A A+ A++

Prawdopodobieństwo braku zmian stóp proc. do końca 2024 r. jest wysokie, a w 2025 r. też jest wyraźnie większe od 50 proc. względem scenariuszy obniżek – powiedział PAP Biznes członek RPP Ireneusz Dąbrowski. Dodał, że kluczowe dla trwałej dezinflacji jest wygaszenie spirali cenowo-płacowej.

Dąbrowski (RPP): To ewidentnie jeszcze nie jest koniec walki z inflacją. Z obniżką stóp trzeba poczekać
fot. Bogdanovich_Alexander / / Shutterstock

„Choć inflacja mierzona wskaźnikiem CPI wygląda bardzo dobrze, w zasadzie jesteśmy w celu inflacyjnym – być może dokładnie w celu, a na pewno w paśmie odchyleń, to ostatni etap dezinflacji jest najtrudniejszy. Inflacja bazowa jest wciąż podwyższona, a momentum inflacji mierzone z miesiąca na miesiąc, ze stycznia na luty, wyniosło 0,4 proc., co nie jest spójne z celem. To pokazuje, że jądro inflacji, najważniejsze elementy efektów drugiej rundy jeszcze się nie wygasiły i wciąż są niepokojące. Wobec tego z obniżką stóp trzeba poczekać do momentu, gdy będziemy przekonani o trwałym obniżeniu inflacji, również bazowej, w rozsądnym horyzoncie” – powiedział Dąbrowski.

„Obecnie sprawę komplikuje dodatkowo przywrócenie 5-proc. VAT na żywność, co zaburzy nam trochę bieżące ceny i podniesie CPI. To ewidentnie jeszcze nie jest koniec walki z inflacją. W związku z tym nie widzę powodu, żeby w tej chwili obniżać stopy procentowe. Moim zdaniem jest wysokie prawdopodobieństwo, że stopy procentowe pozostaną bez zmian do końca 2024 r., a w 2025 r. takie prawdopodobieństwo też jest wyraźnie większe od 50 proc. względem scenariuszy obniżek” – dodał.

Jako główne zagrożenie dla dezinflacji Dąbrowski widzi brak wygaszenia spirali cenowo-płacowej, m.in. w związku z podwyżkami płac w sektorze publicznym.

„Wszyscy zgadzają się w Radzie, że budżet państwa na bieżący rok jest proinflacyjny. Założono w nim wzrost płac w sferze publicznej o 20 proc., a w niektórych sektorach nawet o 30 proc. Wcześniej było to 10 proc. rocznie. Ponadto w budżecie państwa inflację średnioroczną przyjęto na 6,6 proc., przy czym my zakładamy obecnie, że będzie to ok. 4 proc. To oznacza, że realne płace w sektorze publicznym znacznie przewyższą inflację. Podwyżki w sektorze publicznym wpłyną również na pozostałe branże i pierwszą niewiadomą jest to, na ile doprowadzą one do wzrostu płac w innych sektorach w ramach mechanizmu konkurencji” – ocenia członek RPP.

Drugie kluczowe dla ekonomisty pytanie, to na ile ten wzrost płac przeniesie się na wzrost wydatków konsumpcyjnych, a na ile dojdzie do odbudowy oszczędności gospodarstw domowych.

„Trzeci element – jeżeli nastąpi wzrost konsumpcji, to przedsiębiorcy widząc wzrost popytu podniosą ceny. Tutaj jednak jestem częściowo optymistyczny dlatego, że ten popyt jest w tej chwili bardzo zduszony, konsumpcja na przełomie roku była wyraźnie obniżona, motorem napędowym są inwestycje, co jest dobre w tym kontekście, że rośnie produkt potencjalny. Ale nie wiemy co będzie dalej, bo może się okazać, że przedsiębiorcy wykorzystają wzrost VAT i podniosą cenę produktu więcej niż o 5 proc. To znowu wzmocniłoby spiralę cenowo-płacową i byłby to wariant pesymistyczny, wykluczający obniżki stóp” – dodaje.

W bardziej optymistycznym scenariuszu, zdaniem Dąbrowskiego, część podwyżki VAT przedsiębiorcy wezmą na siebie, czyli obniżą marżę albo zyski i realne ceny wzrosną mniej niż VAT, a dodatkowy pieniądz, który trafi na rynek w wyniku podwyżek płac zostanie zaoszczędzony. W takiej sytuacji, jak zaznacza, prawdopodobieństwo obniżek stóp by wzrosło.

Jednocześnie nawet w pesymistycznym wariancie jest mało prawdopodobne, żeby stopy wzrosły.

„Stopa realna ex ante już od dawna była dodatnia, stopa ex post jest na plusie od dwóch miesięcy – stopa realna i tak została lekko zmniejszona dzięki korekcie stóp we wrześniu i w październiku i gdybyśmy tego nie zrobili, to byłaby niezwykle wysoka. Dalsze podnoszenie stóp byłoby możliwe tylko w jakimś ekstremalnym przypadku, a na razie się na to nie zanosi” – powiedział Dąbrowski.

Członek RPP zauważa, że w strefie euro i w Stanach Zjednoczonych obniżki stóp też są sukcesywnie odsuwane.

„To nie jest tak, że my prowadzimy jakąś osobliwą politykę, choć robimy to z innych powodów. Np. w strefie euro EBC obawia się, że obniżenie stóp może doprowadzić do umocnienia dolara, a przez do wzrostu cen nośników energii, co byłoby impulsem proinflacyjnym. W EBC i Fed miały być najpierw obniżki w marcu, ale teraz przesuwa się to na czerwiec, lipiec – wszystkie te banki czekają na wygaszenie do końca szoków podażowych i efektów drugiej rundy” – wyjaśnia.

Dąbrowski wskazuje, że obniżki stóp głównych banków centralnych najprawdopodobniej umocniłoby złotego, ale to dodatkowo wsparłoby proces dezinflacji. Zaznacza jednak, że ten kanał nie jest krytyczny, więc jego zdaniem ewentualne decyzje EBC i Fed, jeżeli nie będą drastyczne, mogłyby mieć jedynie minimalny wpływ na decyzje RPP.

„Zupełnie krytyczny w Polsce jest natomiast mechanizm cenowo-płacowy, bo cała ścieżka dezinflacji jest oparta o wygaszenie mechanizmu spirali cenowo-płacowej, a podwyżka w sektorze publicznym może ten mechanizm pchnąć do przodu. A my przecież robimy wszystko, żeby go wygasić. To jest decydujące, a inne rzeczy są tylko wspomagające” – podkreśla.

Trudno jest Dąbrowskiemu określić, w którym momencie umocnienie złotego mogłoby być problemem dla gospodarki.

„Zmiana kursu waluty jest czymś naturalnym, problemem są skokowe zmiany. Kurs może się umocnić dużo, ale jeżeli to jest rozłożone w czasie to nie wywołuje drastycznych zmian, bo gospodarka jest elastyczna. Ja się nie boję nawet dużych zmian kursów pod warunkiem, że nie są szokowe” – dodaje.

Dąbrowski niedawno wypowiadał się, że możliwe byłoby, żeby CPK albo inne spółki, które prowadzą duże projekty rozwojowe, emitowały obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa albo Skarb Państwa bezpośrednio emitował obligacje na te cele, a następnie bank centralny w razie potrzeby mógłby je skupować. Członek RPP uważa, że jego słowa zostały wówczas źle zinterpretowane.

„Taki krok prawnie jest dopuszczalny, ale oczywistym jest, że cel takiego skupu dla banku centralnego nie byłby inwestycyjny, a wyłącznie stabilizacyjny i to tylko w pewnych określonych warunkach załamania koniunktury i gwałtownego wzrostu niepewności, tak jak w trakcie pandemii Covid-19. (…) NBP ustawowo odpowiada za stabilność systemu finansowego i w przypadku problemów z płynnością mógłby skupować obligacje na rynku wtórnym” – powiedział Dąbrowski.

Przypomina, że zgodnie z bieżącymi założeniami polityki pieniężnej NBP ma możliwość rozpoczęcie SOOR (strukturalne operacje otwartego rynku – PAP) w celu: zwiększenia płynności na rynku międzybankowym, zmiany struktury płynności albo poprawy mechanizmu transmisji.

„Chodzi o to, że banki nie powinny się bać inwestycji w projekty rozwojowe, bo powinny mieć świadomość, że jak pojawi się jakaś kolejna gęsta mgła niepewności, to wtedy NBP mógłby wkroczyć na rynku wtórnym i pomóc w zapewnianiu płynności. Wydawało mi się, że to jest jasne, ale jednak w przekazie publicystycznym wyglądało to tak, jakby NBP miał być kolejnym funduszem inwestycyjnym, ale kompletnie nie o to chodzi. Banki po prostu nie mogą się bać inwestycji w projekty rozwojowe, które są konieczne do tego, żebyśmy dogonili kraje zachodnie” – dodaje.

Członek RPP postuluje, że Polska musi stworzyć 4 huby: energetyczny, technologiczny, logistyczny i bezpieczeństwa.

„Sektor bankowy może to spokojnie finansować, bo w razie jakichś kryzysów misją Narodowego Banku Polskiego jest podtrzymanie płynności na rynku, stabilizacja systemu i wtedy taka operacja oczywiście mogłaby być przeprowadzona” – konkluduje.

Rafał Tuszyński

Źródło:PAP Biznes
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSusz CBD – czym jest i jak działa?
Następny artykułОстанется один центр. Где поселиться новоприбывшим беженцам в Чехии