Taki sobie reżim urlopowy narzuciłem, że mógłbym pisać dwie notki dziennie i to drobnym druczkiem na trzy strony papieru kancelaryjnego. Tylko czasem się nie chce. A czasem sobie uświadamiasz, że to nikomu niepotrzebne. Że to słabe naprzeciw rzeczom, które napotykasz. Nie warte niczego. Że lepiej pokazać jedno zdjęcie, które będzie za tysiąc słów na papierze kancelaryjnym. Weźmy taki krzyż. Niby rzecz prosta. Cieśli tu nie trzeba. Zrobić łatwo, nieść trudniej. Niesiemy go już ponad 2000 lat. Padamy, on się chyli, murszeje, też pada, porasta mchem. Inni go jednak podnoszą, niosą dalej i dalej. Bo tylko z nim i pod nim był i jest możliwy nasz cywilizacyjny marsz ku coraz lepszemu światu. Chcą nam go odebrać, zniszczyć, spalić. Próżne zamiary. Są inni, którzy go poniosą po nas, a po nich przyjdą inni. Następni i następni. Jak to dziecko, które zrobiło najpiękniejszy krzyż jaki w swoim życiu napotkałem. Nie ze złota, nie diamentami i masą perłową wysadzany. Zrobiony z tego co pod ręką dziecka. Pozornie byle jaki, niesolidny, nie czuć tu ciesielskiej, fachowej, twardej dłoni. Ale to krzyż, rzecz mocna. Najmocniejsza.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS