W grudniu ubiegłego roku były oficer BOR ujawnił „Gazecie Wyborczej”, że on i pozostali funkcjonariusze składali fałszywe zeznania w śledztwie dotyczącym wypadku rządowej kolumny, która wiozła ówczesną premier Beatę Szydło. Funkcjonariusze BOR (dziś SOP) zeznali wówczas, że pojazdy jechały zgodnie z przepisami, posługiwały się sygnalizacją świetlną i dźwiękową. – Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej. Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć – powiedział gazecie Piotr Piątek. – Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – stwierdził.
Wypadek, do którego doszło w Oświęcimiu w 2017 roku, po publikacji znów stał się tematem numer jeden. Z ustaleń Onetu wynika, jaki może być ciąg dalszy sprawy. Portal podaje, że mec. Władysław Pociej, pełnomocnik oskarżonego Sebastiana Kościelnika, skierował wniosek o ponowne przesłuchanie wszystkich funkcjonariuszy, którzy zeznawali w sprawie wypadku. – Doniesienia prasowe nie są jeszcze dowodem. Teraz były oficer i jego koledzy powinni przed sądem potwierdzić lub zaprzeczyć. tłumaczył Onetowi mec. Pociej. I dodał, że „to może być prawdziwy przełom w sprawie”.
Jak czytamy dalej, zeznania w sprawie mogło dotychczas złożyć nawet dziewięciu pracowników SOP, a wniosek adwokata, który wpłynął już do Sądu Okręgowego w Krakowie, powinien zostać rozpoznany na najbliższym posiedzeniu, czyli 18 stycznia.
Wypadek kolumny rządowej z Beatą Szydło. Były oficer BOR ujawnił przebieg
Piotr Piątek był jednym z funkcjonariuszy, którzy w 2017 roku jechali w kolumnie z Beatą Szydło. Późniejsze śledztwo było jednak pełne zakrętów. Brakuje choćby nagrań z monitoringu, które został uszkodzony. Główną osią obrony były więc zeznania funkcjonariuszy BOR, którzy zgodnie twierdzili, że kolumna poruszała się prawidłowo, używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych, do czego jest zobowiązana.
Jednak Piątek stwierdził, że zeznania te były fałszywe. – Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – mówił „Gazecie Wyborczej”. – Chodziło o to, żeby ludzie nie widzieli, że władza „się wozi i panoszy” – dodawał. – Przed przesłuchaniem usłyszałem tylko: „Piotrek, wiesz, jak było..”.. Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to, co reszta – przyznał
Pod koniec roku Radio Zet informowało, że sprawie ponownie przyjrzy się też prokuratura w Nowym Sączu. Przesłuchane zostaną wszystkie osoby, które miały kontakt z nagraniami z monitoringu. W sprawie pojawiła się bowiem ekspertyza z instytutu w Krakowie, w której zawarto podejrzenia, że mogło dojść do celowego uszkodzenia nagrań. Prokuratura twierdzi, że wysłała płyty w dobrym stanie a do ich zniszczenia doszło w sądzie, sąd z kolei twierdzi, że do placówki przysłano płyty już uszkodzone.
Czytaj też:
Były dziennikarz TVP wyznaje, jak zdjęto go z anteny po „nieodpowiednim” relacjonowaniu wypadku Szydło
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS