliwi na los odrzuconych byli poprzednicy Fernandeza na tym stanowisku, np. kardynał Joseph Ratzinger albo kardynał Alfredo Ottaviani, który był jednym z dwanaściorga dzieci w ubogiej rodzinie rzymskiego piekarza i nawet jako watykański purpurat pełnił w weekendy posługę w najuboższych dzielnicach włoskiej stolicy, zajmując się biednymi dziećmi i opłacając im z własnej kieszeni m.in. studia czy zajęcia sportowe.
„Tak” dla błogosławienia związków homoseksualnych
Powyższe kwestie są jednak drugorzędne w obliczu innych, znacznie poważniejszych wypowiedzi arcybiskupa Fernandeza. Pierwsza z nich dotyczy aprobaty Kościoła dla par jednopłciowych. Argentyński hierarcha proponuje, by wyraźnie odróżnić małżeństwo od błogosławienia związków homoseksualnych. To pierwsze jest dla gejów i lesbijek niemożliwe, natomiast to drugie, jeżeli nie będzie powodować zamieszania, może być zatwierdzone.
Nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary zgadza się więc na błogosławienie par jednopłciowych pod warunkiem, że nie będą one mylone z małżeństwami. Zaprzecza to jednak całej dotychczasowej nauce Kościoła, która wskazywała na grzeszność, a więc wewnętrzną niemoralność czynów homoseksualnych. Pojawia się zatem pytanie: czy można błogosławić relacje, które z samej swojej zasady są moralnym złem? Przecież nie tak dawno, bo 15 marca 2021 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała notę, w której stwierdziła jednoznacznie, że błogosławienie par jednopłciowych jest wykluczone z powodu samej natury stosunków homoseksualnych. Jak pogodzić to z zapowiedziami arcybiskupa Fernandeza?
To pytanie zasadne w kontekście zbliżającego się kolejnego etapu synodu o synodalizacji w Rzymie. Wielu uczestników tego wydarzenia, w tym kilka zachodnich episkopatów, domaga się bowiem zmiany nauczania Kościoła w sprawie homoseksualizmu. Jeśli podczas watykańskich obrad dojdzie na tym tle do różnicy zdań, wówczas wiążące stanowisko może zająć – jak to już bywało w przeszłości – Dykasteria Nauki Wiary z swoim nowym prefektem.
„Veritatis splendor” do korekty
Inna wypowiedź arcybiskupa Fernandeza, mogąca budzić niepokój, dotyczy encykliki Jana Pawła II „Veritatis splendor”. Zdaniem argentyńskiego hierarchy dokument polskiego papieża nie jest korzystny dla rozwoju teologii, ponieważ ustala pewne granice jej uprawiania, a tym samym uniemożliwia rozwój. Dlatego, zdaniem Fernandeza, być może stanie się konieczne opublikowanie nowego tekstu, który pobudzi rozwój teologii katolickiej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że encyklika Jana Pawła II z 1993 roku była odpowiedzią na posoborowe zamieszanie w Kościele, wywołane także przez wielu teologów, którzy reprezentowali sceptycyzm poznawczy, podważając możliwość poznania prawdy, a także relatywizowali nauczanie moralne Kościoła, wprowadzając etykę sytuacyjną. Papież zdecydowanie się im przeciwstawił, wskazując, że granicą, której nie może przekroczyć katolicki teolog, są prawdy zbawcze, zawarte w niezmiennym nauczaniu Kościoła na temat wiary i moralności, opartym na Objawieniu i Tradycji. Z tego powodu dokument Jana Pawła II był szczególnie atakowany przez środowiska liberalno-lewicowe.
Co w tym kontekście mogłoby oznaczać skorygowanie „Veritatis splendor”? Fernandez mówi wyraźnie, że tym, co nie podoba mu się w powyższej encyklice, jest stawianie granic teologii. Innymi, słowy teolog nie powinien być ograniczony w swej działalności takimi kategoriami, jak prawda, prawo Boże czy niezmienne nauczanie Kościoła, bo do tego sprowadza się przypominanie przez Jana Pawła II o tych barierach. Dlaczego trzeba usunąć te granice? Ponieważ dopiero kiedy je zniesiemy, możliwa stanie się całkowita zmiana katolickiej etyki seksualnej, np. uznanie moralnej godziwości czynów homoseksualnych, co obecnie jest głównym postulatem wielu środowisk progresistowskich w Kościele.
Reakcja na skandale pedofilskie
Można wymieniać jeszcze wiele kontrowersyjnych kwestii w wypowiedziach arcybiskupa Fernandeza, ale pozostańmy na koniec przy jednej: molestowania seksualnego nieletnich przez duchownych. Zaraz po nominacji Argentyńczyka pojawiły się w mediach zarzuty pod jego adresem, że niewłaściwie reagował na tego typu skandale w archidiecezji La Plata, zwłaszcza zaś okazał się nieczuły wobec ofiar ks. Eduardo Lorenzo.
Obrońcy hierarchy usprawiedliwiali go, że nie było to wyrazem jego nieczułości, lecz sposobu bycia – on po prostu nie przyjmuje nikogo, nawet własnych księży, którzy muszą kontaktować się z nim telefonicznie, więc nie można czynić mu z tego powodu zarzutów. Sam Fernandez w rozmowie z agencją Associated Press przyznał jednak, że we wspomnianej sprawie ks. Lorenzo nie zachował się jak trzeba, m.in. dlatego, że nie miał doświadczenia w tego typu kwestiach. Jak powiedział:
Dzisiaj z pewnością zachowałbym się zupełnie inaczej i z pewnością moje wysiłki były niewystarczające.
W związku z tym pojawia się pytanie o miejsce arcybiskupa Fernandeza na czele Dykasterii, której zadaniem jest także rozpatrywanie wszystkich przypadków nadużyć seksualnych dokonywanych przez duchownych wobec nieletnich. Sam zainteresowany ma świadomość swego braku kompetencji w tej dziedzinie, dlatego zgodził się przyjąć zaproponowaną mu przez Franciszka funkcję pod warunkiem, że nie będzie odpowiedzialny za wspomniane sprawy. Kwestie molestowania, jak wyjaśnił, znajdować się będą w gestii autonomicznej sekcji, w której zatrudnieni są wysoko wykwalifikowani fachowcy, a on zamierza dać im wolną rękę, zaś samemu zająć się teologią. Nie ma sensu – jak podkreślał – by marnowali oni swój czas na wysłuchiwanie jego opinii.
Trzeba przyznać, że to dość oryginalne traktowanie zarządzania i przywództwa: stać na czele instytucji i nie być odpowiedzialnym za prace podległego sobie organu. To jednak tylko jeden z wielu przykładów, do jakich przywykliśmy w ostatnich latach, wkładu tradycji peronistycznej w funkcjonowanie Stolicy Apostolskiej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS