Jest to historia zakonnicy, która w dzieciństwie oddana do klasztoru wyrosła na sprytną manipulantkę, rzekomo doświadczającą odjechanych wizji religijno-seksualnych z Jezusem Chrystusem w roli kochanka. Wizje Benedetty w filmie holenderskiego reżysera są przezabawne, bo Chrystus jako olśniewający przystojniak a to mieczem zabija całą chmarę węży, a to bije się jak prawdziwy twardziel, a to kusi Benedettę erotycznie, a do tego obdarza ją stygmatami, które naturalnie są wielką ściemą pięknej teatynki, bo ta zgrabnie tnie się kawałkiem szkła. Dzięki temu wśród bogobojnego, a łatwowiernego ludu roznosi się wieść o nowej świętej. Ten film to brawurowa tandeta, kicz bezlitosny, na którym bawiłem się rozkosznie, bo nie wiem, czy to zgodne z intencjami reżysera, ale z „Bendetty” jest wzorcowa komedia o katolikach, jakiej bym polskiemu kinu życzył z całego swego ateistycznego serca.
Czytaj więcej: Maja Komorowska: Kościół utracił wiarygodność
Benedetta Carlini w istocie żyła w XVII-wiecznych Włoszech, ponoć rzeczywiście przeżyła miłość z zakonnicą o imieniu Bartolomea, czy był romans z użyciem dildo wystruganego z figurki Matki Boskiej, tylko Bóg raczy wiedzieć. I właśnie o to dildo z Matki Boskiej poszło. Z powodu drewnianego fallusa z poświęceniem wymodelowanego przez Bartolomeę Krucjata Młodych odmawiała różaniec przed kinami. Intryga bowiem na tym polega, że mała Benedetta, gdy ją tata oddawał do zakonu, przyniosła ze sobą figurkę Maryi Dziewicy, do której była bardzo, jak to dziecko, przywiązana. Kiedy stała się dorosłą kobietą, nogi Matki Boskiej zostały przysposobione tak, żeby Bartolomea mogła Bozię trzymać za głowę, a dolną częścią Najświętszej Panienki penetrować Benedettę, co jest pokazane niemal dosłownie, lecz z elegancką powściągliwością. Smak tej sceny polega na tym, że Benedetta traci dziewictwo za pomocą Maryi Dziewicy – taki żart intertekstualny. Jeśli jesteście już nabuzowani do obłędu tym opisem, to porzućcie nadzieję, bo scen seksu wcale nie ma dużo, w zasadzie dwie poważniejsze, i jeśli chodzi wam wyłącznie o te rzeczy, to na Pornhubie znajdziecie z pewnością mocniejsze akcje z zakonnicami.
Ponieważ jednak w czasie projekcji w kinie postanowiłem napalić się na seks zakonnic, to bardzo uważnie wpatrywałem się w łóżkowe wybryki sióstr teatynek i ze zdumieniem odkryłem, że w XVII-wiecznych Włoszech nawet niepiśmienne wieśniaczki miały wygolone pachy, a siostry przełożone jak mi się zdaje mocno przystrzyżone okolice intymne. W ogóle depilacja stała w tych XVII-wiecznych Włoszech na wysokim poziomie, chyba że gładko wygolone pachy mają nam sugerować aktualność tej historii: to jest rzecz o lesbijkach w dawnej Toskanii, ale tak naprawdę o tym, jak dzisiaj Kościół mąci ludziom w głowach. Bo przecież to ma być przypowieść o hipokryzji Kościoła, grzechu świętokupstwa, socjotechnice uprawianej przez Kościół od zawsze i wszędzie. Nic nowego. Tyle że holenderski skandalista (w końcu to reżyser „Nagiego instynktu”) nie wzdął się moralizatorsko, ale dał nam kawał świetnej, choć głupkowatej zabawy. Verhoeven napisał też książkę „Jezus z Nazaretu”, gdzie ponoć – nie czytałem, chyba nikogo ta książka nie obeszła, skandal poszedł w piach – Chrystus miał być dzieckiem z gwałtu rzymskiego żołnierza na Żydówce Marii w czasie powstania w Galilei. Reżyser „Benedetty” pragnął nakręcić film na podstawie własnej książki, wedle mej wiedzy takie coś nie powstało. Głębokie współczucie budzą we mnie artyści, którzy koniecznie chcą skandalizować, a nawet głupi dowcip z tego nie wychodzi. Całe szczęście w „Bendetcie” przynajmniej dowcip wypalił, nawet jeśli wbrew intencjom reżysera.
Kłopot ze skandalem jest wtedy, gdy skandal nie wybucha, kiedy bluźnierstwo nie idzie w świat, gdy artysta nadyma się na blasfemię, a mało komu chce się oburzać. Otóż powiadam, że potencjał skandali związanych z chrześcijaństwem się wyczerpał. Doprawdy mieliśmy już wszystko, łącznie z krucyfiksem w urynie, a także z artystą uprawiającym coś na kształt masturbacji z Jezusem na krzyżu – przypomnijcie mi nazwiska tych geniuszy, bo zupełnie zapomniałem. Bzykające się zakonnice, dildo z figurki Najświętszej Marii Panny, to w ogóle mnie nie rusza. Jak ktoś nakręci film o kazirodczym związku Matki Boskiej z Synem Bożym, to też mi to będzie dyndać zupełnie, ponieważ prawdziwym skandalem jest to, co w tak zwanym realu czynią członkowie Kościoła katolickiego. A zdaje mi się, niestety, że to też akurat już coraz mniej kogo obchodzi.
Niewymownie szkoda mi się zrobiło tych biedaków odmawiających różaniec przed kinami; małe grupki nieszczęśników oburzonych filmem, którego nie widzieli, a o którym mało kto by usłyszał, gdyby nie ich desperackie akcje. Dystrybutor bohatersko nakręcał atmosferę, rozsyłając wiadomości o pikietach przed kinami, ale wielkiej afery i tak nie wywołał. Portale internetowe usiłowały popchnąć heroicznie dyskusję o wolności w sztuce, ale doprawdy nie ma się czym podniecać. „Film, który kopniakiem wyważa drzwi” – desperacko informował poważny serwis informacyjny. Jakie drzwi, żabusie, ten film wyważa? Nawet nasz wielki rodak Walerian Borowczyk, kręcąc „Za murami klasztoru”, żadnych drzwi nie wyważał. Nawet „Diabły” Kena Russella rewolucji nie zrobiły. „W imieniu diabła” Barbary Sass prędzej mówiło jakąś prawdę o obłędzie życia klasztornego niż efekciarskie popisy Holendra. Tyle że u Sass seksu zakonnic nie było, więc film został – może i słusznie, bo był średnio wybitny – zapomniany. Dzieło Sass też oparte było na prawdziwych wydarzeniach. Pamiętacie bunt betanek w Kazimierzu Dolnym naście lat temu? Ja pamiętam, ponieważ mam chorobliwą pamięć do takich rzeczy, a to była „Matka Joanna od Aniołów”, tyle że w rzeczywistości i na żywo.
W kraju, gdzie cały Kościół jest jednym wielkim skandalem, film o bzykających się zakonnicach może spowodować życzliwe wzruszenie ramionami, a nie ryk oburzenia. Gdzie te czasy, gdy na ekrany wchodziło „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, dzieło bluźniercze, ale przede wszystkim mądre i wybitne artystycznie? Dzisiaj skandalizowanie jest nudne i banalne, jeśli akurat nie jest śmieszne. Czymże jest zakonnica posuwająca drugą zakonnicę w fabularnym filmie przy zupełnie niefabularnych gwałtach księży na nieletnich?
Jakiż skandal może wywołać „Benedetta” w kraju, w którym władza państwowa jest jednym wielkim skandalem i odstręczającą pornografią polityczną? Kogoż, prócz grupki młodych głuptasków może zaszokować rzekome bluźnierstwo „Benedetty”, skoro wszyscy żyjemy w gigantycznym bluźnierstwie przeciw Bogu i jego prawom? Skoro brutalnie zgwałcone w tym kraju zostało – i to za pomocą krzyża – wszystko, na czym opiera się chrześcijaństwo?
Zobacz więcej: Wierni odchodzą, kościoły pustoszeją. Biskupi dalej swoje: „antykościelna nagonka”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS