A A+ A++

Według danych ONZ kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z Ukrainy przebywa obecnie na Białorusi. Jedną z takich osób jest pani Hanna z Mikołajowa. Na Białoruś dostała się przez Polskę, jednak wkrótce po przyjeździe okazało się, że musi się mierzyć z wieloma problemami. O przekroczeniu granicy i życiu uchodźców na Białorusi z panią Hanną rozmawiała nasza korespondentka.

Hanna: – 11 marca wyjechałam z Mikołajowa do Polski. Plan był taki, by od razu po przyjeździe do Polski przekroczyć granicę z Białorusią na przejściu Terespol-Brześć, bo urodziłem się w Mozyrzu na Białorusi. Mam tam krewnych. Mam jednak obywatelstwo ukraińskie i mieszkałam na Ukrainie.

– Kiedy przyjechaliście na Białoruś?

– 28 marca. Utknęliśmy w Polsce, ponieważ nie mieliśmy paszportów zagranicznych, ani ja, ani nasze dzieci. Myśleliśmy, że pewnie zostaniemy w Polsce. Nie mieliśmy paszportów, a teraz ambasada ukraińska nie działa, nie wydaje nowych paszportów. Powiedziano nam, że możemy zostać w Polsce 18 miesięcy. Mieszkaliśmy tam już, więc zostaliśmy i w zasadzie pogodziliśmy się z sytuacją, że nie możemy bez paszportów wyjechać z Polski na Białoruś. Ale pewnego dnia ludzie zaczęli pisać w Telegramie, że puszczają bez paszportów. Zerwaliśmy się, pojechaliśmy i wpuścili nas.

Podwójni uchodźcy: jak wywiezieni z Mariupola uciekają z Rosji do Europy

– Jak przywitała Was Białoruś?

– Odczułam bardzo silny kontrast, gdy tylko przekroczyłam granicę między Polską a Białorusią. Na dworcu chciałam tylko umyć dziecku ręce po długiej podróży – nie pozwolili mi skorzystać z toalety za darmo. Kiedy powiedziałam, że jesteśmy uchodźcami z Ukrainy i nie miałam na razie czasu rozmienić pieniędzy, kobieta powiedziała mi, że to nasz problem. I tak to wszystko się potoczyło. Myślałam, że na Białorusi będzie lepiej, dlatego tak bardzo chciałam tu przyjechać.

– Teraz chce Pani wrócić do Polski?

– Po prostu nie mam takiej możliwości. Nie wpuszczą mnie z powrotem bez paszportu. Polacy powiedzieli, że jeśli opuszczę Europę jako uchodźca, nie będę mogła wrócić.

– Czy jako uchodźcy otrzymujecie jakąś pomoc na Białorusi?

– Nie, nie ma żadnej pomocy. Co więcej, za wszystko trzeba płacić. Rozumiem, że pojęcia “uchodźcy”, “chorzy” itp. tutaj nie istnieją. Nawet do złożenia wniosku o dokumenty i otrzymania pozwolenia na pobyt na rok potrzeba różnych argumentów. Wojna nie jest argumentem. Tak więc biegam i załatwiam różne papiery potwierdzające, że jestem stąd, że byłam tu kiedyś zameldowana, żebym mogła przebywać tu przez rok. Za rejestrację siebie i swoich dzieci muszę zapłacić 32 ruble (ok 40 zł – belsat.eu). Kiedy uciekałam z Ukrainy, nie zabrałam ze sobą swojego aktu urodzenia. Żeby otrzymać go tutaj, muszę za niego zapłacić. Potem muszę przetłumaczyć dokumenty z języka ukraińskiego na rosyjski, dokonać notarialnego uwierzytelnienia. Wszystko to też są płatne usługi. Kiedy przyjechaliśmy do Polski, pomagali nam wolontariusze, a tutaj nie ma żadnej pomocy. Zupełnie żadnej.

W urzędzie powiedziano mi, żebym zwróciła się do Czerwonego Krzyża, że może tam pomogą z ubraniami i chemią gospodarczą… Oczywiście nie prosiłam ich o pomoc, bo mam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Dzięki Bogu wzięłam ze sobą jakąś minimalną kwotę pieniędzy na początek. W przeciwnym razie, gdybym nie miała przy sobie pieniędzy, nie przetrwalibyśmy tutaj.

„W Polsce znikają stereotypy na temat Ukraińców”. Rozmowa z lektorką języka polskiego jako obcego

– Czy jest szansa na zatrudnienie i posłanie dzieci do szkoły na Białorusi?

– W urzędzie powiedziano mi, że z tymczasowym pozwoleniem na pobyt, nawet na rok, nie mogę pracować bez specjalnego pozwolenia, które musi uzyskać pracodawca. Nie chce tego zrobić ani jeden pracodawca w Homlu. Jak na razie bardzo trudno jest mi znaleźć pracę, nawet miejscowi mają z tym problem, a co dopiero przyjezdni.

Mój najstarszy syn kończy szkołę przez Internet. A ja staram się, aby mój najmłodszy mógł pójść do przedszkola. Zajmuje to również dużo czasu, ponieważ musimy przejść przez komisję lekarską, ciągle biegam do urzędu… Przy rejestracji dziecka jest dużo biurokracji, dużo papierów, dokumentów. Do tej pory nie udało nam się zarejestrować.

– Czy planuje Pani powrót na Ukrainę?

– Mój mąż został na Ukrainie. Będziemy czekać, może sytuacja się tam jakoś wyklaruje i będzie mógł przyjechać do nas. Ale będziemy tu przez rok, jeśli wszystko pójdzie dobrze i dostanę pozwolenie na pobyt czasowy na rok. Nie wiem, co będzie dalej.

– Czy nie przeszkadzało Pani, że jako uchodźczyni z Ukrainy jedzie Pani do kraju, który jest agresorem w tej wojnie?

– Nie. Jedynym zmartwieniem jest to, że znajdujemy się blisko granicy, więc tu też nie jest do końca bezpiecznie. Szczerze mówiąc, nie przejmowałam się zbytnio tym, skąd nadlatują pociski. W końcu to wszystko polityczna rozgrywka, a my, zwykli ludzie, staliśmy się po prostu zakładnikami tej sytuacji.

Według danych ONZ od początku rosyjskiej agresji terytorium Ukrainy opuściło 6,6 mln osób. 27 tys. uchodźców trafiło na Białoruś.

„Bardzo się nie bałem – przeżyłem Afganistan.” Lekarz z Mariupola o ucieczce do Warszawy ostrzelanym samochodem

am, ksz/ belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKościerska kronika wydarzeń 23.05 – 27.05
Następny artykuł“Eko Opoczno” na dobry początek wakacji