Musiałam podjąć decyzję: podążać za marzeniami czy zostać mamą. Wybrałam to drugie. Zamiast w Warszawie wylądowałam więc w rodzinnym domu i zostałam tam do końca ciąży. To był bardzo trudny czas w moim życiu. Tkwiłam w głębokiej depresji – właściwie nie wychodziłam z łóżka. Ale gdy urodziła się Lea, doszłam do wniosku, że to nie może tak wyglądać. Że muszę wrócić do żywych, do pracy. Zaczęłam się zastanawiać, co mogę robić? A że inną z moich pasji była fotografia i widziałam, że coś, co nazywa się Instagram, zaczyna zyskiwać popularność, pomyślałam, że zacznę robić zdjęcia dla firm i prowadzić ich profile w tym medium. Jedynym problemem było to, że nie miałam aparatu. Napisałam więc do firmy Olympus, opowiedziałam swoją historię, obiecałam, że w postach będę przemycać informacje na jej temat. A ta wysłała mi sprzęt.
Czyli są dobrzy ludzie na tym świecie.
Okazuje się, że tak. Potem zrobiłam kilka przykładowych zdjęć produktów i zaczęłam odzywać się do firm, dla których mogłabym prowadzić profile. I jakoś to się zaczęło kręcić. Współpracowałam między innymi z popularną firmą, która produkuje kocyki dla dzieci, z producentem mebli dziecięcych, z firmą zabawkarską. Aż któregoś dnia ludzie z La Millou spytali, czy nie zechciałabym wystąpić w ich sesji zdjęciowej. Zgodziłam się. Później wrzuciłam zdjęcie z tej sesji na mój prywatny kanał na Instagramie. I zaczął się szał – ciemnoskóra dziewczyna z afro i małym dzieckiem, a do tego mówiąca po polsku… Z dnia na dzień mnóstwo ludzi zaczęło obserwować moje konto.
I tak zaczęłaś stawać po drugiej stronie obiektywu.
Tak, choć na początku było to dla mnie bardzo krępujące. Wstydziłam się tego, że samotnie wychowuję córkę. Ale w końcu zebrałam się na odwagę. Napisałam na Instagramie, że jestem samotną matką. Ludzie to bardzo dobrze przyjęli. Kiedy Lea miała cztery miesiące, mogłam się wyprowadzić od mamy do Poznania, ponieważ były tam wtedy całkiem tanie mieszkania (śmiech). Przez dłuższy czas prowadziłam swoje konto, współpracując z różnymi firmami. Poznałam Marcina, mojego późniejszego męża i wspólnika. Po jakimś czasie wycofałam Leę z internetu, przestałam publikować nasze wspólne zdjęcia i zaczęłam pracować jako modelka z markami odzieżowymi. To był 2017 r. Mniej więcej wtedy, widząc różne mankamenty w odzieży, która do mnie docierała, pomyślałam, że to wszystko można byłoby produkować inaczej. Że przecież ubrania nie muszą być wyłącznie szare – wszyscy producenci stawiali na szarości, ponieważ do nich można wszystko dopasować. Że można by to ożywić, zrobić coś szalonego. Że wiem, jaki rodzaj ubrań mógłby się sprzedawać w internecie. I któregoś razu przyszedł do mnie Marcin, mówiąc: „A może chciałabyś rzucić to, czym się teraz zajmujesz, i zacząć profesjonalnie produkować odzież?”.
Ale zanim zaczęliście to robić, założyliście butik internetowy sprzedający ubrania innych producentów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS