A A+ A++

Dwudziesta czwarta minuta meczu towarzyskiego Polska – Islandia przed kilkoma dniami. Islandczycy zdobywają gola, ale sędzia podnosi chorągiewkę: spalony. Dariusz Szpakowski, który ten mecz komentował dla TVP, stwierdza, że gola nie ma. Problem w tym, że na ekranie pojawia zaraz się informacja “VAR check”, czyli że gol jest sprawdzany na weryfikacji wideo. Za chwilę piłka trafia na środek, a przy literach ISL pojawia się jedynka. Polska: 0 – Islandia: 1.

Szpakowski, który najpierw mówił, że na nasze szczęście jest spalony, orientuje się dopiero po dłuższej chwili, że “jednak bramka jest uznana”. Wcześniej nie zanotował ani tego, że na stadionie jest technologia VAR, ani, że bramka była przez dłuższą chwilę weryfikowana. Mecz sobie, a on sobie. Widzowie sami musieli sobie dopowiadać, co się dzieje, bo komentarz nie odpowiadał wydarzeniom na boisku. Do tego, jak się okazało, Szpakowski palił w tym czasie “fajeczkę” na stanowisku komentatorskim.

Jeżeli była to próba generalna przed Euro 2020, to wypadła niezbyt ciekawie. Jednak ranga imprezy zobowiązuje. Może Szpakowski nie pomylił tym razem Maradony z Messim i nie mówił “podanie do Sziry”, mając na myśli na Alana Shearera, ale jednak wyszło nieprzekonująco.

Można, co prawda, wzruszyć ramionami, bo nic wielkiego się nie stało. Komentatorom wszak pomyłki mogą się zdarzyć. To naturalna część ich pracy. Cóż z tego, że Szpakowski nie zorientował się od razu, że VAR jest w użyciu, albo że wmawiał nam, iż Guðmundsson po islandzku znaczy syn Guðmundssona (jeśli już, to Guðmunda). Przejęzyczenia, błędy, wpadki – rzecz ludzka, prawda?

Ale bądźmy poważni – kto i jak komentuje mecz Polaków to dziś sprawa kluczowa.

Po pierwsze mecze reprezentacji Polski urosły do rangi najważniejszego wydarzenia w tym kraju. Przypomnę pasek sprzed kilku lat: “Piłkarze zjedli śniadanie”. Serwisy informują nas od rana do wieczora, gdzie piłkarze są, co jedzą albo co ze stanem ich więzadła czy łąkotki. Zgodzimy się, że najważniejsze narodowe wydarzenia wymagają co najmniej profesjonalnej obsługi, przygotowania, solidnego odrobienia lekcji, a nie bylejakości, bo żyją nimi miliony oszalałych z emocji odbiorców.

Po drugie: dziś mecz to przede wszystkim telewizyjny show, zwłaszcza gdy stadiony są puste, bądź półpuste z powodu COVID-19. Dlatego spotkania obudowane są studiami przed- i pomeczowymi, analizami, ekspertyzami, wejściami ze studia, spod stadionu, ze stadionu, przebitkami z szatni czy nawet parkingu. Ba, Polsat ma nawet segment kulinarny przed Ligą Mistrzów, a za eksperta wokalistę Lady Pank. I dobrze, bo jest ciekawie.

To jest wojna. Stacje zaciekle walczą o prawa do transmisji Ligi Mistrzów, Premier League czy Euro. To są dla nich pieniądze z reklam, spore widownie i prestiż, bo można się pochwalić, że to my mamy dostęp do Lewandowskiego po meczu Bayernu. Takie transmisje wymagają najlepszego przygotowania i najlepszych dziennikarzy. Dlatego właśnie komentatorzy sportowi są dziś prawie jak sportowcy. Wiele pisze się o ich transferach i nowych kontraktach. Zaskakującym przejściem Mateusza Borka z Polsatu do TVP żyły media i kibice. Niedawne odejście Rafała Wolskiego z Canal Plus do TVP także doczekało się szeregu komentarzy i oświadczeń w mediach społecznościowych.

Między stacjami i komentatorami trwa od lat zaciekła konkurencja. Walczą na wiedzę ekspercką, dostęp do piłkarzy, jakość garniturów i fryzur, poziom żartów i umiejscowienie stanowiska komentatorskiego jak najbliżej murawy. Przyzwyczailiśmy się już do najlepszych w Polsacie, Eurosporcie, TVP, Canal Plus i Eleven. A poza tym każdy z nas jest przecież ekspertem od piłki, oczekujemy więc od ludzi, którzy nam o futbolu opowiadają, że będą mieli wiedzę równą szefowi banku informacji reprezentacji.

Nie jestem krytykiem Dariusza Szpakowskiego (no, może delikatnym). Doceniam staż, wiedzę i doświadczenie dziennikarza, który przyszedł do TVP w 1983 r., był na 11 mundialach, 10 turniejach Euro i 16 igrzyskach olimpijskich. Pamiętam jego prime time, np. blisko 10-minutową tyradę o zapaści polskiej piłki, którą wygłosił jeszcze w trakcie przegrywanego meczu ze Słowenią w 2009 r.

Uważam też, że doświadczeni dziennikarze, wiekowi, ale z wiedzą i bagażem wspomnień, powinni jak najdłużej pozostawać na stanowiskach. Jestem przeciwnikiem wyzywania ludzi od “złogów” i zwalniania ich, bo są w poważnym wieku.

Ale nawet legendy muszą udowodnić, że są w topowej formie, gdy pracują przy komentowaniu meczów Polaków czy finale Euro na Wembley 7 lipca. Taki finał dostają do komentowania najlepsi – to wyróżnienie.

Jeśli więc TVP chwali się, że ma Siedmiu Wspaniałych, to na takie miano trzeba zapracować. Koniec z wpadkami, myleniem nazwisk piłkarzy i kłopotami z ich wymową czy nienadążaniem za wydarzeniami na boisku. Od wspaniałych trzeba oczekiwać właśnie tego – przygotowania, profesjonalizmu i błyskotliwości. Inaczej pompowany balonik dość szybko pęka i okazuje się, że więcej w nim było PR-u niż prawdy. Marnie przygotowanymi legendami nie wygrywa się meczów.

Miejmy nadzieję, że Dariusz Szpakowski, jako komentator, łatwo wyjdzie z grupy i trafi do samego finału, gdzie da nam popis wirtuozerii, a nie stanie się kolejnym memem. Pocieszam się, że to jest Euro, więc tym razem Maradony z Messim na pewno nie pomyli.  

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie zostawiaj dzieci i zwierząt w rozgrzanym samochodzie
Następny artykułNowy prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa