A A+ A++

„Była 7 rano. Stałem na werandzie. Spojrzałem w górę i zostałem oślepiony silnym rozbłyskiem. Rozżarzony ogień pokrył niebo i przedzielił je na dwie części. Poczułem palące powietrze na twarzy, a moja koszula zaczęła się palić. Minutę później był ten huk. Olbrzymi! (…) Zostałem wyrzucony z werandy i wylądowałem jakieś 5-6 metrów od niej. Straciłem przytomność na parę minut”.



To opis jednego ze świadków tajemniczej syberyjskiej katastrofy sprzed 100 lat. Człowiek, którego słowa przytoczyłem, znajdował się 64 kilometry od epicentrum eksplozji…

Wydarzenie to miało miejsce w 1908 roku na północ od jeziora Bajkał. Coś uderzyło w ziemię z takim impetem, że na obszarze 2000 kilometrów kwadratowych w ciągu chwili runęło 80 milionów drzew.



Eksplozja, której siła rażenia była 1000 razy większa niż wybuch bomby zrzuconej na Hiroszimę, sprawiła, że przez bitą godzinę wariowały sejsmografy na całym świecie, a 800 kilometrów od miejsca eksplozji maszynista awaryjnie zatrzymał pociąg święcie przekonany, że grzmot, który właśnie usłyszał, spowodowany był wybuchem łatwopalnego ładunku w jednym z wagonów.

Kiedy wstrząsy ustały, a echo huku ucichło, z nieba zaczął sypać się pył. Było go na tyle dużo, że odbijał on światło. To bodaj jedna z niewielu okazji, gdy wielu mieszkańców Europy i Azji mogło doświadczyć efektu „białej nocy”.
Minęło 19 lat, zanim pierwsza sowiecka ekipa badawcza odwiedziła miejsce eksplozji. Na czele ekspedycji stanął Leonid Kulik. Musiał on dogadać się z lokalnymi myśliwymi, aby ci pomogli mu i jego ludziom przedrzeć się do celu.



Widok był spektakularny. Olbrzymia połać terenu, bez żadnego śladu życia, wypełniona powalonymi drzewami, spomiędzy których sterczały całkiem spalone, pozbawione gałęzi, smętne badyle. Kulik po dłuższej obserwacji zlokalizował w ziemi sporo otworów, które uznał za niewielkie kratery po uderzeniu meteorytów.

Kolejne ekspedycje przeprowadzane w latach 50. i 60. podtrzymały teorię, jakoby przyczyną tunguskiej katastrofy miało być uderzenie meteorytu. Jedna z ekip badawczych wyjęła z ziemi i z drzew sporo małych odłamków krzemianowych. Dokładniejsze ekspertyzy wykazały, że tajemnicze obiekty zawierają wysokie proporcje niklu w stosunku do żelaza – właściwość, którą zaobserwowano w meteorytach.





W dalszym jednak ciągu nie znaleziono głównego obiektu, który wyrządził tak kolosalne szkody. W latach 30. brytyjski astronom F. J. W. Whipple zasugerował, że sprawczynią całego zamieszania była kometa, a nie meteoryt. Kometa składa się głównie z pyłu, lodu i zamarzniętych gazów, więc po uderzeniu w ziemię może ona praktycznie całkowicie wyparować.

Nie wszyscy jednak uwierzyli w te rewelacje. Na przykład całkiem ciekawą alternatywną teorię na temat tajemniczego syberyjskiego incydentu miał niemiecki astrofizyk Wolfgang Kundt, który uważał, że potężna eksplozja wywołana została przez gwałtowne uwolnienie się i zapłon 10 milionów ton gazu kryjącego się pod ziemską skorupą!



Zupełnie szaloną hipotezę wysnuł w 1941 roku niejaki Lincoln Lapaz, który z całym przekonaniem twierdził, że w 1908 roku z Ziemią zderzyła się spora ilość złączonych ze sobą antycząsteczek. Według niego to anihilacja antymaterii doprowadziła do tak spektakularnej tragedii…

Jeszcze dalej poszli dwaj amerykańscy naukowcy Michael P. Ryan i Albert A. Jackson, którzy w 1973 roku przedstawili swoją teorię. Badacze twierdzili, że doszło do kolizji Ziemi z miniaturową czarną dziurą!

To jeszcze nie koniec prób wyjaśnienia syberyjskiego wybuchu sprzed ponad stu lat. W 1956 roku znany rosyjski pisarz książek science fiction Aleksander Kazancew odwiedził zarówno miejsce tajemniczej eksplozji, jak i Hiroszimę. Autor znalazł sporo podobieństw pomiędzy tymi miejscami i uznał, że na zimnym, rosyjskim odludziu rozbiło się ufo napędzane potężnym silnikiem nuklearnym.



Skoro już dotarliśmy do paranaukowych teorii, to zahaczmy też o spirytualizm! Na terenie środkowej Syberii żyje wiele ludów posługujących się językami z grupy tungusko-mandżurskiej. Wśród mieszkańców tych ziem są m.in. Ewenkowie. Ich szamani twierdzą, że za katastrofą stoi bóg piorunów Agda, który zirytował się ciągłymi konfliktami pomiędzy plemionami. Pewnego dnia, wkurwiwszy się już srogo, zesłał na ziemię ekipę upiornych demonów, która to właśnie rozpierdzieliła kawał Syberii w drobny mak.
Warto dodać, że Ewenkowie, którzy przeżyli katastrofę uznali miejsce wypadku za świętą dla nich ziemię i przez długie dekady regularnie atakowali przybywających tam sowieckich naukowców.



A co jeśli opisywanym przez syberyjski lud bogiem piorunów był sam Nikola Tesla? Jest na to pewna teoria… Autor setek patentów, człowiek, który opracował sposoby generowania i przesyłu prądu przemiennego, miał zostać zauważony dzięki pomocy bankiera i przedsiębiorcy – J.P. Morgana. To właśnie on, zachwycony popisowymi eksperymentami serbskiego naukowca, miał wyłożyć 150 tysięcy dolarów na rozwój jego kariery. Za tę kasę Tesla zaczął budować w Nowym Jorku 187-metrową wieżę zwaną Wardenclyffe Tower – to tam miały odbywać się przyszłe doświadczenia Nikoli. Po tym, jak Tesla zaczął snuć wizję stworzenia urządzenia emitującego tzw. „wolną energię”, liczący na czerpanie profitów z wynalazków ekscentrycznego naukowca Morgan nastroszył wąsy i wycofał się z dalszego finansowania jego projektów.



Serb jednak nie zamierzał zawieszać pracy i w 1908 roku obwieścił, że skonstruował aparaturę umożliwiającą przeniesienie potężnego ładunku energii w dowolne miejsce na świecie. Planował oczywiście przetestować swój wynalazek. Wyładowanie miało mieć miejsce na biegunie północnym, gdzie ewentualne szkody nie zagrażałyby życiu żadnego człowieka. Ostatecznie jednak Tesla wycofał się ze swoich planów. W każdym razie oficjalnie. Parę dni później potężna eksplozja wstrząsnęła północną Rosją, a fala uderzeniowa obiegła całą Ziemię…


Tymczasem prawie sto lat od katastrofy grupa włoskich uczonych wzięła pod lupę jezioro Czeko oddalone o zaledwie 8 kilometrów od epicentrum uderzenia. Akwenu tego nie było na żadnej starej mapie – uznano więc, że musiał on pojawić się stosunkowo niedawno. Jezioro to wyróżnia się spośród innych syberyjskich zbiorników wodnych okrągłym kształtem. Dotąd głównym argumentem przeciwników meteorytowej wersji tunguskich zdarzeń był brak krateru pozostawionego przez pozostałość ciała niebieskiego. Wygląda na to, że meteoryt, owszem, uderzył w ziemię, a konkretnie w błoto, tworząc głęboką na 50 metrów nieckę, która szybko wypełniła się wodą.



Na dnie jeziora Czeko Włosi odkryli fragmenty skał, które uznali za pozostałości po meteorycie.
Czy to ostateczna, niepodważalna teoria, która powinna wyprzeć wszystkie pozostałe? Raczej nie. Z całą pewnością temat katastrofy tunguskiej i jej przyczyny wywoływać będzie dyskusje jeszcze przez wiele lat.

Źródła: 1, 2, 3


Oglądany: 115586x | Komentarzy: 60 | Okejek: 488 osób
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł10 szokujących sekretów z Korei Północnej
Następny artykułUrodziny Augustowa