W ostatnich dniach media w całym kraju powróciły do zaginięcia Iwony Wieczorek. Przy tej okazji postanowiliśmy wyjaśnić, dlaczego pierwsze 48 godzin ma kluczowe znaczenie dla poszukiwań, jakie błędy popełniono w sprawie 19-latki z Gdańska oraz czy zawsze warto nagłaśniać zaginięcia w mediach. Na te inne pytania odpowiedziała prof. Ewa Gruza, wybitna prawniczka i specjalistka w dziedzinie kryminalistyki.
Rafał Borowski, „Wprost”: Z punktu widzenia kryminalistyki, w sprawach poszukiwania osób zaginionych decydujące znaczenie mają czynności dowodowe, podjęte do 48 godzin od chwili zaginięcia. Dlaczego po upływie tego okresu szanse na odnalezienie osoby zaginionej drastycznie maleją?
Prof. Ewa Gruza: W kryminalistyce mówimy o tzw. złotych 48 godzinach. To najistotniejszy okres, w którym jesteśmy w stanie zdobyć jakiekolwiek informacje. Po pierwsze: jeśli istnieją jakiekolwiek ślady związane z przestępstwem – a zaginięcie może mieć charakter kryminalny – to 48 godzin to jest ten okres, kiedy te ślady jeszcze są możliwe do ujawnienia i zabezpieczenia. One po prostu fizycznie istnieją. Chodzi na przykład o nagrania z monitoringu, który nie zostały nadpisane albo przez przypadek wykasowane.
Po drugie, to kwestia pamięci świadków. Świadek żyje swoim życiem i nie zawsze ma świadomość, że to, co widział, może być przedmiotem zainteresowania organów ścigania. Czym dłuższy czas upływa, tym bardziej się te ślady zacierają, czyli wspomnienia robią się coraz bardziej mgliste.
I pojawia się ryzyko, że świadek nieświadomie będzie sugerować się tym, co już słyszał lub czytał na temat danej sprawy…
Tak. 48 godzin to bezpieczny okres, gdyż ślady pamięciowe nie zostały zatarte i nie ma tego destrukcyjnego wpływu otoczenia. Jeśli chodzi o sprawy zaginięcia, to kluczowymi informacjami są te, które pochodzą od najbliższych: rodziny, przyjaciół, znajomych.
Przy poszukiwaniach osób zaginionych, najistotniejsza jest wiedza o zaginionym. Nazywamy to profilem wiktymologicznym, czyli kim jest ta osoba, jaki tryb życia prowadziła, co się zmieniło w jej życiu ostatnim czasie, czy popadła w konflikty rodzinne, czy pojawiły się problemy finansowe, zawodowe, szkolne itd. Często nie doceniamy tych informacji.
Poza tym, największym problemem jest to, że zgłaszający zaginięcia nie mówią prawdy. Napisałam kiedyś tekst zatytułowany „Giną tylko anioły”. Dlaczego? Ludzie zgłaszający zaginięcia przedstawiają osobę zaginioną jako naprawdę anioła. Człowieka bez skazy i bez problemów, o cudownym charakterze. Nigdy tak nie jest.
Zapewne część zgłaszających ukrywa prawdę, gdyż stara się w ten sposób zdjąć się z siebie współodpowiedzialność za problemy osoby zaginionej, czyli de facto przyczynienie się do zaginięcia.
Trywializowanie faktów bądź tworzenie własnych teorii przez zgłaszających jest po prostu wprowadzaniem w błąd. Dobrze widać to na przykładzie zaginięć samobójczych. Podam przykład z życia wzięty. Młoda osoba nie wytrzymała i powiesiła się bardzo wysoko na drzewie. Gdzie jej szukano? Oczywiście na ziemi, bo takie były przesłanki. Dopiero po kilku tygodniach znaleziono wiszące na drzewie zwłoki.
Kierowaniem poszukiwań nie w tę stronę, co trzeba, to jedno. Druga kwestia – co jest nagminne w Polsce – to odmawianie przez policję podejmowania jakichkolwiek akcji poszukiwawczych natychmiast. Szczególnie, jeżeli to są młode osoby. Poważnie szuka się przede wszystkim dzieci, gdyż są bezbronne i pozbawione instynktu samozachowawczego. Tu faktycznie akcje są podejmowane bardzo szybko.
Skąd wzięło się obiegowe i całkowicie błędne przeświadczenie, że poszukiwania osoby dorosłej można rozpocząć dopiero po upływie 24 godzin od chwili zaginięcia?
Próbowałam to ustalić. Nigdy nie było w przepisach jakiegoś okresu karencji, czyli czasu, który należy odczekać od zgłoszenia do poszukiwania. Niestety, nie żyjemy w mądrym społeczeństwie. Żyjemy w społeczeństwie, które wierzy w to, co jest w mediach. Proszę na przykład obejrzeć stare polskie filmy kryminalne. Tam zawsze pada hasło: „Nie minęły 24 godziny”. To niestety jest w ludziach bardzo mocno zakorzenione. Nawet teraz w serialach powtarza się tę głupotę.
Sęk w tym, że to przede wszystkim policjanci powinni wiedzieć, że mityczne 24 godziny nie mają żadnego umocowania w przepisach.
Przywołam wyniki badania mojej studentki, która sprawdzała, jaka jest wiedza policjantów na ten temat. Okazało się, że ponad 40 proc. funkcjonariuszy, którzy ukończyli szkolenie podstawowe twierdziło, że musi minąć minimum 24 godziny, żeby można było przyjąć zgłoszenie. I tak „zakodowani” trafiają do jednostek. Niestety, w ten sposób zniechęca się ludzi.
Każdego roku ginie w Polsce kilkanaście tysięcy osób. Na szczęście, większość z nich odnajduje się. Dlaczego właśnie sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek zyskała taki rozgłos?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Mamy tylko dwie sprawy, którymi w sposób całkowicie irracjonalny żyje cała Polska. Jedna to sprawa Ewy Tylman, druga to właśnie sprawa Iwony Wieczorek. Iwona Wieczorek ani nie jest pierwszą, ani ostatnią dziewczyną, która zaginęła, a okoliczności zaginięcia są owiane jakąś tajemnicą. A tajemnicą są owiane dlatego, że tak naprawdę w tej sprawie nic nie zrobiono albo było robiono głupio i chaotycznie.
Jakie błędy popełniono zdaniem pani profesor w trakcie poszukiwań Iwony Wieczorek?
Po pierwsze zbagatelizowano przyjęcia zgłoszenia. Fakt, może dziwić to, że tak młodą osobę można wypuścić na całą noc na imprezę, na dodatek do klubu, który nie cieszy się największą renomą. I pewnie w ten sam sposób pomyślała policja. Nie zrobiono tak naprawdę nic.
Nie zabezpieczono tych pierwszych śladów, przede wszystkim śladów pamięciowych ludzi, do których można było dotrzeć. Tych tysięcy turystów, których pewnie można było ustalić. Był monitoring, różnego rodzaju nagrania i zdjęcia, a także Facebook, do którego ludzie wrzucają dosłownie wszystko. Naprawdę, można było takich ustaleń dokonać.
Nie dość, że zmarnowano najważniejszy czas, to potem działano w sposób totalnie chaotyczny. Jak to możliwe, że po tylu latach raptem ustala się tożsamość tego słynnego mężczyzny z ręcznikiem, który najprawdopodobniej był Bogu ducha winnym turystą? Być może najzwyczajniej w świecie bał się, że jak się zgłosi, to ze zwykłego człowieka staje się zabójcą Iwony Wieczorek. Zespół bardzo dobrych policyjnych specjalistów przygotował na czas cały kontekst działań, które powinny być podjęte. Powtarzam, nie zrobiono nic.
Jakim w ogóle prawem wszedł do mieszkania niejaki pan Krzysztof Rutkowski, który nawet nigdy nie był detektywem, i dostał się do komputera zaginionej? To policja powinna sprawdzić, gdzie logowała, z kim rozmawiała, czy może planowała swoją ucieczkę z domu.
My ciągle widzimy ideał pięknej blondynki. A tak naprawdę nie wiemy, kim była ta dziewczyna. Z kim utrzymywała kontakty i jakie miała plany. Tak jak mówiłam, rodzina robi z kogoś anioła. Nawet nie zrobiono solidnego profilu wiktymologicznego. Dziś, po kilkunastu latach, okazuje się, że to jej najbliższe otoczenie tak naprawdę wie najwięcej.
Czy rodziny zaginionych powinny szybko nagłośnić sprawę w mediach? Czy takie działanie może to przynieść więcej szkody niż pożytku?
Odpowiem przewrotnie – jeżeli policja się weźmie za poszukiwania, to nie, nie przeszkadzajmy. A jeżeli policja powie: proszę przyjść za 48 godzin, to tak. Za 48 godzin to możemy szukać wiatru w polu.
Znam wiele przypadków, gdzie odnajdywało się osoby zaginione dzięki determinacji rodziny. Jeżeli mamy do czynienia ze starszą osoba z głęboką demencją, która się gubi i po prostu nie potrafi znaleźć drogi do domu, a rodzina nie zacznie jej szukać, to nikt jej nie znajdzie.
Jeżeli widać, że policja nic nie robi, tj. ogranicza się do zarejestrowania zgłoszenia w systemie, to na pewno nie radzę korzystać z jasnowidza czy detektywa. Radzę tzw. pospolite ruszenie. Mam tu na myśli skontaktowanie się z organizacją pozarządową lub grupą poszukiwawczo-ratowniczą.
Warto wspomnieć, że aby opublikować wizerunek osoby zaginionej w mediach, policja musi uzyskać stosowną zgodę rodziny.
Głupota totalna. Jak poszukiwać mężczyzny, który ma np. 1,8 m wzrostu, lekko szpakowate włosy i śniadą cerę? Ile milionów ludzi tak wygląda? I tu pojawia się kluczowe pytanie: dlaczego rodzina nie chce opublikowania wizerunku? Czy rzeczywiście zależy jej na tym, żeby taką osobę odnaleźć?
Jeżeli mnie zaginęłaby najbliższa osoba, to zrobiłabym wszystko. Rozplakatowała zdjęcia, chodziła po znajomych, po sklepach, po ulubionych miejscach. Czasami warto odwiedzić miejsca z przeszłości. Zdarzają się przypadki, że zaginieni jadą w miejsca znane im z dzieciństwa czy z wczesnej młodości.
Kilka lat temu pewien prokurator podzielił się ze mną swoją prywatną opinią, że jeśli sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek zostanie rozwikłana, to zapewne przez przypadek.
Myślę, że pan prokurator miał rację. Biorąc pod uwagę totalny chaos, który jest w tym postępowaniu, ta sprawa rozwiąże się przypadkowo. Na przykład ktoś faktycznie coś powie lub zachowa się nieostrożnie i – kolokwialnie mówiąc – „wysypie się”. Albo – z całym szacunkiem dla rodziny tej dziewczyny – odnajdzie jej ciało. Wtedy będziemy wiedzieli, co się stało.
Pozostaje pytanie, czy będziemy potrafili zrekonstruować, jak do tego doszło. Te wszystkie czynności, które obserwujemy, nie mają moim zdaniem realnych szans wykrywczych. Wszystko, co teraz się dzieje, było wiadome wcześniej. Jakoś nikomu nie chciało się podjąć tematu wtedy, kiedy był na to czas.
Ewa Gruza: profesor doktor habilitowany w Katedrze Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół kryminalistyki, psychologii sądowej, prawa dowodowego, problematyki policyjnej i opiniowania przez biegłych. Jest ekspertem w dziedzinie badań dokumentów.
W latach 2005-2011 była członkiem Trybunału Stanu. W 2015 r. została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Czytaj też:
Policyjny analityk o śledztwie ws. Iwony Wieczorek. Wskazuje inne kierunki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS