Po niedawnym pogrzebie aktora Ryszarda Kotysa, w mediach rozgorzała dyskusja nad jego skromnym pogrzebem bez asysty księdza.
Nie chciałbym w notce wchodzić w polemikę z krytykami osobistej decyzji szanowanego aktora.
Po prostu ją uszanujmy.
Przytoczę jednak pewną opowieść*, która myślącym pozwoli respektować osobisty wybór co do pochówku.
*****
NA POGRZEBIE MOJEJ BABCI NIE BYŁO KSIĘDZA
Nie było go, bo moja babcia, Irena Szydłowska z domu Lewandowska, tuż przez swoją śmiercią powiedziała patrząc na mnie z łagodnym uśmiechem, że jeśli z zaświatów zobaczy jakiegoś klechę obok swojej trumny to zamieni się w demona i będzie nas straszyć przez kolejne 10 lat.
Stało się tak jak chciała. Kilka dni później babcia zmarła i pochowaliśmy ją na suwalskim cmentarzu, zgodnie z jej wolą bez udziału księdza. Nad grobem pożegnała ją grupa przyjaciół i bliskiej rodzin, nie było modlitw i śpiewów. W prószącym śniegu, na skraju lasu, w zupełnej ciszy trębacz grał ulubione melodie babci Ireny…
Brak księdza na pogrzebie to nie była fanaberia, Irena mimo że była ciężko chora wiedziała co robi. Dlaczego tak postąpiła? Bo przedstawiciele kościoła skrzywdzili jedną z najbliższych jej osób, jeśli chcecie się Państwo dowiedzieć jak do tego doszło to posłuchajcie tej historii.
Mała Irka urodziła się w katolickiej rodzinie 27 maja 1925 roku, jej ojciec a mój pradziadek Franciszek Lewandowski, był właścicielem nowoczesnego młyna motorowego, który znajduje się do dzisiaj przy skrzyżowaniu ulicy Poznańskiej i Kleczewskiej w Koninie. Franciszek był światłym człowiekiem, wynalazcą i podróżnikiem.
Młyn wybudował za pieniądze, które zarobił w USA na początku XX wieku, gdzie pracując w fabryce Singera przy 149 Broadway w Nowym Jorku przez wiele lat był szefem jednego z działów udoskonalających i projektujących nowe urządzenia.
Do Polski wrócił przywożąc ze sobą sporą fortunę i przekonanie, że wszyscy ludzie są równi i mają równe prawa. W takim duchu starał się wychowywać swoje dzieci.
Może to te ideały wpojone małej Irence sprawiły, że gdy mając siedem lat poszła do szkoły powszechnej usiadła w jednej ławce z Żydówką. Od tej chwili dziewczynki stały się nierozłączne, przez kolejne lata spędzały ze sobą każdą wolną chwilę i wspierały się w nauce.
Gdy w połowie lat 30- tych w Koninie nasiliły się prześladowania Żydów przez polskich narodowców, a w szkołach zaczęły pojawiać getta ławkowe jeden z nauczycieli próbował rozdzielić dziewczynki. Pewnego dnia oświadczył, że dzieci żydowskie od teraz będą zajmowały ostatnie ławki, Irenę jako córkę szanowanego polskiego przedsiębiorcy przesadził do pierwszej ławki. To wtedy mała Irenka zaprotestował po raz pierwszy, mimo sprzeciwu nauczyciela zebrała swoje książki i bez słowa usiadła w ostatniej ławce razem ze swoją żydowską przyjaciółką.
Za swoją przyjaźń dziewczyny płaciły wysoką cenę, były wyśmiewane, popychane i przezywane, w Wielkopolsce narastał terror narodowców, którzy niszczyli żydowskie stragany, rozbijali szyby w żydowskich sklepach i atakowali żydowskie dzieci i samotne dziewczyny oblewając je cuchnącymi substancjami.
W 1939 roku, gdy dziewczynki miały 14 lat, wybuchła wojna. Niemcy wjechali do Konina i sąsiednich miasteczek na rowerach, zajmowali kolejne urzędy często bez jednego wystrzału. Żydów poniżali dla zabawy, często bijąc i upokarzając zaganiali ich do bezsensownych prac, które miały ich poniżyć. W tych działaniach wspierały ich osoby narodowości niemieckiej mieszkające w Wielkopolsce, czasem polscy narodowcy.
Szkoły zostały zamknięte, a przyjaciółki zostały rozdzielone, gdy Niemcy utworzyli getta dla Żydów. Młyn motorowy wybudowany kilkanaście lat wcześniej przez mojego pradziadka został zarekwirowany przez okupantów, a jego właściciel zredukowany do pozycji robotnika, pozwolono jednak rodzinie Lewandowskich zostać w jednym z pomieszczeń.
Znając rozkład przedsiębiorstwa i wszystkie przejścia Irena przez kolejne dwa lata dostarczała co tydzień worek mąki i chleba rodzinie swojej żydowskiej przyjaciółki.
Jednak w październiku 1941 roku naziści przystąpili do całkowitej likwidacji gett w Koninie i okolicach. Gdy 16 letnia Irena kolejny raz poszła zanieść worek chleba, zobaczyła scenę której nie zapomni do końca życia.
Niemcy zebrali na placu wszystkich Żydów i zapowiedzieli im, że zostaną wywiezieni do innego kraju, w którym będą mogli mieszkać i spokojnie żyć. Przed wyjazdem nakazali jednak wniesienie opłaty za każdą osobę oraz przekazanie do depozytu wszelkich kosztowności.
Przez wiele godzin setkom ludzi kazano stać na małym placu, naziści zabronili podawać im wodę i jedzenie, ogłosili że każdy Polak który poda im pożywienie zostanie na miejscu rozstrzelany.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS