Wraz z końcem roku wygaśnie kontrakt nie tylko Czesława Michniewicza, ale też jego najbliższych współpracowników: Mirosława Kality (asystenta), Tomasza Muchińskiego (trenera bramkarzy) Grzegorza Witta, Karola Bortnika (obaj odpowiadali przygotowanie motoryczne) oraz asystenta Kamila Potrykusa. O tym ostatnim już od ośmiu lat mówi się, że to prawa ręka Czesława Michniewicza. Nieprzypadkowo.
Od analizy przez premie po komunikację
Wspólnie pracowali w Pogoni, Termalice Nieciecza, kadrze U-21 oraz Legii, a w CV obaj mają też Arkę. Potrykus współpracował z klubem jako grafik, potem został zatrudniony w biurze marketingu, którego został szefem, a że interesował się piłką (w przeszłości sam grał), to z czasem przejął rolę skauta. Kreatywność, obsługa programów analitycznych, perfekcyjna znajomość angielskiego pomogła mu w dalszej karierze.
W kadrze Potrykus, który nie ma licencji trenerskiej, był odpowiedzialny za analizy i współtworzenie banku informacji. Jeździł i oglądał piłkarzy, spotykał się z trenerami, przygotowywał kadrowiczom kompendium wiedzy na temat rywali i drużyn. Był też tłumaczem dla Matty’ego Casha w czasie odpraw i innych ważnych okoliczności. Ale to nie wszystko. Potrykus miał być jedną z osób, która chciała mieć sporo do powiedzenia w sprawach marketingowo-medialnych.
Czy to on doradzał trenerowi w sprawie konferencji i w sposobie gloryfikacji katarskiego sukcesu? Skąd podczas spotkania z prezesem Cezarym Kuleszą i wiceprezesami PZPN wzięła się narracja Michniewicza o komunikacyjnej wtopie? Przytaczał ją na łamach Interii Roman Kołtoń. – Nie miałem żadnego wsparcia. Brakowało nawet właściwej organizacji. Był sukces, ale popełniony został błąd – miał mówić selekcjoner.
Według informacji Sport.pl, choć relacje rzecznika kadry Jakuba Kwiatkowskiego z Michniewiczem wcześniej układały się nieźle, to na linii Potrykus – Kwiatkowski już tak różowo nie było. Asystent trenera miał czynić uwagi m.in. do funkcjonowania i zarządzania procesem komunikacji i dziennikarzami.
Według kilku głosów to również Potrykus był motorem napędowym operacji “premia za awans”. Tym, który zachęcał otoczenie, aby tematem się zająć, a nawet tym, który niczym negocjator i marketingowiec miał pertraktować o podbicie kwot. Jak podał m.in. “Przegląd Sportowy”, Potrykus negocjował ze swoim znajomym z otoczenia premiera. Chodzić miało o Mariusza Chłopika, doradcy premiera, z którym Potrykus znał się z czasów Legii. Czy to dlatego Dariusz Mioduski, właściciel Legii i jeden z doradców Kuleszy, zapytał o to Michniewicza na spotkaniu w PZPN? “Mariusz Chłopik nie miał nic wspólnego z premiami” – miał oznajmić Michniewicz.
Faktem jest, że temat premii od premiera powracał – według tłumaczeń jednych – w żartach, a według innych – w dość konkretnych rozmowach. Nikomu nie zapaliła się jednak czerwona lampka, że w czasach szalejącego kryzysu, zaciskania pasa przez społeczeństwo, powiększającej się dziury budżetowej, 30 czy 50 mln premii z pieniędzy podatników może okazać się tematem frustrującym społeczeństwo.
Znamienne jest też, że w wersji trenera Michniewicza – który podkreślał to m.in. w rozmowie z TVP Sport – selekcjoner zaznaczał, że w pewnym momencie to on i Potrykus zrzekli się ewentualnych premii. Dlaczego głośno padło nazwisko Potrykusa? Zapewne dlatego, że pojawiał się on w doniesieniach mediów, że to on o premie tak mocno zabiegał. Choć przecież według relacji Michniewicza nikt o kasie niemal nie rozmawiał.
To również nazwisko Potrykusa było jako pierwsze wymienione przy operacji zbierania numerów kont od piłkarzy. Przynajmniej tak to wyglądało w relacji Kwiatkowskiego na spotkaniu w PZPN, przytoczonej przez Romana Kołtonia. Czesław Michniewicz znów zaprzeczał takiej wersji zdarzeń.
Psycholog na boisku
Przy historii o pomagającym i doradzającym Michniewiczowi Potrykusie od razu przypomina się inna podobna sprawa. Jerzy Brzęczek wśród członków swego sztabu miał Damiana Salwina, psychologa.
– Psycholog w sztabie to moja decyzja. W takiej sytuacji, jaką mamy, uważam, że jest potrzebny. Ma pomagać zawodnikom indywidualnie. Będzie do ich dyspozycji – wyjaśniał selekcjoner na początku pracy z kadrą.
Po jakimś czasie trudno było jednak ocenić, jaką funkcje pełnił psycholog, który obserwował każdy trening kadry i mocno zachęcał piłkarzy – szczególnie tych, którzy przyjechali na kadrę pierwszy raz – by korzystali z jego wsparcia. Salwin obserwował treningi kadrowiczów, bo sam miał licencje trenera UEFA A, więc stwierdził, że wyjdzie poza gabinet i włączy się też w aspekt sportowy zajęć. Zaczął zawodnikom zwracać uwagę, co było dla nich dziwne, a momentami drażniące. Szczególnie to, co i jak przekazywał.
– Jesteś bardzo słaby mentalnie, cały czas grałeś do tyłu – podsumował Macieja Rybusa, co zacytował na kanale “Foot Truck” Łukasz Wiśniowski. Z innym niegryzącym się w język, choć rzadko przyjeżdżającym na kadrę piłkarzem miał wejść w spór, gdy ten nie chciał słuchać jego uwag.
Jednocześnie Jerzy Brzęczek dostawał od Salwina jego ocenę piłkarzy. Czy to był ważny głos? Tak, bo na sprawę zwrócili w pewnym momencie uwagę nawet przełożeni Brzęczka, a sam selekcjoner też korzystał z jego usług. Zresztą na spotkania w PZPN czasem jeździł z Salwinem. To również on miał budować historię o oblężonej twierdzy i zrzucać winę za zły klimat wokół kadry na dziennikarzy. Gdy o zamęcie dotyczącym psychologa zrobiło się głośno, ten podczas jednego z treningów na stadionie w Chorzowie, jako jedyny ze sztabu, przeszedł na stronę dziennikarzy, gdzie były rozstawione kamery i jakby ostentacyjnie całą otwartą część treningu postanowił oglądać, stojąc tuż przed mediami, odwrócony do wszystkich plecami. Widać to na ostatnich scenach w poniższym nagraniu.
Salwin zakończył współpracę z kadrą niecałe dwa miesiące przed zwolnieniem Brzęczka. Były selekcjoner był bardzo zły, że kooperacja musiała się zakończyć. Na konferencji prasowej ocenił to jako “złą sytuację”.
Czy Brzęczek i Michniewicz nie są już selekcjonerami, bo mieli złych doradców? To byłoby spore uproszczenie. Przyglądając się jednak ich historiom trudno nie odnieść wrażenia, że asystenci dołożyli do tego swoją cegiełkę. Być może przy zatrudnianiu nowego selekcjonera warto lepiej przyjrzeć się, kto będzie stał u jego boku i jako pierwszy szeptał mu do ucha.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS