A A+ A++

Rząd zastanawia się jak zapobiec pakietowemu wykupowi mieszkań. Do takich analiz skłania m.in. wynik niedawnego referendum dotyczącego wywłaszczenia dużych funduszy, które przeprowadzono w Berlinie. Mieszkańcy stolicy Niemiec opowiedzieli się za wywłaszczeniem spółek posiadających na terenie miasta ponad 3 tys. mieszkań przeznaczonych na najem.

Autor: housemarket.pl 05 października 2021 13:30

  • Mieszkańcy Berlina w referendum opowiedzieli się za wywłaszczeniem funduszy posiadających dużą liczbę mieszkań na wynajem.
  • W Polsce taka sytuacja jest mało prawdopodobna ze względu na odmienną strukturę rynku najmu.
  • Zdaniem radcy, fundusze inwestycyjne mają swoją rolę do odegrania w kryzysie mieszkaniowym i potencjalnie mogą przyczynić się do zwiększenia rodzimego zasobu mieszkaniowego.

Radca prawny Piotr Szulc zwraca uwagę, że w Berlinie ponad 80 proc. mieszkańców wynajmuje swoje mieszkania – podczas gdy w Warszawie najemcami jest niecałe 20 proc. mieszkańców, a pozostali mieszkają w należących do nich nieruchomościach. Proste przekładanie sytuacji Berlina do Warszawy jest zatem błędne. Jak wyjaśnia, sytuacja mieszkaniowa w stolicy Niemiec jest znacznie bardziej złożona, z uwagi na oligopolistyczną strukturę rynku najmu zdominowanego przez kilku potężnych graczy.

CZYTAJ TEŻ: POLACY WOLĄ WYNAJMOWAĆ OD PROFESJONALSTÓW 

Szukasz terenów inwestycyjnych? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

Czynsze najmu w Berlinie rosły w ostatnich latach bardzo szybko, zdecydowanie szybciej niż miało to miejsce w Polsce. W opinii Piotra Szulca, te elementy złożyły się na frustrację społeczną i wolę wywłaszczenia wielkich posiadaczy. Dodaje, że wynik berlińskiego referendum nie jest wiążący, a wejście w życie zwycięskiego rozwiązania może okazać się bardzo kosztowne, a także konstytucyjnie wątpliwe.

Piotr Szulc zaznacza, że Polska mierzy się z poważnym problemem w dostępie do lokali mieszkalnych (z danych GUS wynika, że przypada w Polsce ok. 386 mieszkań na 1 tys. mieszkańców, dla porównania wskaźnik ten wynosi w Niemczech 509 mieszkań na 1 tys. mieszkańców, na Węgrzech – 456, w Czechach – 455). Z jednej strony ustawodawca od dawna chce rozwiązać problem mieszkaniowy, a z drugiej strony planuje teraz zniechęcać inwestorów zagranicznych do inwestowania swoich środków w Polsce. Zdaniem radcy, fundusze inwestycyjne mają swoją rolę do odegrania w kryzysie mieszkaniowym i potencjalnie mogą przyczynić się do zwiększenia rodzimego zasobu mieszkaniowego.

Zjawisko hurtowych zakupów mieszkań nie jest jeszcze w Polsce masowe – a to, co winduje ceny nieruchomości w obecnej sytuacji to nie działalność zagranicznych funduszy inwestycyjnych, ale m.in. ogromny popyt inwestorów indywidualnych (napędzany niskimi stopami procentowymi).

Nie ma na naszym rynku sytuacji, w której nabywca instytucjonalny rywalizuje z nabywcą indywidualnym o nieruchomość, tak jak ma to niekiedy miejsce w dużych zachodnich metropoliach. W mojej ocenie każdy rodzaj limitu ilościowego dla inwestorów zakłóci funkcjonowanie całego rynku najmu mieszkań. Wydaje się, że gdyby jakiś limit wprowadzono – a możliwe byłoby wprowadzenie go dopiero dla przyszłych projektów – to na efekty takiej zmiany musielibyśmy długo poczekać. Prawdopodobne wydaje się również, że wprowadzenie limitu ostatecznie zmniejszyłoby dostępny zasób mieszkaniowy – część projektów realizowanych w formule buy-to-rent po prostu nie zostałaby wprowadzona na rynek, a nie jak wydają się sądzić pomysłodawcy ograniczeń – zasiliłaby zasób mieszkaniowy oferowany indywidualnym nabywcom – mówi Piotr Szulc.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGroźne zdarzenie na S17 [VIDEO]
Następny artykułPosłanka Lewicy: Dlaczego boicie się terrorystów?