Dzisiejszym tematem wchodzę na dość grząski grunt i w pełni zdaję sobie z tego sprawę. Niemniej, czasem trzeba wejść tam, gdzie niespecjalnie wygodnie. Zwłaszcza w momencie, gdy chcę zagrzać Was do dyskusji i rozmów na jakiś konkretny temat. Wpis nie będzie się bowiem kręcił wokół czegoś banalnego lub zero jedynkowego. Podejmiemy zagadnienie, które zdaje się dzielić społeczeństwo właściwie od samych początków branży.
Mowa oczywiście o ocenianiu. Jakby bowiem nie spojrzeć, wszyscy poddajemy dzieła, z którymi obcujemy, jakiejś opinii. Niekoniecznie musi być to kwestia liczbowa (więcej o skalach w recenzjach pisałem w tym miejscu), ale po prostu jakikolwiek sposób na konkluzję i zamknięcie swoich myśli w sprawie danej produkcji w stosunkowo zwięzłej formie. Ocenianie spijamy wręcz z mlekiem matki.
By być jednak bardziej szczegółowym, dziś chciałbym podyskutować z Wami o tym mitycznym „10/10”. Spróbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy takie gry rzeczywiście istnieją, ile (i czy w ogóle) pojawiło się takich w ostatnich latach oraz jakie warunki powinno się spełnić, aby móc mówić o produkcie perfekcyjnym. Bo przecież to właśnie kryje się za powiedzeniem, iż coś zdobywa maksymalną ocenę. Prawda?
Jak to jest z tym 10/10?
Ilu ludzi, tyle opinii i gustów. Już na starcie odpowiedzmy sobie więc na jedną kwestię – nie istnieje gra, która spodobałaby się każdemu. Nie ma projektu, który dla WSZYSTKICH graczy byłby 10/10. Zostańmy więc przy kwestiach osobistych, wszak w tej materii jest o to o wiele prościej. Jestem przekonany, że wielu z nas miało przyjemność obcować z tytułami, którym wystawiłoby „dyszkę”.
Czy są to jednak produkcje idealne i bezbłędne? Cóż, nie dla mnie. Jestem jedną z tych osób, które uznają, że takich nie ma. Gry wideo są zbyt rozbudowanym medium, a sam proces powstawania i liczba składowych tak zaawansowane, że nie da się przejść przez nie bez potknięcia. Zawsze pojawią się choćby najmniejsze błędy – drobnostki, które dla jednych będą niczym, a dla innych powodem do atakowania twórców za niedbałość.
Zaznaczę więc także, iż dla mnie gra 10/10 nie jest grą bezbłędną. Ideałów się nie szuka, do ideałów się dąży. Dlaczego? Ponieważ ideały nie istnieją. Osobiście wystawiłem w moim życiu kilka „dziesiątek” i robiłem to po prostu przy okazji pozycji, które nie były w stanie mnie znudzić choćby w najmniejszym stopniu, a które jednocześnie nie dobijały mnie jakimikolwiek błędami wpływającymi na mój odbiór świata przedstawionego.
Tak więc, jeśli już w tej kwestii rozpęta się dyskusja w komentarzach, to pozwalam sobie przedstawić moje stanowisko. Mówiąc o grach 10/10, nie mam na myśli pozycji perfekcyjnych. Jeżeli miałbym je tak postrzegać, to tekst pozwoliłbym sobie uciąć już w tym miejscu. I to prostym zwieńczeniem. Nie, nie ma gier 10/10 i nie było takich w ostatnich latach. Na szczęście postrzegam to nieco inaczej.
Moje 10/10
Jeśli już takie podstawy mamy za sobą, przejdźmy do tego, czy osobiście miałem takie gry w ostatnich latach, które z czystym sumieniem określiłbym jako 10/10. Powiem krótko: tak. Było kilka produkcji, które bez najmniejszego problemu jestem skłonny sklasyfikować jako niezwykle bliskie perfekcji. I wcale nie muszę sięgać daleko pamięcią, by znaleźć przykłady. Nie było tego dużo, ale mocno wryły się w głowę.
Po pierwsze – Marvel’s Spider-Man od Insomniac Games. Bez wahania wystawiłbym tu „dyszkę”. Nawet pomimo kilku mniejszych błędów i pewnej wtórności przy okazji zadań pobocznych i odbijania kolejnych miejscówek. Dlaczego? Bo ani przez moment się nie nudziłem. To była przygoda, jaką miałem okazję przeżyć raz w życiu i prawdopodobnie jeszcze długo (przynajmniej do sequela) nie będzie mi dane tak ogromne poczucie euforii w związku z grą wideo.
Idąc dalej – na czystą „dziesiątkę” ode mnie zasługuje także It Takes Two od Hazelight Studios. Dlaczego? Z podobnej przyczyny, jak przy okazji przygód Petera Parkera – nigdy wcześniej nie miałem okazji przeżyć takiego doświadczenia. To gra jedyna w swoim rodzaju i nieporównywalna do czegokolwiek innego. Prawdziwa esencja kooperacji i produkcja, która od początku do końca wiedziała, czym chce być. Bez wątpliwości 10/10.
Ostatnim projektem z ostatnich lat, któremu wlepiłem prywatnie „10” jest Ratchet & Clank: Rift Apart. I tu ponownie Insomniac Games. Znów tak samo – nie była to gra pozbawiona wad (choć było jej do tego niesamowicie blisko), ale dała mi emocje oraz odczucia, jakich wcześniej nie dostałem. Co więcej – do tej pory jest to tytuł, który chyba najbardziej zbliżył się do obietnic o „jakości nowej generacji”. Szczęście w nieszczęściu.
Podyskutujmy!
Oczywiście jest to opinia, a z nią, jak z dup… Ah, nieważne! Wiecie, o co chodzi. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób oczywistościami w tym kontekście będą „Elden Ring” (który przecież dostał niedawno 10/10 od Wojtka), Forza Horizon 5 czy też – cofając się nieco wcześniej – The Legend of Zelda: Breath of the Wild. A może uważacie, że żadna gra nie zasługuje na 10/10 i po prostu nie uznajecie kompromisów?
Koniecznie dajcie znać, czy dla Was – podobnie, jak dla mnie – „dyszka” wiąże się po prostu z czymś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju, czy traktujecie tak gry, które są bezbłędne. Jeśli jesteście w tej drugiej grupie, jestem szczególnie ciekaw, czy posiadacie takie produkcje, które moglibyście bez zająknięcia wskazać, aby je tam wrzucić. Sekcja komentarzy jest Wasza i liczę na owocne rozmowy.
Może jest jeszcze zupełnie inaczej i macie swoją własną perspektywę na „10/10”? Jakąś definicję takiej oceny? Ciekawość mnie zżera, więc nie przedłużam zakończenia. Moją opinię poznaliście, a teraz… Podyskutujmy!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS