„Proszę, aby od Wigilii uroczystości Bożego Narodzenia obowiązujący dotąd limit wiernych (jedna osoba na 15 mkw.) został zmniejszony do osoby na 7 mkw.” – napisał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki w liście do premiera Mateusza Morawieckiego.
Choć pod listem podpisał się tylko Gądecki, należy domniemywać, że jego treść została uzgodniona z innymi hierarchami. Mamy więc do czynienia z oficjalnym stanowiskiem polskich biskupów. Co więcej, list przedrukowały media o zasięgu ogólnopolskim, więc stał się formą medialnego nacisku na rząd.
Czytaj też: Ekspert o Narodowym Programie Szczepień. „To niemożliwe, by zrealizować go tak, jak chce rząd”
Trudno w takim piśmie dostrzec pomoc w walce z pandemią, tym bardziej że wielu Polaków i tak nie wierzy w skuteczność obostrzeń i stara się je omijać. Teraz biskupi dostarczają sceptykom dodatkowego argumentu.
Warto rzeczony list przeczytać uważnie. Nie sposób bowiem oprzeć się wrażeniu, że Gądeckiemu leży na sercu nie tyle udział katolików w obrządkach religijnych, ile raczej ich liczba. Jak wiadomo, finanse polskiego Kościoła w dużej mierze zależą od „dobrowolnych ofiar” składanych na tacę, szczególnie w okresie świątecznym.
Zupełnie osobliwie zabrzmiało już na początku listu odwołanie do art. 53 Konstytucji RP gwarantującego wolność religijną. Gądecki uderza w najwyższe tony i po prostu się ośmiesza. Jaki jest bowiem związek między obowiązującymi wszystkich obywatelami obostrzeniami sanitarnymi, a wolnością religijną? „Na gruncie prawnym – podobnie jak na gruncie teologicznym – możemy powiedzieć, że wolność religijna nie jest po prostu jednym z praw człowieka, ale należy ona do fundamentalnych praw człowieka, których ochrona jest warunkiem sine qua non demokratycznego państwa prawnego”.
Czytaj też: Młodych lekarzy trzyma w kraju jedynie pandemia. Nie chcą uciekać z tonącego okrętu
Autor listu wieszczy, że utrzymanie obostrzeń to wiatr w żagle wrogo nastawionych do religii sekularystów. „W okresie coraz większego sekularyzmu wolność religijna jest ważnym i wartym ochrony prawem, gdyż jej przestrzeganie służy zarówno jednostce, jak i dobru społeczeństwa. Dzisiejszy rząd – ograniczając możliwość sprawowania aktów kultu publicznego – ustanawia niebezpieczny precedens, który może skutkować poważnymi konsekwencjami w przyszłości, może zostać wykorzystany przez rządy wrogo nastawione do religii i Kościoła”.
To kolejna odsłona nacisku Kościoła na władzę polityczną. Jeszcze nie przebrzmiały echa fatalnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, za które gorąco dziękował właśnie Gądecki, a oto ten sam hierarcha funduje nam kolejną, i zupełnie niepotrzebną odsłonę konfliktu społecznego.
Słowa Gądeckiego skrywają prawdy prozaiczne. Lęk przed pustymi kościołami (brak dopływu gotówki), chęć dalszego naciskania na polityków, by nie zapomnieli, kto tak naprawdę w tym kraju sprawuje władzę oraz elementarny brak empatii dla wiernych. Nie jest przecież tajemnicą, że zwiększona liczba wiernych w kościołach to zwiększone ryzyko zachorowań przede wszystkim dla osób starszych.
Jak na razie premier szantażowi nie uległ, choć asekuracyjnie stwierdził, „że toczą się rozmowy z Episkopatem, ale na ten moment żadnej zmiany w tym zakresie jeszcze nie ma”. Co nie wyklucza, że takowa się pojawi. Jak wiemy, ten rząd jest wyjątkowo uległy wobec biskupich oczekiwań.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS