“Gdybyś się Jezuniu w Łodzi urodził, to byś na Bałuty do nas przychodził […] to byś po mieście z batem w ręku chodził, byś przepędził tych baranów, co to bronią jaśniepanów”. Czy robotnicze piosenki po latach się bronią?
Od wydania “Alei włókniarek” minęło kilka lat, ale książka Marty Madejskiej wciąż inspiruje. Ostatnio – Paulinę Walendziak, jedną z najzdolniejszych łódzkich aktorek, która przygotowała “Koncert piosenek robotniczych”. Znak czasów – kwiat łódzkiego aktorstwa zamiast na premierze „Rodzeństwa” Bernharda w Teatrze Jaracza zgromadził się w podwórku przy ul. Gdańskiej. Była moc!
Nic nie łączy bardziej niż praca
Kiedy stałam w tłumie obok przeznaczonych do rozbiórki ruin kamienicy, przypomniały mi się najlepsze chwile Teatru Pinokio za dyrekcji Konrada Dworakowskiego (cykl „Wjeżdżamy w bramy”). A także Festiwalu (jeszcze wtedy) Czterech Kultur, kiedy Zbigniew Brzoza ożywiał łódzkie podwórka. W cieniu drzew stanęły krzesła – dla Ola Stachowskiego z akordeonem i Michała Surosza z perkusją. To dla Pauliny Walendziak stało puste, czasem tylko w buntowniczym geście aktorka opierała o niego nogę, żeby, uderzając się w udo, grać na tamburynie, skandując przez szczekaczkę. Z okien zamieszkanych budynków wyjrzeli mieszkańcy. Niektórzy wyszli z psami, inni natrafili na koncert przypadkiem, wracając ze sklepu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS