Dawid Góra: Wstyd to najłagodniejsze słowo. I wcale nie chodzi o reprezentację
Długo szukałem plusów meczu ze Szkotami (1:2). Ważne jednak, że znalazłem! Na pewno jednym z nich jest fakt, że nasi piłkarze nie mieli z kim się skompromitować, robiąc selfie z rywalami. Choć McTominay i Robertson niektórych musieli porządnie kusić.
Ale to jednak nie klasa Cristiano Ronaldo, więc opanować się było zapewne nieco łatwiej niż po meczu z Portugalczykami.
Kolejny plus to brak bezwiednego mydlenia oczu polskim kibicom udziałem w elicie Ligi Narodów. To od dawna nie jest miejsce dla nas, choć możliwość zagrania półtowarzyskich meczów z tuzami europejskiej piłki stanowi wartość.
Następny – młodsza część kibiców, która nie pamięta czasów regularnego braku awansów na istotniejsze imprezy, przestanie żyć marzeniami! Na piłkarskiej mapie świata nie plasujemy się między Portugalią a Holandią, lecz między Egiptem i Węgrami. Czyli dokładnie tam, gdzie nasze miejsce wskazuje ranking FIFA (31.).
ZOBACZ WIDEO: Chwyta za serce. Dzieciaki pokazały, że żadne warunki im niestraszne
No i Nicola Zalewski, który w Romie jest krytykowany za znacznie słabszą grę w klubie niż w reprezentacji, meczem ze Szkocją wytrącił swoim przeciwnikom argument z rąk!
Wychodząc z założenia, że poczucie humoru jest najlepszym ratunkiem przed destrukcyjnym wpływem problemów na naszą psychikę, tylko ono nam pozostało. Ostatecznie sport to jednak “tylko” rozrywka. Szlachetna, ale rozrywka. Prawda?
A teraz poważnie.
Zmianą selekcjonera, składu kadry narodowej, taktyki itd. na dłuższą metę niewiele uzyskamy. Ryba psuje się od głowy. Z analogiczną sytuacją mieliśmy do czynienia podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, na których wywalczyliśmy tylko dziesięć medali. Zmiany są potrzebne przede wszystkim u podstaw.
Potwornie smutne jest to, że wielu najlepszych polskich piłkarzy pobierało edukację sportową za granicą. Piotr Zieliński, jakościowo szczyt polskiej kadry, wyjechał do Włoch jeszcze w wieku juniorskim. Nicola Zalewski, aktualnie motor napędowy Polaków, nie tylko wychowywał się we Włoszech, ale nawet w tym kraju się urodził. Wojciech Szczęsny, niestety już w kadrze nie grający, w wieku 16 lat przeprowadził się z Warszawy do Londynu. Krótką edukację sportową w Hiszpanii, przed wiekiem seniorskim, odebrał też Kamil Glik. Na szybki wyjazd do Francji zdecydował się Grzegorz Krychowiak. Arkadiusz Milik wyjechał do Niemiec dość późno, ale i tak nie zdążył skończyć 20 lat przed zagranicznym transferem.
Rodzynkami w tym gronie są Przemysław Frankowski, Jakub Błaszczykowski czy Robert Lewandowski. Szczególnie ten ostatni wymyka się schematowi, ale nie bez powodu mówi się, że wyjątek potwierdza regułę.
Wyjazd za granicę, o ile przemyślany i na odpowiedni poziom piłkarski, niesamowicie rozwija. Piłkarz dowiaduje się, na czym polega nowoczesna piłka nożna, praca na najwyższych obrotach. Taki wniosek jest wstydem dla polskiej piłki. Nie tylko pod względem mentalności, ale przede wszystkim systemu, szkolenia.
Zainteresowanie futbolem w Polsce jest gigantyczne. Pięcio- i sześciolatkowie chętnie trenują. Nie twierdzę, że garną się do sportu, bo takiej sytuacji nie ma u nas od dawna, jednak jest z kogo wybierać. Tymczasem właściwe podejście do pierwszych treningów, finansowanie, rozbudzanie sportowej pasji – leży. A kiedy już jakiś trener, który poza sposobem na życie, znajdzie w swoim fachu trochę pasji i zdecyduje się pomóc w karierze któremuś zawodnikowi, ten na kolejnych etapach szkolenia przegra z tańszym naborem z innych krajów – np. afrykańskich. Efekt jest taki, że w polskiej lidze zamiast cieszyć się z rozwoju polskich talentów, uczymy się wymawiać nazwiska kolejnych piłkarzy, którzy naszą ligę traktują bez najmniejszego sentymentu – wyłącznie jako trampolinę do kariery na Zachodzie.
Nie da się budować piłki reprezentacyjnej bez mądrych zasad obowiązujących u podstaw. Często w przypadku innych dyscyplin mówimy o tym, że w Polsce nie ma odpowiedniej infrastruktury do uprawiania sportu. Tymczasem infrastruktura do piłki nożnej jest często na niezłym poziomie. Tyle że bez pomysłu na przyszłość, bez planu stworzonego przez PRAWDZIWYCH SPECJALISTÓW w Polskim Związku Piłki Nożnej, sztuczne murawy na orlikach lepiej zwinąć; na ich miejscu położyć nawierzchnię tenisową, postawić siatkę i liczyć na to, że w dyscyplinie, gdzie od pracy działaczy większe znaczenie ma samozaparcie rodziców, sukcesy przyjdą szybciej i tłumniej. Choćby na fali osiągnięć Igi Świątek.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS